POT LUCK – Elvis, którego nigdy nie zapomnisz…
POT LUCK
-Elvis, którego nigdy nie zapomnisz…-
Mariusz Ogiegło
Płyta „Pot Luck With Elvis” od zawsze zajmuje szczególne miejsce w mojej kolekcji. Ilekroć odtwarzam piosenki z tego albumu przenoszę się w magiczną podróż do wczesnych lat sześćdziesiątych a wyśpiewane ciepłym, aksamitnym głosem nagrania takie jak „Kiss Me Quick”, „Something Blue” czy „I’m Yours” wydają mi się wręcz kwintesencją tamtej niezwykłej muzycznej epoki.
Ten pierwszy utwór z resztą do dzisiaj wywołuje wśród moich najbliższych bardzo przyjemne wspomnienia… Za każdym razem gdy otwierająca LP kompozycja wybrzmiewa z głośników tylekroć moja mama przywołuje w pamięci wakacje w nieistniejącym już dzisiaj ośrodku wczasowym w Kozubniku (woj.Śląskie) i pewnego fana Elvisa z Częstochowy, który puszczał to nagranie po kilkanaście razy w ciągu jednego wieczora… (jeżeli dzisiaj ten Pan czyta tego bloga i ten tekst – serdecznie pozdrawiam).
Tak sobie pomyślałem więc, że skoro wakacje mamy w pełni a i wspomnienia z płytą jak najbardziej wakacyjne (tak bo choć nie jest to płyta filmowa to przeboje z niej zawsze kojarzą mi się z wakacjami, słońcem i dobrą zabawą) to przez najbliższych kilka (kilkanaście) dni zaproszę Was, Drodzy Czytelnicy bloga ELVIS: Promised Land, do Nashville, gdzie w ciągu dwóch marcowych dni 1962 roku Elvis Presley zarejestrował ponad połowę wspomnianego albumu. Kiedy i gdzie powstała reszta? O tym także w poniższym artykule…
W studiu nagraniowym
Bardzo często w różnych medialnych przekazach powtarzana jest informacja o tym, że płyta „Pot Luck” była ostatnim studyjnym albumem Elvisa Presley’a przed kilkuletnią przerwą a piosenki na nią zostały zarejestrowane w 1962 roku… W tym komunikacie jest zaledwie część prawdy ponieważ historia tego longplay’a sięga jeszcze roku 1961…. Doskonałą genezę trzeciego nie-filmowego albumu Presley’a najlepiej obrazuje krótka wzmianka w broszurze dołączonej do reedycji „Pot Luck” z kolekcjonerskiej serii FTD Label. Możemy w niej przeczytać, że „gdy na początku 1962 roku RCA zorientowała się, że zrealizowane ‘Follow That Dream’ ani ‘Kid Galahad’ nie zapewnią odpowiedniej ilości materiału na nowy album, Pułkownik Parker przybył z pomysłem stworzenia albumu kompilacyjnego”. W tym czasie w archiwach wytwórni wciąż znajdowało się jeszcze sześć nigdzie wcześniej nie zrealizowanych nagrań Elvisa (m.in. „Kiss Me Quick”, „I’m Yours” i „That’s Someone You’ll Never Forget”) zarejestrowanych podczas czerwcowej i październikowej sesji nagraniowej w Nashville z 1961 roku.
Na niespełna tydzień przed rozpoczęciem nagrań ścieżki dźwiękowej do komedii „Girls! Girls! Girls!”, 18 marca 1962 roku, w legendarnym dzisiaj Studio B w Nashville zorganizowano kolejną, dwudniową, ‘nie-filmową’ sesję nagraniową, której celem było skompletowanie utworów na nowy album i zarejestrowanie kilku piosenek na promujące go single…
Elvis pojawił się w usytuowanym przy 1611 Roy Acuff Place w Nashville, Studiu B w niedzielę wieczorem, 18 marca 1962 roku. W budynku należącym do wytwórni RCA Victor czekała już na niego ośmioosobowa grupa muzyków i kwartet The Jordanaires (tymczasem przed studiem jak zawsze tłoczyła się grupa nastolatków pragnących zobaczyć swojego idola i zdobyć jego autograf. „Moja pierwsza sesja z Elvisem. Nastroiłem instrument i przyjechałem”, wspominał swój studyjny debiut u boku Presley’a gitarzysta Harold Bradley. „Słyszałem to zamieszanie w alei. W końcu dostałem się do miejsca, w którym mogłem zaparkować mój nowy samochód. Zaparkowałem swojego kombi Nash po prawej stronie tuż za studiem. Otworzyłem drzwi, wyszedłem a tam było morze dzieciaków. Chcieli zobaczyć Elvisa. Stali nawet na moim kombi. Po prostu, zamknąłem drzwi, potrząsnąłem głową i pomyślałem: ‘nie wiem ile pieniędzy zamierzam zarobić z tym facetem ale to na pewno nie wystarczy by zapłacić za mój nowy samochód’”).
Znaczna część zaangażowanych na ten i kolejny wieczór instrumentalistów (w tym także wspomniany Harold Bradley) należała do tzw. ‘Nashville A Team’, tj. grupy czołowych muzyków studyjnych pracujących od połowy lat pięćdziesiątych dla największych nazwisk w ówczesnym show biznesie, m.in. dla Roy’a Orbisona czy grupy The Everly Brothers. Bardzo często jednak sądzono, że członkowie ‘Nashville A Team’ nagrywają głównie muzykę country ponieważ, jak czytamy w broszurze dołączonej do płyty „Such A Night. Essential Elvis Vol.6”, „generalnie nie było wiadomo o tym, że Elvis, Roy Orbison czy Everly Brothers nagrywają w Nashville”. Wszystko sprowadzało się więc do bardzo prostego aczkolwiek błędnego rozumowania – muzycy studyjni nagrywający w stolicy country grają tylko country. Tymczasem muzycy określani mianem ‘Drużyny A z Nashville’ „byli niezwykle elastyczni” i z powodzeniem odnajdowali się także w innych gatunkach muzycznych takich jak pop a nawet jazz.
W składzie grupy z którą Elvis pracował podczas tej marcowej sesji znaleźli się gitarzyści Scotty Moore, Harold Bradley („kiedy Elvis po raz pierwszy wszedł do studia była jakaś magia wokół niego”, wspominał w jednym z ostatnich wywiadów Bradley. „Wokół niego była pozytywna energia”) i Thomas ‘Grady’ Martin, basista Bob Moore, perkusiści D.J.Fontana i Murrey ‘Buddy’ Harman, pianista Floyd Cramer oraz doskonały saksofonista Homer ‘Boots’ Randolph.
Nad prawidłowym przebiegiem nagrań czuwali producent Steve Sholes z RCA i inżynier dźwięku Bill Porter.
Pierwszych nagrań dokonano około godziny 19.30. „Jedyną złą rzeczą jaką u niego pamiętam (u Elvisa, przyp.autor) był fakt, że lubił pracować w nocy i pracować przez całą noc. Niektórzy z chłopaków nie mogli tego znieść”, zapamiętał cytowany już wyżej Harold Bradley. „Pierwsza sesja, którą z nim zrobiłem zaczęła się w niedzielę o ósmej wieczorem a zakończyła o ósmej rano w poniedziałek. Zaraz po niej on poszedł na śniadanie i do łóżka. My natomiast szliśmy na śniadanie i wracaliśmy na kolejne sesje by później spotkać się z nim ponownie następnej nocy”.
Utworem, od którego rozpoczęto omawianą sesję była piękna ballada Paula Evansa i Ala Byrona (nowojorskiego teamu mającego w swoim dorobku m.in. takie przeboje jak „Roses Are Red” Bobby’ego Vintona), „Something Blue”. „Pisarze dostawali informacje o tym, że Elvis planuje sesję. Tak więc, pisaliśmy dla niego. Pokazywaliśmy nasze piosenki w Hill & Range (wydawnictwo, z którym współpracował Elvis, przyp.autor) a następnie wybierano demo z piosenkami”, wspominał na swojej stronie internetowej Paul Evenas. „Musieliśmy uważać, by nasze demo brzmiało jak nagranie Elvisa. Piosenkarz miał na celu zbliżenie się do Elvisa (śpiewałem na swoich płytach demo i na płytach demo kompozytorów, którzy chcieli pisać dla Elvisa ale nie mogli śpiewać podobnie do niego). Aranżacja miała brzmieć jak aranżacja Elvisa. Finałowe nagranie Elvisa było często ulepszoną wersją nagrania z płyty demo”, tłumaczył autor „Something Blue”.
Collin Escott w książce „Platinum: A Life In Music” będącej częścią czteropłytowego boxu pod tym samym tytułem określił piosenkę mianem „czułej i nostalgicznej” i jednocześnie podkreślił, że nagranie było bardzo charakterystyczne dla ówczesnego „brzmienia Nashville”. W swojej krótkiej refleksji autor dodał jednak, że „Something Blue” było zbyt spokojne by mogło znaleźć się na singlu.
Balladę Evansa i Byrona Elvis zarejestrował po siedmiu podejściach. Na taśmach z materiałami z tej sesji zachowały się niemal wszystkie próby – w tym bardzo ciekawe podejście pierwsze, które zespół rozpoczął od… „Marsza weselnego”. Pewnie teraz zastanawiacie się skąd muzycy wzięli taki właśnie pomysł na wstęp do piosenki (ja zastanawiałem się nad tym ilekroć słyszałem to alternatywne podejście)… Z wyjaśnieniem śpieszy Ernst Jorgensen w swojej doskonałej książce „Platinum: A Life In Music” na temat sesjonografii Presley’a. W rozdziale poświęconym marcowej sesji nagraniowej z 1962 roku można przeczytać, że „delikatny riff obraca się wokół starego weselnego rytuału: ‘coś starego, coś nowego, coś pożyczonego, coś niebieskiego’ i dlatego piosenka zamieszczona na płycie demo zawierała fragment ‘Marsza weselnego’ we wstępie”.
Niestety, jak słusznie zauważa autor „Platinum: A Life In Music”, pomysł kompozytorów zupełnie się nie sprawdził i po zaledwie jednej próbie Elvis i towarzyszący mu w studiu instrumentaliści zrezygnowali z niego na poczet innego gitarowego wstępu.
„’Gonna Get Back Home Somehow’ była utrzymanym w szybkim tempie nastrojowym numerem rockowym od Doca Pomusa i Morta Shumana, pary kompozytorów, która napisała ‘His Latest Flame’, ‘Little Sister’, ‘Mess Of Blues’ i oczywiście hity dla zespołu Drifters i Dion”, tak o kolejnym nagranym tego wieczora utworze pisał Colin Escott na łamach książki „Today, Tomorrow & Forever”.
Biografowie Presley’a oraz muzycy biorący udział w tej marcowej sesji zapamiętali, że chcąc osiągnąć lepsze brzmienie i dobrą dynamikę utworu piosenkarz zaangażował do niego aż dwóch perkusistów i dwóch basistów. „Harold Bradley grał tic-tac dublując akustyczny bas Boba Moora tyle, że o jedną oktawę wyżej”, relacjonował w swojej książce przebieg nagrania Ernst Jorgensen. „Grady Martin grał zarówno partie wiodące jak i rytmiczne spontanicznie przejmując obowiązki Scotty’ego Moora. Przez całą sesję”. „Naleganie Elvisa by podczas sesji w Nashville brało udział dwóch perkusistów i dwóch basistów przyniosło efekt w postaci bardzo rytmicznego utworu”, podsumował Escott.
Podobnie jak „Something Blue” piosenka „Gonna Get Back Home Somehow” została zarejestrowana za siódmym podejściem. „Z Elvisem łatwo się pracowało”, wspominał Harold Bradley. „Nigdy nie obwiniał zespołu jeżeli piosenka nie wychodziła. Po prostu przechodził wówczas do innego utworu”.
„W latach sześćdziesiątych Elvis kontynuował swój związek z Priscillą (zakończony małżeństwem) i jednocześnie odkrywał bardziej czułą i romantyczną stronę swojego śpiewu”, pisał w broszurze dołączonej do płyty „Romantic” Charles K.Wolfe. „Podczas niemal każdej sesji z tych lat […] Presley nagrywał jakąś balladę. Niektóre z nich, takie jak ‘(Such An) Easy Question’ napisane przez autora ‘Don’t Be Cruel’, Otisa Blackwella, trafiały na listy przebojów obok największych hitów”.
Zdaniem Ernsta Jorgensena nowe piosenki autorstwa Otisa Blackwella i Winfielda Scotta były wówczas bardzo pożądanym towarem podczas każdej sesji Presley’a a sami kompozytorzy natomiast dorównywali w ilości i jakości dostarczonego materiału legendarnej dzisiaj spółce Leiber/Stoller („na początku 1962 roku dostaliśmy złoto i mieliśmy trzy nasze piosenki nagrane przez niego w ciągu kilku tygodni. ‘Return To Sender’, ‘We’re Coming In Loaded’ napisane do filmu ‘Girls! Girls! Girls! oraz ‘(Such An) Easy Question’ z albumu ‘Pot Luck’”, wspominał w jednym z wywiadów Winfield Scott).
Ich najnowsza propozycja, wspomniana powyżej, „(Such An) Easy Question” zarejestrowana tuż po „Gonna Get Back Home Somehow” była „utrzymaną w średnim tempie piosenką popową z właściwym dla autorów bluesowym frazowaniem”. Wielu biografów Presley’a podkreśla, że był to wręcz idealny dla niego typ piosenki. Ta opinia z resztą przełożyła się na efekt końcowy i przebieg prac nad samym nagraniem (Jorgensen pisze w „Platinum: A Life In Music”, że „Elvis raz jeszcze kontrolował całą sytuację, starannie opracował aranżację zarówno na instrumenty jak i wokale tworząc perfekcyjną popową płytę”). Do zarejestrowania wersji master potrzeba było zaledwie pięciu prób z których większość poświęcono na ustalenie właściwego tempa utworu.
„Miłość i ciepło – to jest to czego wszyscy szukają”, miał stwierdzić w jednym z wywiadów Elvis Presley a jego wypowiedź doskonale pasowała do klimatu kolejnej nagranej tej nocy piosenki – „Fountain Of Love”. Była to świeża kompozycja Billa Gianta ze słowami Jeffa Lewisa. I co ciekawe (jestem tym faktem bardzo zaskoczony bo utwór ten jest moim absolutnym faworytem na LP „Pot Luck”), to właśnie tekst piosenki spowodował, że znalazła się ona na dziewiątym miejscu w zestawieniu „Najgorszych Piosenek Kiedykolwiek Nagranych Przez Elvisa” sporządzonym w maju 2009 roku przez Alana Hansona. Swoją decyzję autor książki „Elvis ’57. The Final Fifties Tours” uzasadnił tymi słowami: “winę za to, że to jedno nagranie z ‘Pot Luck” znalazło się tutaj ponoszą kompozytorzy, Bill Giant i Jeff Lewis. Żaden stuprocentowy mężczyzna (a którym Elvis z pewnością był) nie powinien nigdy zaśpiewać tekstu: ‘jedna myśl o Tobie, moje serce zaczyna tęsknić, czuję, że zwracam się w stronę fontanny miłości’”.
Opinia Ernsta Jorgensena nie była aż tak miażdżąca jak ta cytowana wyżej ale również daleko jej było do pozytywnej. Na łamach książki „Platinum: A Life In Music” napisał tylko, że „Fountain Of Love” „nie odbiegała od standardów – nie była zła. Była po prostu słabsza niż zasługiwali na to muzycy”…
Balladę zarejestrowano dopiero po dziesięciu próbach. Opisując przebieg jej nagrania autor książki „A Life In Music” pisał: „Grady Martin dodał kilka hiszpańskich ozdobników (podobnych do tych, które włączył w ‘El Paso’ Marty Robbinsa) podczas gdy Harold Bradley wrócił z powrotem do swojej gitary. Saksofonista Boots Randolph zagrał tym razem na wibrafonie (dokładnie na instrumencie z rodziny perkusyjnych zwanym vibes będącym mniej rozbudowaną wersją wibrafonu, przyp.autor) ukazując w ten sposób wszechstronność zaangażowanych muzyków”. Na podsumowanie Joergensen dodał tylko jedno zdanie: „głos Elvisa nigdy nie brzmiał lepiej niż w tym nagraniu i we wszystkim co zaśpiewał tej nocy”.
Propozycję nagrania „Just For Old Time Sake”, “jeszcze jednej ładnej ballady”, jak nazywa ją w swojej książce Ernst Jorgensen, Elvis Presley odrzucił zaledwie kilka miesięcy wcześniej. Zbierając materiały do tego artykułu udało mi się dotrzeć do informacji mówiącej o tym, że w październiku 1961 roku wydawca Presley’a z Hill & Range, Freddie Bienstock, przedstawił artyście dwie nowe kompozycje Sida Teppera i Roy’a C.Bennetta – wspomnianą „Just For Old Time Sake” i „For The Milionth And The Last Time”. Wówczas jednak Elvis zdecydował się tylko na nagranie tej ostatniej…
Zdaniem Jorgensena „Just For Old Time Sake” „nie oferowała żadnych niespodzianek i nie wnosiła nic oryginalnego”. Wersję master omawianego „uroczego wolnego walca”, jak określił go w broszurze do reedycji LP „Pot Luck”, Collin Escott, nagrano po pięciu próbach. Zarówno cytowany wielokrotnie w tym tekście Ernst Jorgensen jak i Collin Escott zgadzają się ze sobą co do jednego – pracując nad tym nagraniem „Elvis dostał szansę wykorzystania kilku technik wokalnych Deana Martina (swojego wielkiego idola, przyp.autor), których tak intensywnie się uczył”.
Historia następnej, przedostatniej, nagranej tej nocy piosenki, podobnie jak geneza „Just For Old Time Sake”, także sięga ostatnich miesięcy 1961 roku. Wówczas to, jak pisze Charles K.Wolfe w broszurze dołączonej do dwupłytowego albumu „Treasures ’60 to ‘63”, „jesienią 1961 roku Doc Pomus i Mort Shuman zrozumieli jaki rodzaj piosenek Elvis lubi najbardziej i przekazali do Hill & Range Freddiego Bienstocka nową rockową kompozycję ‘Night Rider’”. Otrzymawszy ją wydawca zareagował natychmiast. Mając nadzieję, że utwór okaże się kolejnym wielkim hitem Presley’a pośpiesznie wysłał płytę demo (niektóre źródła podają, że mogła ona nawet zostać wyprodukowana przez dwudziesto-dwu letniego wówczas Phila Spectora) na zaplanowaną na połowę października sesję nagraniową Elvisa do Nashville.
Ten jednak na jej nagranie zdecydował się dopiero pod sam koniec blisko dziesięciogodzinnej sesji, 15 października. „Po trzech próbach dostali to co można było określić mianem dopuszczalnego podejścia – nawet jeśli wówczas nikt nie był z niego zadowolony”, relacjonował Charles K.Wolfe. Dalszych nagrań zaniechano wówczas około czwartej nad ranem. „Pięć miesięcy później Elvis zdecydował się dać jej (nowej kompozycji Pomusa i Shumana, przyp.autor) jeszcze jedną szansę przez godzinę pracując nad jej odpowiednią aranżacją”. W ciągu kilkudziesięciu minut zmianie uległ m.in. porywający wstęp na saksofonie Homera ‘Bootsa’ Randolpha. „Gitarzysta Scotty Moore, pianista Floyd Cramer i saksofonista Boots Randolph nadali mu magii” pisał Wolfe opisując jedną z co najmniej pięciu nagranych tej nocy prób (ostatnią z nich finalnie uznano za najlepszą. Na płycie zamieszczono jednak wersję z października 1961 roku). Warto w tym miejscu wspomnieć, że nagrywając po raz kolejny „Night Rider” Elvis doskonale się bawił. Na taśmach do dzisiaj zachowały się spontaniczne jam session i żarty z członkami zespołu poprzedzające kolejne podejścia.
„Lubię piosenkę ‘Begin The Beguine’. Lubię jej melodię ale chciałbym podłożyć do niej nowe słowa”, zwierzył się któregoś dnia Elvis swojemu przyjacielowi i ochroniarzowi, Redowi Westowi. Ten spełnił tą niecodzienną prośbę i w ten sposób powstały słowa do utworu „You’ll Be Gone” – ostatniej nagranej 18 marca piosenki. Niestety, gdy informacja o tym, że Presley zamierza nagrać „Begin The Beguine” z nowym tekstem dotarła do jej kompozytora ten zareagował stanowczym sprzeciwem. „Do diabła, nie! O czym tym mówisz? Chcesz zmienić słowa w mojej piosence?” – protestował oburzony Cole Porter.
Wówczas Westowi nie pozostało nic innego jak znalezienie kompozytora, który do nowych słów napisałby także muzykę. „Piosenka miała tylko dwa akordy C i F”, opowiadał na łamach doskonałej książki „Writing For A King” (FTD Label) Red West. „Charlie Hodge był jedną z osób, która zaproponowała, że może to zrobić i nadać temu pewien rytm”. Z tego też powodu Hodge figuruje dzisiaj w podpisie piosenki jako jej współautor. Obok Reda Westa i Charliego Hodge’a w opisie nagrania figuruje także nazwisko Elvisa ponieważ jak wyjaśnił autor słów – „to było coś więcej niż tylko jego sugestia by to zrobić”. „You’ll Be Gone”, które Peter Guralnick opisał w książce „From Nashville To Memphis” opisał jako „melodramatyczne opowiadanie o namiętnościach i rozstaniach o świcie – jedyne, w które Elvis bez zastrzeżeń przelał samego siebie, nawet jeśli był teraz, jak podejrzewał Bienstock słabo zainteresowany całym tym przedsięwzięciem i odczuwał blokadę artystyczną” nagrano po trzech podejściach.
Po zarejestrowaniu satysfakcjonującego podejścia do pełnej hiszpańskich motywów „You’ll Be Gone” Elvis opuścił studio i udał się na kilkugodzinny odpoczynek do hotelu Anchor. Pierwszy dzień nagrań w Studio B w Nashville zakończył się około godziny pół do siódmej nad ranem!
Do studia nagraniowego Presley wrócił około godziny pół do ósmej wieczorem. W budynku czekało już na niego kilkunastu muzyków z którymi pracował poprzedniego dnia. Piosenką od której rozpoczęto kolejną sesję była „urocza” ballada skomponowana przez Doca Pomusa (a właściwie Jeromego Solona Feldera, bo tak brzmiało prawdziwe imię i nazwisko tego kompozytora) i Allana Jeffreys’a, „I Feel That I’ve Known You Forever”. Zdaniem Ernsta Jorgensena nagrany po pięciu próbach utwór pomimo iż stanowił „wokalne wyzwanie” dla Presley’a nie miał wystarczającego potencjału by znaleźć się na singlu. Charles K. Wolfe w swoim opracowaniu podkreślił jednak, że ballada ta (podobnie jak i pozostałe nagrane przez Presley’a podczas tej sesji piosenki) pozwoliła „zdobyć Pomusowi miejsce w Drużynie A (A-Team, czołówce, przyp.autor) kompozytorów Presley’a”.
Zupełnie inaczej sytuacja wyglądała w przypadku, „Just Tell Her Jim Said Hello”, kolejnej zarejestrowanej tego wieczora piosenki, w której jak czytamy w książce Ernsta Jorgensena „Platinum: A Life In Music”, wydawca Elvisa, Freddy Bienstock widział materiał na „potencjalny hit”. Jej autorami byli Jerry Leiber i Mike Stoller. „’Just Tell Her Jim Said Hello’ został tak naprawdę napisany z myślą o Johnym Cashu ale wysłaliśmy go do Freddy’ego Bienstocka, który przekierował utwór do Elvisa”, przyznał w jednym z wywiadów Jerry Leiber. „W gruncie rzeczy, z jednym tylko wyjątkiem, przestaliśmy już dla niego pisać (dla Elvisa, przyp. Autor) a jedynie przedstawialiśmy mu poprzednio napisane i już nagrane piosenki”, dodał Mike Stoller. „W przypadku ‘Just Tell Her Jim Said Hello’ mieliśmy demo, które znacznie różniło się od sposobu w jaki zrobił to Elvis. Miało bardzo specyficzny klimat. Mniej country a więcej brzmień Latynoskich”, wyjaśniał współautor przeboju. Zdaniem Ernsta Jorgensena przygotowana przez Leibera i Stollera piosenka wymagała jedynie „włożenia odrobiny wysiłku w opracowanie aranżacji i nagranie” ponieważ dzięki łatwo zapamiętywalnej melodii i „ładnym słowom” sama w sobie już była „małym komercyjnym sukcesem”.
„Just Tell Her Jim Said Hello” obecni w Studio B muzycy zarejestrowali po sześciu próbach. „Elvis i jego zespół próbowali tą piosenkę w każdym możliwym tempie”, relacjonował Jorgensen zauważając jednocześnie, że kilka prób było zdecydowanie „szybszych niż podejście, które wybrano na master” (które w rezultacie zagrane zostało w średnim tempie).
Legendarny kompozytorski team, Jerry Leiber i Mike Stoller, ostatnią piosenkę dla Presley’a napisał pod koniec lat pięćdziesiątych na potrzeby filmu „King Creole” (choć głośno mówi się także o konflikcie jaki wyniknął pomiędzy Pułkownikiem Parkerem a kompozytorami podczas przygotowań ścieżki dźwiękowej do filmu „G.I.Blues”, ale o tym już w kolejnym artykule).
Scotty Moore, gitarzysta Presley’a, zapytany kilka lat temu przez Arjana Deelena o to czy zaskoczyła go zmiana stylu i rodzaj piosenek po jakie Elvis zaczął sięgać w latach sześćdziesiątych odpowiedział, „nie. Lubiłem je. ‘Suspicion’, ‘It’s Now Or Never’… było dużo zabawy podczas ich robienia”. Pierwszy z wymienionych przez muzyka tytułów był trzecią i jednocześnie przedostatnią nagraną podczas marcowej sesji w Nashville piosenką.
Utwór napisany przez Morta Shumana i Doca Pomusa powstał na krótko po powrocie tego ostatniego z podróży do Izraela. Kompozytor udał się tam by odnaleźć bliską przyjaciółkę swojej matki wyzwoloną z obozu zagłady w Auschwitz (warto w tym miejscu dodać także, że rodzice Shumana przed wojną mieszkali w Warszawie). Na oficjalnej stronie internetowej autora dwudziestu pięciu przebojów Presley’a można przeczytać jednak, że „nie był to dobry czas” dla Shumana ponieważ „nie mógł się on odnaleźć w tamtejszej rzeczywistości”. Kilkumiesięczny pobyt na Bliskim Wschodzie ‘zaowocował’ jedynie ślubem z poznaną tam dziewczyną o imieniu Esther. Małżeństwo nie przetrwało jednak próby czasu i po roku zakończyło się rozwodem… Po powrocie do USA spod ręki kompozytora wyszły takie utwory jak „Little Children” i omawiane „Suspicion” („hity powstawały nadal, ‘Little Children’, ‘Suspicion’, ale Mort był wyraźnie rozczarowany”, można przeczytać na jego witrynie internetowej).
„Suspicion” w odróżnieniu od „Just Tell Her Jim Said Hello” zostało napisane specjalnie dla Elvisa. Opisując proces jego nagrywania Ernst Jorgensen napisał, „piosenka wydawała się być tak zbudowana by wykorzystać wszystkie wokalne możliwości Elvisa, bez jakichkolwiek elementów parodii”. Presley i obecni w studiu muzycy próbowali nagranie przynajmniej pięć razy. Ostatecznie jednak wersję finałową zmontowano z ostatniej, piątej próby oraz siódmego podejścia roboczej części zakończenia (tzw. work part ending). Uzyskany w ten sposób master stał się „prawdziwym, poważnym kandydatem na stronę A singla”, jak zauważył Ivan Fructuoso w swojej recenzji reedycji płyty „Pot Luck” (FTD Label). „Słowa były doskonałe, tak jak z resztą wykonanie Elvisa. Jego krzyk w wersie ‘why torture me?’ (‘dlaczego mnie torturujesz?’, przyp. autor) był klasą samą w sobie”. Pomimo to jednak wytwórnia RCA Victor nie zdecydowała się na wydanie nagrania aż do kwietnia 1964 roku…
Dzisiaj, po upływie ponad pięćdziesięciu lat trudno wyrokować czy była to słuszna decyzja czy też nie. Warto jednak przypomnieć, że w tym samym roku (tj. w kwietniu 1964), Terry Stafford, amerykański wokalista i kompozytor zdobył ogólnoświatową sławę wykonując swoją wersję tej właśnie kompozycji Pomusa i Shumana (jego wykonanie było w czołówkach najważniejszych list przebojów: 3 miejsce w Amerykańskim Zestawieniu Przebojów, 6 w Gorącej Setce Billboardu i 31 na Brytyjskiej Liście Przebojów). Według słów Jay’a Gordona z programu „Elvis Only”, dwudziesto-trzy letni wówczas piosenkarz był tak zafascynowany wykonaniem Presley’a które usłyszał na zakupionym przez siebie longplayu „Pot Luck”, że postanowił nagrać swoją wersję (która w rezultacie bardzo różniła się od pierwowzoru a nawet od wersji z płyty demo).
Mówiąc o „jednym małym wyjątku” w piosenkach napisanych specjalnie dla Elvisa w latach sześćdziesiątych Mike Stoller miał na myśli nagraną na zakończenie omawianej w tym artykule dwudniowej sesji „dynamiczną” (jak określa ją Ernst Jorgensen w swojej książce) kompozycję, „She’s Not You”. „Doc Pomus zadzwonił do nas pewnego dnia”, wspominał Stoller w jednym z wywiadów. „Byliśmy wówczas wszyscy w Brill Building. Doc był naszym starym znajomym. Wyprodukowaliśmy wiele jego piosenek, które napisał z Mortym (Shumanem) dla The Drifters. Mort miał też wtedy wyjechać do Japonii czy przeprowadzić się do Paryża. Doc zadzwonił po nas i powiedział, ‘chodźcie na górę. Napiszmy piosenkę dla Elvisa’. I tak napisaliśmy wraz z nim ‘She’s Not You’ – w trójkę”, zapamiętał legendarny kompozytor i dodał: „to zostało napisane dla Elvisa ale na prośbę Doca”.
Zdaniem autora książki „Platinum: A Life In Music”, Ernsta Jorgensena “Elvis nigdy nie brzmiał tak słodko” w jakimkolwiek innym nagraniu. Collin Escott jednak w broszurce dołączonej do trzypłytowego boxu „Artist Of The Century” z 1999 roku opisując to nagranie zauważył, że pomimo iż nowa muzyka Elvisa i jego „nowy studencki wizerunek były w ostrej sprzeczności z latami pięćdziesiątymi to jednak bardzo pasowały do ówczesnych czasów”. Zdaniem biografa piosenkarza właśnie to sprawiło, że Presley nie podzielił losu swoich „rówieśników” – artystów z lat pięćdziesiątych którzy wraz z nadejściem nowej mody w muzyce rozrywkowej zaczęli powoli odchodzić w zapomnienie…
Zarejestrowanie nowej kompozycji Pomusa, Leibera i Stollera nie sprawiło Elvisowi żadnych problemów (z wyjątkiem zakończenia, do którego zdecydował się nagrać tzw. roboczą część). Ernst Jorgensen stwierdził wręcz, że wokalista „szybował przez nagranie bez najmniejszego wysiłku”. Finałowa wersja gotowa była już po trzech próbach (wszystkich kompletnych, choć znacznie różniących się od siebie. Przesłuchując dostępnych materiałów z tej sesji można zauważyć, że pierwsze podejście jest zdecydowanie krótsze od poprzednich, w tym także od doskonale znanej wersji master. Trwa niespełna dwie minuty, jest znacznie wolniejsze i nie zawiera powtarzającej się na końcu zwrotki) do których dograno tzw.work part ending – roboczą wersję zakończenia – w tym konkretnym przypadku była to cała ostatnia zwrotka (od słów „And when we’re dancing…”). Trzecie podejście do samej piosenki oraz ostatnia, piąta próba roboczej części zakończenia posłużyły do przygotowania wersji master, która już kilka tygodni później znalazła się na singlu.
„Sesja dobiegła końca i była cudowna” napisał w swojej recenzji albumu „Pot Luck” (reedycja FTD) Ivan Fructuoso. „Przygotowano pięć możliwych stron A singli pomimo iż potrzebowali (wydawcy, przyp.autor) tylko jednej”. I było to chyba najlepsze podsumowanie tych dwóch marcowych wieczorów.
Elvis opuścił budynek Studia B około godziny drugiej w nocy a już następnego dnia pojechał do Los Angeles swoim nowym samochodem (zakupionym 12 marca 1962 roku za ponad dziesięć i pół tysiąca dolarów Dodgem).
Pot Luck
5 czerwca 1962 roku, a więc zaledwie w niespełna trzy miesiące po dokonaniu ostatnich nagrań w Studio B w Nashville wytwórnia RCA Victor zrealizowała longplay zatytułowany „Pot Luck With Elvis”. W jego skład weszło dwanaście premierowych utworów pochodzących z różnych sesji nagraniowych Presley’a. Trzy z nich zostały zarejestrowane przez Elvisa w Nashville 25 czerwca 1961 roku („Kiss Me Quick”, „That’s Someone You’ll Never Forget” oraz „I’m Yours”). Kolejne nagranie, „Night Rider”, pochodziło z 15 października 1961 roku (pomimo iż Elvis ponownie próbował nagrać je rok później) a pozostałych siedem utworów, tj. „Just For Old Time Sake”, „Gonna Get Back Home Somehow”, “Such An Easy Question”, “Something Blue”, “Suspicion”, “I Feel That I’ve Known You Forever” i “Fountain Of Love” zostało nagranych podczas wspomnianej w tym artykule marcowej sesji w Nashville z 1962 roku.
Na pierwszej stronie nowej płyty znalazło się także rock’n’rollowe “Steppin’ Out Of Line” nagrane przez Presley’a 22 marca 1961 roku na potrzeby filmu “Blue Hawaii” (piosenka nie zmieściła się wówczas na albumie ze ścieżką dźwiękową). Pomysł włączenia tej kompozycji nie wszystkim przypadł jednak do gustu. W jednej z recenzji na którą natknąłem się szukając materiału do tego tekstu znalazłem taką, ostro potępiającą politykę wydawniczą RCA, opinię: „zamiast pozostawić to jako album z jedenastoma piosenkami, dając mu wszystkie szanse, dołączono do niego słaby odrzut z ‘Blue Hawaii’, ‘Steppin’ Out Of Line’ i to w dodatku w połowie pierwszej strony zamiast gdzieś na końcu”.
Pomimo to longplay zebrał jednak więcej pozytywnych niż negatywnych recenzji. „’Pot Luck’ w nowatorski sposób uzupełniał wczesne sesje z Nashville”, pisał w broszurze dołączonej do wydanej w roku 1999 reedycji LP „Pot Luck” Collin Escott. „Piosenki były konsekwentnie silne; aranżacje były wynalazcze a Elvis zrobił najlepszy użytek z obydwóch”. Nowy, nie-filmowy album Presley’a cieszył się także dużym uznaniem wśród jego wielbicieli. Szacuje się, że płyta rozeszła się w nakładzie około trzystu tysięcy egzemplarzy (porównywalną sprzedaż miały dwa inne wydane na początku lat sześćdziesiątych nie-filmowe albumy Presley’a – „Elvis Is Back!” z roku 1960 oraz „Something For Everybody” wydany rok później).
Jeszcze w czerwcu „Pot Luck” (zrealizowany zarówno w wersji mono jak i stereo) wszedł na prestiżową listę Tygodnika Billboard, Hot 200, i w krótkim czasie dotarł na niej do wysokiej, czwartej pozycji. Nie była to jednak najwyższa pozycja jaką nagrany w Nashville album zdołał osiągnąć. W zestawieniu Cashbox Pops Albums Top Ten Placing monofoniczne wydanie płyty uplasowało się o „oczko” wyżej – na trzecim miejscu. Jeszcze lepiej „Pot Luck” poradził sobie w Wielkiej Brytanii, w której jak zapewniał na łamach książki „The Elvis Archives” Todd Slaughter, „płyty Elvisa wciąż dobrze się sprzedawały”. Na tamtejszym oficjalnym rankingu najpopularniejszych płyt nowy longplay Elvisa spędził aż dwadzieścia pięć tygodni (począwszy od 7 lipca 1962 roku) z czego aż sześć na pierwszym miejscu!
Miesiąc po premierze albumu „Pot Luck”, 17 lipca, w sklepach pojawił się singiel z dwoma piosenkami nagranymi podczas marcowej sesji w Studio B w Nashville – „She’s Not You” i „Just Tell Her Jim Said Hello”. Za wydaniem na płycie tego ostatniego tytułu obstawał Freddie Bienstock z wydawnictwa Hill & Range. Elvis z kolei większy potencjał widział w kompozycji „You’ll Be Gone” (kilka źródeł, w tym m.in. Ernst Jorgensen w swojej książce „Platinum: A Life In Music”, podaje, że po zakończeniu nagrań 19 marca 1962 roku, Elvis, Pułkownik Parker i Freddie Bienstock poprosili osobiście o dostarczenie im płyt z pierwszym tłoczeniem wymienionych wyżej piosenek).
W broszurze dołączonej do reedycji LP „Pot Luck” (FTD Label) można znaleźć nawet krótką wzmiankę o tym że pierwszy acetat nowego singla przygotowany przez Bienstocka miał zupełnie inny skład nagrań niż albumik, który trafił do sklepów. Na pierwszej jego stronie wydawca zamieścił bowiem „Just Tell Her Jim Said Hello” („Freddy przekonywał każdego, że ‘Just Tell Her Jim Said Hello’ będzie hitem”, czytamy) a na odwrocie propozycję Presley’a, „You’ll Be Gone”. Ostatecznie jednak, bezsprzecznym zwycięzcą sporu została trzecia propozycja – „She’s Not You”. „Łagodna, przyjazna dla radia” kompozycja Pomusa, Leibera i Stollera, jak określił ją Collin Escott w broszurze dołączonej do trzypłytowego boxu „Artist Of The Century”, podbiła serca słuchaczy na całym świecie. W samych tylko Stanach Zjednoczonych singiel z tym nagraniem rozszedł się w olbrzymim nakładzie ośmiuset tysięcy egzemplarzy! „She’s Not You” wkrótce znalazła się też w czołówkach wszystkich najważniejszych krajowych rankingów i list przebojów (w zestawieniu tzw. Gorącej Setki Tygodnika Billboard uplasowała się na miejscu piątym, w rankingu Cashbox Pop Singles Top Ten Hits dotarła do miejsca czwartego a na liście Billboard Easy Listening przez dwa tygodnie przebywała na miejscu drugim).
Druga strona płyty, choć od początku typowana na wielki hit, nie zdołała niestety nawet w połowie dorównać przebojowej stronie ‘A’. „Just Tell Her Jim Said Hello” utknęło na odległej pięćdziesiątej piątej pozycji na liście Billboardu.
W Wielkiej Brytanii także bezdyskusyjnym przebojem okazało się nagranie „She’s Not You”. Zrealizowany 30 sierpnia 1962 roku singiel z tą piosenką przez czternaście tygodni nie opuszczał tamtejszej listy przebojów a wspomniana strona „A” przez trzy tygodnie utrzymywała się na pierwszej pozycji (warto dodać w tym miejscu, że singiel z tą piosenką wydany ponownie w marcu 2005 roku raz jeszcze wszedł na brytyjską listę przebojów i przebywał na niej przez cztery tygodnie docierając do… wysokiego trzeciego miejsca!).
Pozostałe piosenki z marcowej sesji w Nashville niestety nie odniosły już tak spektakularnego sukcesu jak „She’s Not You”. Jak słusznie zauważył w swoim tekście Ivan Fructuoso, „wraz z nagraniem soundtracka do ‘Girls! Girls! Girls!’ i oczywistym materiałem na przebój w postaci ‘Return To Sender’ skończyło się miejsce na kolejne single i ‘Suspicion’ oraz ‘(Such An) Easy Question’ zostały zdegradowane do piosenek wchodzących w skład wydanego w czerwcu albumu ‘Pot Luck With Elvis’. ‘I Met Her Today’, ‘You’ll Be Gone’ oraz ‘For The Millionth And The Last Time’, wszystkie, zostały odłożone na półkę i wraz z innymi znalazły miejsce na innych albumach”.
Niewątpliwie największą pomyłką koncernu wydawniczego, co pokazała niedaleka przyszłość, było niezrealizowanie na singlu kompozycji „Suspicion”. Piosenka ta w wykonaniu Elvisa ukazała się na nim dopiero 14 kwietnia 1964 roku (wraz z nagraniem „Kiss Me Quick”) ale wówczas jak czytamy w broszurce dołączonej do płyty „Pot Luck” (FTD Label) było już „za późno ponieważ stacje radiowe grały już wersję (Terry’ego, przyp.autor) Stafforda”. Wersja Presley’a nie zdołała nawet wejść na listę przebojów (ani w USA ani w Wielkiej Brytanii)…
Także „You’ll Be Gone” typowany przez Elvisa w roku 1962 na jedną ze stron nowego singla nie zdołał osiągnąć oczekiwanego sukcesu. Utwór wydano dopiero na odwrocie filmowego singla „Do The Clam” 9 lutego 1965 roku. Podobnie jak „Suspicion”, „You’ll Be Gone” nigdy nie weszło na jakąkolwiek listę przebojów.
Jak na ironię, kilka wysokiej jakości nagrań z jednej z nielicznych w tamtym okresie nie-filmowej płyty Presley’a, „Pot Luck” (takich jak chociażby „Night Rider”, „I Feel That I’ve Known You Forever”, „I’m Yours” czy „(Such An) Easy Question”) ) w roku 1965 weszło w skład ścieżki dźwiękowej niskobudżetowej komedii „Tickle Me”. Plany zrealizowania kolejnego, nie-filmowego longplaya pojawiły się w roku 1963. Nagrana w Nashville płyta o roboczym tytule „For The Asking” nigdy jednak za życia piosenkarza nie ujrzała światła dziennego…