ROUSTABOUT – konflikty na planie filmowym i… ostatni przebojowy soundtrack
ROUSTABOUT
-konflikty na planie filmowym i… ostatni przebojowy soundtrack-
Mariusz Ogiegło
W jednym z wywiadów Elvis powiedział: „myślałem, że granie w kolejnych filmach ma być dla mnie szansą na zaistnienie na nowym polu, pokazaniem możliwości aktorskich… Ale tak się nie stało. Stoję w tym samym miejscu. Jestem tym bardzo rozczarowany i żadne pieniądze świata nie przekonają mnie do czegoś do czego sam nie jestem przekonany”. Po 1963 roku filmy z udziałem piosenkarza zaczęły stawać się coraz słabsze i coraz mniej ambitne (nadal przynosiły olbrzymie zyski lecz krytycy coraz częściej alarmowali w swoich artykułach o tym, że produkcje są do siebie bliźniaczo podobne) a on sam świadom tego faktu a także ‘zalewającej’ Stany Zjednoczone (i nie tylko) beatlemanii próbował walczyć o lepsze scenariusze i ciekawsze role. Obraz „Roustabout” (i przede wszystkim kulisy jego powstawania) o którym chciałbym opowiedzieć w tym miesiącu doskonale pokazuje pierwsze próby przeciwstawiania się Presley’a polityce Pułkownika Parkera i ludziom z Hollywood…
„Roustabout” był pierwszym filmem z udziałem Elvisa nakręconym w roku 1964. Od tego czasu minęło prawie pół wieku. I pewnie wiele osób zupełnie zapomniałoby o tym tytule i o tej roli króla rock’n’rolla gdyby nie wydarzenie sprzed równo dziesięciu lat. Dokładnie w 2003 roku na płycie zatytułowanej „2nd To None” wytwórnia RCA/BMG zamieściła ‘cudownie’ odnalezione po latach nagranie „I’m A Roustabout”. Temat filmu i muzyki z niego powrócił – także w polskich gazetach, kolorowych magazynach, radiu i telewizji.
Dzisiaj, w rocznicę tamtej gorącej premiery płytowej chciałbym cofnąć się w czasie do pierwszej połowy lat sześćdziesiątych i korzystając m.in. ze wspomnianych wyżej materiałów prasowych przybliżyć Wam kulisy powstawania szesnastego filmu z udziałem Elvisa Presley’a – „Roustabout”.
W studiu nagraniowym
W styczniu 1964 roku Elvis za sumę pięćdziesięciu pięciu tysięcy dolarów zakupił (okręt został wystawiony na licytację. Zwycięską kwotę wylicytował 30 stycznia menedżer Presley’a, Pułkownik Parker) słynny jacht prezydenta Franklina Roosvelta, USS Potomac (używany przez głowę państwa od roku 1936 aż do śmierci w 1945 roku) z myślą o akcji ‘March Of Dimes’ wspierającej dzieci dotknięte chorobą Hainego- Medina (Polio). Zarówno Elvis jak i Pułkownik uważali, że organizacja mogłaby na nim otworzyć np. muzeum poświęcone pamięci Roosvelta. Niestety. Przedstawiciele stowarzyszenia odmówili przyjęcia tego niecodziennego prezentu tłumacząc, że nie stać ich na jego utrzymanie. Wówczas jacht zdecydowano ofiarować się Straży Przybrzeżnej w Miami. Ale i tutaj spotkano się z odmową…
Śledzący na bieżąco wydarzenia z życia Presley’a dziennikarze po pewnym czasie zaczęli określać okręt mianem ‘białego słonia’ czyli towaru zbyt cennego by się go pozbyć ale jednocześnie zbyt trudnego w utrzymaniu i mało atrakcyjnego dla potencjalnego nabywcy (określenie to pochodzi z Tajlandii, w której białe słonie z uwagi na rzadkość występowania stały się symbolem tamtejszych królów i „były prawdziwym skarbem swych hodowców”. Były jednak niezwykle drogie w utrzymaniu i jak głosi legenda, jedynym właścicielem wszystkich białych słoni był… sam król).
Sytuacja diametralnie zmieniła się gdy ostatnia z osób, której Presley zaoferował swój jacht zgodziła się na jego przyjęcie. Tą osobą był Danny Thomas (jego prawdziwe nazwisko brzmiało Amos Muzyad Yakhoob Kairouz), niezwykle popularny aktor komediowy i producent telewizyjny (w pamięci widzów zapisał się przede wszystkim dzięki udziałowi w sitcomie telewizyjnym „Make A Room For Daddy” emitowanym przez dwanaście lat – od 1953 aż do 1965 roku. Z czasem produkcja ta zaczęła być znana bardziej jako „The Danny Thomas Show”). Thomas był także założycielem szpitala dziecięcego St. Jude Children’s Research Hospital w Memphis. Śledząc biografię aktora znalazłem informację mówiącą o tym iż placówka ta była spełnieniem jego marzeń i w pewnym sensie wywiązaniem się z obietnicy, którą złożył zanim został sławny. Miał on wówczas powiedzieć, że gdy odniesie sukces to otworzy sanktuarium pod wezwaniem świętego Tadeusza Judy, który jest patronem od spraw trudnych i beznadziejnych. Słowa dotrzymał i gdy tylko w latach pięćdziesiątych zaczął odnosić pierwsze sukcesy wraz z żoną zaczął realizować swój cel (źródła podają nawet, że jego żona podróżowała po całych Stanach Zjednoczonych w poszukiwaniu sponsorów i fundatorów ośrodka). W końcu, w roku 1962 w Memphis otworzył Szpital im. Św. Tadeusza Judy (St. Jude Children’s Research Hospital) którego podstawowym założeniem było przyjmowanie i leczenie wszystkich dzieci , bez względu na kolor skóry, zasobność portfela rodziców czy wyznanie. Na pomoc mógł liczyć każdy. W placówce przez lata leczono tysiące dzieci cierpiące m.in. na raka czy inne ciężkie choroby.
Dar Elvisa Thomas przyjął z wielką radością i „wdzięcznością” jak podają różne teksty poświęcone temu wydarzeniu ponieważ wierzył, że zapewni on pieniądze niezbędne na dalszy rozwój szpitala.
Dokładnie w Walentynki, 14 lutego, menedżer Elvisa, Pułkownik Parker zorganizował konferencję prasową z udziałem piosenkarza i Danny’ego Thomasa w miejscowości Long Beach w Kalifornii w której zacumowany był okręt. Specjalnie na to wydarzenie ściągnął Presley’a wprost z Las Vegas w którym ten przebywał od kilku dni.
Na krótko przed ceremonią Parker nakazał odnowić zaniedbany statek. Zrobił to w bardzo charakterystyczny dla siebie sposób co nie mogło umknąć uwadze Waltera Jaffesa, autora książki „The Presidential Yacht Potomac” („Prezydencki Jacht Potomac”). W jednym z rozdziałów Jaffes pisze tak: „po miesiącach zaniedbań Potomac był w kiepskiej kondycji i musiał być uprzątnięty przed ceremonią. Na kilka dni przed wydarzeniem (menedżer Elvisa) Pułkownik Parker skontaktował się z portem i zapytał jak dużo czasu potrzeba byłoby na posprzątanie i pomalowanie okrętu na uroczystość. Odpowiedziano mu, że przywrócenie Potomaca do stanu przyzwoitości zajmie co najmniej trzy dni i będzie kosztowało 18,000 dolarów. Nie było aż tyle czasu. Wtedy Pułkownik zapytał: ‘a jak dużo będzie kosztowało pomalowanie tylko tej strony, która stoi przodem do doku?’. Wówczas uzyskał odpowiedź, że za 8,000 dolarów mogą to zrobić i jeszcze odgrodzić niemalowane elementy. ‘Zróbcie to’, powiedział Pułkownik”.
Do portu zjechały dziesiątki dziennikarzy i fotoreporterów. Setki fanów Elvisa tłumnie oblegały całą trasę po której miał się poruszać. Kroniki filmowe dokumentujące przyjazd piosenkarza do Long Beach pokazują niezwykłą atmosferę panującą tego dnia na brzegu. Tłumy wielbicieli przeciskały się między sobą by móc zbliżyć się jak najbliżej swojego idola, uścisnąć mu rękę, zrobić zdjęcie czy podać płytę lub zdjęcie na którym mógłby on złożyć swój autograf.
Przebieg samej konferencji prasowej, która odbyła się już na pokładzie odrestaurowanego w pośpiechu jachtu nie jest znany ze szczegółami. Zachowały się jednak wspomnienia przybliżające nam tamte chwile. W jednym ze źródeł do którego dotarłem poszukując materiałów do tego artykułu możemy przeczytać: „Thomas podziwiał piękno i historię statku”. Następnie aktor złożył na ręce Elvisa podziękowania w imieniu swoim i dzieci za „okazaną pomoc”. W trakcie rozmowy ze sławnym piosenkarzem Thomas miał także zauważyć, że jego szpital znajduje się niedaleko Alabama Street, ulicy przy której Elvis kiedyś mieszkał (obecnie szpital mieści się przy Danny Thomas Place- placu nazwanym imieniem założyciela szpitala).
Jacht podarowany przez Presley’a Danny’emu Thomasowi spełnił swoją rolę. Władze szpitala wkrótce po wydarzeniach w Long Beach sprzedały go a uzyskane z tego tytułu pieniądze pozwoliły zabezpieczyć finansowo placówkę.
26 lutego, zaledwie nieco ponad tydzień później, Elvisa zaproszono do Hollywood na pierwsze spotkanie przedprodukcyjne dotyczące jego kolejnego filmu.
Jednym z pierwszych postanowień jakie zapadły w jego trakcie było zorganizowanie sesji nagraniowej podczas której miały zostać zarejestrowane piosenki do nowej produkcji. Nagrania zaplanowano na początek marca.
Sesja odbyła się, podobnie jak większość nagrań filmowych, w hollywoodzkim studiu Radio Recorders (w studiu B). 2 marca 1964 roku około godziny 13.00 w budynku zjawił się Elvis i zaangażowany na ten dzień zespół. W jego skład wchodzili muzycy wielokrotnie pracujący wcześniej z Presleyem – Scotty Moore, Tiny Timbrell, Billy Strange i Barney Kessel na gitarach, Bob Moore na basie, D.J.Fontana, Hal Blaine i Buddy Harman na bębnach, Floyd Cramer na pianinie oraz Homer ‘Boots’ Randolph na saksofonie. Wokalne tło zapewniał kwartet The Jordanaires. Nad przebiegiem nagrań czuwali inżynier dźwięku Dave Weichman i producent z wytwórni Paramount Pictures, Joseph Lilley.
„Nie sugerowaliśmy Elvisowi by robił nasze piosenki. Wybierał je sobie”, powiedział w jednym z wywiadów Jerry Leiber, współautor pierwszej nagranej tego popołudnia piosenki. „Little Egypt” kompozytorzy początkowo stworzyli jednak z myślą nie o Presley’u lecz o popularnej w latach sześćdziesiątych grupie The Coasters. Zespół wydał swoją wersję na singlu, który do sprzedaży trafił w kwietniu 1961 roku. Płyta cieszyła się dużym powodzeniem wśród słuchaczy. Nagranie w wykonaniu kwartetu uplasowało się na wysokich pozycjach zarówno na liście przebojów muzyki pop (dwudzieste trzecie miejsce) jak i w zestawieniu przebojów rythm’n’bluesa (miejsce szesnaste). „’Girls! Girls! Girls!’ i ‘Little Egypt’, obie te piosenki zostały napisane dla Coasters i były jakby odbiciem naszego alter ego”, mówił Mike Stoller. „Napisaliśmy dla nich zabawne piosenki. Jerry (Leiber, przyp.autor) był autorem słów a ja pisałem muzykę. The Coasters byli naprawdę naszym głosem”. Jerry Leiber z kolei wspominając historię powstania powyższych przebojów wyznał, że inspiracją do ich napisania były programy radiowe, których słuchał jako dziecko.
Elvis rejestrując swoją wersję zaśpiewał „Little Egypt” piętnaście razy próbując wykonać ją w różnych aranżacjach (pierwszego dnia, ponieważ już kolejnego wieczora muzycy ponownie pracowali nad tym utworem). „Wśród przewidzianych w filmie ról były także tancerki wykonujące taniec brzucha, a to dało Elvisowi możliwość zaśpiewania ‘Little Egypt’” zauważył w swoim tekście Charles K.Wolfe. „W odróżnieniu od większości jego filmowych piosenek ta jedna nie była dopasowana do scenariusza. Pomimo iż kompozytorzy Jerry Leiber i Mike Stoller pisywali piosenki do filmów, ‘Little Egypt’ napisali trzy lata wcześniej dla rythm’n’bluesowej grupy The Coasters, która zrobiła z niej przebój”, pisze dalej autor w broszurze dołączonej do płyty „Movie Magic” zrealizowanej przez Time Life.
Na wersję master (tj. na tą, która trafiła na płytę) wybrano próbę z numerem piętnastym. „W ‘Little Egypt’ było trochę humoru ale głównie było to erotyczne. Nawet gdy śpiewał szczerą balladę był w tym pewien rodzaj podtekstu erotycznego”, stwierdził autor piosenki, Jerry Leiber.
Kolejny utwór, „Poison Ivy League” napisał zespół kompozytorski mający na swoim koncie liczne przeboje filmowe – Bill Giant, Bernie Baum i Florence Kaye. Dokumenty, które zachowały się z tej marcowej sesji wskazują, że Elvis nagrał piosenkę już po siedmiu próbach. Ponieważ jednak wytwórnia RCA zagubiła taśmy z tymi nagraniami trudno dokładnie opisać jak wyglądał przebieg rejestrowania kompozycji. Dodatkowo „do myślenia” daje fakt, że na opublikowanej w doskonałej książce „Inside Roustabout” oryginalnej kartce z tekstem utworu jest zwrotka, której nie ma na wydanej na płycie wersji master. Dzisiaj możemy się jedynie domyślać czy w jednej z siedmiu prób Elvis zdecydował się na jej wykonanie.
Według książki zaginione wersy miały brzmieć w następujący sposób:
„The Rah Rah boys are full of football spirit,
Its up to them to boost that old school name
Out on that football field they say they’ll win it
But secretly they plan to dump the game
That poison ivy league, boys in that ivy league
Aint what they claim, they give me a pain
That poison ivy league…”
Keith Flynn, znany z dogłębnej analizy nagrań Presley’a a także jego sesji studyjnych napisał na swojej stronie internetowej taki komentarz dotyczący „zaginionej strofy”: „w 1:50 min nagrania jest słyszalne wyraźne łączenie. Najwyraźniej słowa w tym miejscu zostały wycięte wskazując na to, że dodatkowa strofa mogła być rzeczywiście nagrana, a następnie wycięta z ostatecznej wersji master. Ale ponieważ wciąż brakuje taśm z tych marcowych sesji nie ma możliwości żeby dowiedzieć się co dokładnie było wtedy nagrane”.
Żadnych niejasności nie ma (i nie było) już w przypadku kolejnego nagrania. „Hard Knocks” Boba Johnstona (na płycie opisanego nazwiskiem jego żony, Joy Byers) było typową rock’n’rollową kompozycją, którą Elvis nagrał po jedenastu podejściach. Niewiele osób jednak zdaje sobie do dzisiaj sprawę z faktu, że zanim przystąpiono do pracy nad tym utworem rozważano nagranie innego – „Shout It Out” Billa Gianta, Berniego Bauma i Florence Kaye. Piosenkę jednak odrzucono (tego dnia) ale wykorzystano ją rok później w ścieżce dźwiękowej do innego filmu, „Frankie & Johnny”.
Piosenki pisane do filmów z udziałem Elvisa Presley’a nie cieszyły się na ogół dobrą sławą. Ta jedna jednak stanowiła wyjątek. „It’s A Wonderful World” napisana specjalnie dla Presley’a przez Sida Teppera i Roya C.Bennetta jako jedyna w całym muzycznym dorobku piosenkarza miała szansę na… Oscara! Wspominał o tym m.in. sam kompozytor, Roy C.Bennett w wywiadzie dla portalu Elvis-Collectors: „nawiasem mówiąc, nasza piosenka ‘It’s A Wonderful World’ z filmu ‘Roustabout’ była jedyną piosenką Presley’a braną pod uwagę podczas nominacji do Oscara”. Balladę, którą Elvis zarejestrował dopiero po trzynastu podejściach członkowie Akademii chcieli wystawić w kategorii ‘najlepsza piosenka’ (‘best song’) w zaledwie kilka miesięcy po ukazaniu się w sprzedaży płyty ze ścieżką dźwiękową z filmu „Roustabout”. Jak wiadomo jednak, nigdy nie doszło nawet do złożenia odpowiednich dokumentów w tej sprawie.
„It’s A Wonderful World” była czwartą i ostatnią nagraną tego wieczora kompozycją. Pierwszy dzień prac nad muzyką do nowego filmu zakończył się na kilkanaście minut przed północą, około godziny 23.35. Dalsze nagrania kontynuowano następnego dnia.
Podobnie jak pierwszego, także i drugiego dnia sesja rozpoczęła się kilkanaście minut po godzinie dwunastej w południe (według dokumentów, które zachowały się z sesji – o 12:30). Wzięli w niej udział dokładnie ci sami muzycy co poprzednio… z jednym tylko wyjątkiem. Tego dnia w nagraniach nie uczestniczył gitarzysta Barney Kessel.
Pomimo upływu blisko pół wieku od tamtych wydarzeń w hollywoodzkim studiu wciąż nie możemy jednoznacznie stwierdzić ani jakie piosenki zostały zarejestrowane ani nawet jak wyglądał proces ich tworzenia. Wytwórnia RCA zgubiła taśmy i do dzisiaj zachowały się tylko wersje master oraz nieliczne dokumenty ze studia. Na podstawie tych ostatnich przyjmuje się, że kolejny dzień prac nad ścieżką dźwiękową do filmu „Roustabout” rozpoczęto od nagrania nastrojowej ballady „Big Love, Big Heartache” napisanej przez Dee Fuller, Les Morris i Sonnego Hendixa. Elvis zaśpiewał ją dopiero po siedemnastu podejściach!
Znacznie mniej czasu zajęło mu zarejestrowanie kolejnego utworu, „One Track Heart” Billa Gianta, Berniego Bauma i Florence Kaye. Według dokumentacji piosenkę nagrano już po pięciu podejściach. Następnie muzycy przystąpili do nagrania kompozycji tytułowej nowego filmu – „I’m A Roustabout”. Jej kompozytorami byli autorzy największych filmowych przebojów Presley’a (takich jak m.in. „Return To Sender” z komedii „Girls! Girls! Girls!”), Otis Blackwell i Winfield Scott.Elvis nagrał ją prawdopodobnie już za szóstym podejściem (tak sugeruje Keith Flynn na swojej stronie internetowej). Jego wykonanie jednak okazało się kontrowersyjne i wzbudziło zdecydowany sprzeciw producenta filmu, Hala B.Wallisa. W jednym z wywiadów Winfield Scott tak wspominał historię tego nagrania: „kiedy Elvis robił film wielu autorów było proszonych o to by przedstawić piosenki do niego. Elvis wybierał te piosenki, które mu się podobały a następnie nagrywał je. Otis i ja napisaliśmy piosenkę do filmu z 1964 roku, ‘Roustabout’ i Elvis nagrał ją. Producent filmu, Hal Wallis, wysłuchał tego utworu ale sprzeciwił się jego słowom a szczególnie tym w których Elvis chce powiedzieć, żeby jego szef 'wsadził sobie kij w ucho’. Mr.Wallis domagał się by nowa piosenka zatytułowana ‘Roustabout’ została zamówiona u innych kompozytorów a tym samym nasza wersja nigdy nie została wykorzystana w filmie”. Ani w filmie ani na płycie ze ścieżką dźwiękową. Nagranie przepadło na długie lata. Aż do 2003 roku. Wówczas to Winfield Scott po raz pierwszy wspomniał dziennikarzowi o niewydanej nigdy piosence Elvisa. Traf chciał, że kilka miesięcy później ten sam publicysta z New Jersey przeprowadzał wywiad z Ernstem Jorgensenem (autorem sesjonografii Presley’a i producentem wytwórni BMG/RCA). „Gdy tylko dziennikarz wspomniał nazwisko Winfielda, Jorgensen natychmiast zorientował się, że musi chodzić o piosenkę, która miała trafić do filmu ‘Roustabout’”, czytamy na stronie Gery.pl „Miałem kopię tego na acetacie i zapomniałem o tym. To było prawie czterdzieści lat temu”, przyznał Scott, który odnalazł nagranie w swojej posiadłości. Szczęśliwy przedstawił piosenkę Ernstowi Jorgensenowi i po krótkich ustaleniach zgodził się na jej publikacje na nowym albumie Elvisa, „2nd To None” stanowiącym kontynuację przebojowego „30#1 Hits”. We wkładce do albumu wydanego w październiku 2003 roku Jorgensen napisał: „jako dodatek do dwudziestu ośmiu klasycznych utworów Elvisa zaprezentowanych na tym albumie dołączamy także odkrytą niedawno wersję nieznanej wcześniej piosenki. Był taki zwyczaj przy robieniu filmów z Elvisem, że proszono kilku różnych kompozytorów o przedstawienie różnych wersji każdej z piosenek. I podczas kręcenia ‘Roustabout’ Elvis nagrał już ekscytującą, dynamiczną wersję utworu tytułowego autorstwa Winfielda Scotta zanim studio Paramount Pictures zastąpiło go zupełnie inną piosenką uznając słowa za nieodpowiednie. Do niedawna żyliśmy w nieświadomości istnienia tego oryginalnego nagrania – do czasu gdy kompozytor Winfield Scott życzliwie nie przekazał nam swojej wersji z acetalu, jedynej wersji tego utworu jaka przetrwała”. Sam autor piosenki zapytany w jednym z wywiadów o to jak zareagował gdy dowiedział się, że jego ‘nowa’ piosenka znowu trafi na płytę Elvisa odpowiedział: „jestem zaskoczony, szczęśliwy i ciekawy jaki oddźwięk będzie ona miała”. Publikacja nieznanej studyjnej piosenki Elvisa była prawdziwym wydarzeniem wśród jego fanów. Sam pamiętam jak po zakupie „2nd To None” podekscytowany wymieniałem smsy i meile z przyjaciółmi rozmawiając głównie na temat „I’m A Roustabout”.
A wracając do samej sesji nagraniowej… Ernst Jorgensen wspomniał w swojej wypowiedzi zamieszczonej we wkładce do płyty „2nd To None” o alternatywnych piosenkach do tych przewidzianych w scenariuszu. Niejako na potwierdzenie jego słów kolejny nagrany tego wieczora utwór wybrany został spośród dwóch propozycji: „Carnival Of Dreams” (płytę demo z tym pierwszym firma Elvis Presley Enterprisess sprzedała na aukcji w roku 2010) i „It’s A Carnival Time”. Zdecydowano się na ten ostatni, napisany przez Bena Weismana i Sida Wayne. Zapytany w jednym z wywiadów o to czy kiedykolwiek rozmawiał z Presleyem na temat jego filmów czy nagranych do nich piosenek, Ben Weisman odparł: „niezbyt dużo, nie”. Z wielkimi emocjami jednak wspominał jak piosenkarz docenił go i wyróżnił podczas jednego z przyjęć po koncercie w 1976 roku: „spotkałem go w Hiltonie przed kilku laty. Po jednym z koncertów. Rok przed śmiercią. Zaprosił mnie do siebie na piętro. Poszedłem na górę i usiadłem jak jeden z jego przyjaciół. Było tam wiele sław. Siedziałem i nie musiałem zbyt wiele mówić. Zauważył mnie, zawołał do siebie i powiedział: ‘Ben ile Twoich płyt nagrałem?’ ‘Pięćdziesiąt siedem’, powiedziałem. ‘Pięćdziesiąt siedem, chodź tutaj’ i przyciągnął mnie do siebie przedstawiając tłumowi. ‘Ben napisał pięćdziesiąt siedem moich piosenek, musicie – oklaski dla niego’, Następnie podniósł mnie a później dobrze się razem bawiliśmy. Był bardzo dobroduszny”.
Utwór „It’s A Carnival Time” nagrywano ‘na raty’. W pierwszej kolejności zarejestrowano ścieżkę instrumentalną (słychać w niej wyraźnie organy choć nie figurują one w żadnym spisie instrumentów używanych podczas tej sesji. Być może zagrał na nich Dudley Brooks, który tego wieczora grał na pianinie…). Według dokumentów podkład muzyczny przygotowano już po drugiej próbie. „Elvis dograł swój wokal (podejście 9) do ‘It’s A Carnival Time’ prawdopodobnie po nagraniu muzycznego podkładu”, pisze Ernst Jorgensen w „Platinum: A Life In Music”. Nie ma natomiast pewności co do tego kiedy i za którym podejściem piosenkarz zarejestrował wokal do wersji filmowej tego utworu. Słusznie zauważa Keith Flynn, że piosenka pojawia się w filmie „Roustabout” aż dwa razy i za każdym razem w innej postaci. Raz z dogranymi partiami instrumentalnymi i dodatkowym wstępem i raz w wersji skróconej.
Także kolejny utwór z tej sesji ukazał się na płycie w nieco innej formie niż został pierwotnie nagrany. Mowa o „Carny Town” Freda Wise i Warrena Nadel’a (znanego bardziej jako Randy Starr). Piosenka została zarejestrowana po dziewięciu podejściach lecz „ziarno niepewności” po raz kolejny zasiali autorzy książki „Inside Roustabout”, którzy na łamach swojej publikacji zamieścili skan oryginalnej kartki z tekstem „Carny Town”. Wynika z niej, że kompozycja Wise’a i Nadel’a była dłuższa o… jeden wers. Przez długi czas sądzono, że Elvis nigdy go nie wykonał. Na longplayu ze ścieżką dźwiękową piosenkę wyciszono. Zamieszczona wersja trwała zaledwie minutę i dziewięć sekund. Dopiero blisko czterdzieści lat później, na płycie z serii „Double Features” zaprezentowano utwór w całości (wersja z CD trwała dziesięć sekund dłużej, 1:19 min). „Podczas przeglądania oryginalnych taśm matek, producenci odkryli zachwycającą improwizację na końcu ‘Carny Town’ w której Elvis śpiewa ‘We Gotta End….’. Z popu w bluesa w jedną sekundę! Prezentujemy to tutaj dla wszystkich fanów”, napisano w broszurce dołączonej do albumu.
„There’s A Brand New Day On The Horizon” Boba Johnstona (na płycie utwór jak wszystkie piosenki tego kompozytora napisane dla Presley’a został podpisany nazwiskiem jego żony – Joy Byers) był jedną z ostatnich nowych piosenek nagranych podczas tej sesji. Wersję master nagrano po pięciu podejściach.
„Elvis i John Rich (reżyser filmu) mieli z nimi problem”, powiedział w jednym z wywiadów Sonny West, przyjaciel i ochroniarz Elvisa ujawniając kulisy powstania prawdopodobnie ostatniej nowej piosenki nagranej podczas tej sesji. Mowa o grupie The Jordanaires. „Elvis chciał zrobić piosenkę ‘Wheels On My Heels’ z The Jordanaires ale Rich argumentował, że w scenie w której będzie ją śpiewał będzie sam na motorze i dodatkowi wokaliści będą nie na miejscu. Elvis wygrał to starcie ale Rich odwiódł go od tego proponując kolejne podejścia i doprowadzając Elvisa do gorączki. Wersja master ‘Wheels On My Heels’ (podejście siódme, przyp.autor) nie zawiera jakiegokolwiek dodatkowego wokalu The Jordanaires ale jest prawdopodobne, że mógł on się pojawić we wcześniejszych próbach”. Jeszcze bardziej dobitnie całą tą konfliktową sytuację opisał australijski fanklub piosenkarza na swojej stronie Internetowej. W artykule na temat filmu napisano wręcz, że: „Elvis zdenerwował się podczas tej sesji gdy chciał umieścić wokal The Jordanaires w tle piosenki w scenie, w której widzimy go jadącego samotnie w dół drogi na motocyklu. Jeden z producentów zapytał go wówczas o to gdzie grupa miała by się znaleźć podczas ujęcia. Elvis odparował: ‘w tym samym cholernym miejscu co zespół’”.
O ostatnich minutach drugiego dnia sesji wiadomo stosunkowo niewiele. Są natomiast pewne spekulacje i niepotwierdzone teorie. Analizując bardzo dokładnie stronę Keitha Flynna natknąłem się na jedną z nich. „Ostatnim numerem produkcyjnym (numerem matrycy, przyp.autor) wykorzystanym podczas tej sesji jest ‘LO’, które zostało przypisane piosence ‘Wheels On My Heels’. Następny użyty numer to ‘NO’ którym opisano ścieżkę instrumentalną utworu ‘Roustabout’ z 29 kwietnia. Nie wiadomo co stało się z numerem ‘MO’ ale mało prawdopodobne jest by opisano nim remake ‘Little Egypt’”, pisze autor strony. W swoim dalszym wywodzie sugeruje, że być może pomiędzy utworami „Wheels On My Heels” a nową wersją „Little Egypt” doszło jednak do nagrania kompozycji „Shout It Out”. Na poparcie tej tezy Flynn przypomina o aukcji zorganizowanej przez Elvis Presley Enterprisess na przełomie lipca i sierpnia 2010 roku. Jak już pisałem wcześniej wystawiono wówczas do sprzedaży płyty demo (acetaty) z prywatnej kolekcji Elvisa. Na krążkach były piosenki przeznaczone do filmu „Roustabout”. „Patrząc na te acetaty przyszła mi do głowy interesująca myśl, że zaginionym numerem ‘MO’ z tej sesji opisano ‘Shout It Out’”, pisze Keith Flynn na swojej stronie internetowej. „Kiedy patrzysz na ten acetat widzisz, że jest opisany jako ‘UŻYTY’ podczas gdy pozostałe ‘Carnival Of Dreams’ i ‘I Never Had It So Good’ (ten drugi był alternatywą dla piosenki ‘One Track Heart’, przyp.autor) są jasno podpisane – ‘demo – nie Elvis’. Wskazuje to na to, że ‘Shout It Out’ mogło być rzeczywiście nagrane ale nie wykorzystane w filmie ‘Roustabout’”. Brak taśm z sesji uniemożliwia jednak dokładną weryfikację tych rewelacji.
Marcową sesję zakończyła nowa wersja przeboju Jerrego Leiber’a i Mike’a Stollera, „Little Egypt”. Na koniec drugiego dnia nagrań w Radio Recorders Elvis zarejestrował jeszcze sześć podejść tego utworu, w zupełnie innej niż poprzedniego wieczora aranżacji. Ostatnią próbę (dwudziestą pierwszą w kolejności ponieważ producenci kontynuowali numerację z poprzedniego dnia) opisano jako wersję master. Jej obszerne fragmenty posłużyły do stworzenia tzw. wersji filmowej „Little Egypt”. Samo natomiast podejście dwudzieste pierwsze (tj. wersja master z 3 marca) przeleżało w archiwach aż do roku 1997 kiedy to po raz pierwszy wydano je na płycie „Movie Magic” w kolekcji zrealizowanej przez Time Life.
Na planie filmowym
Dwa dni po zakończeniu pierwszego etapu prac nad ścieżką dźwiękową, 5 marca, Elvisa zaproszono do wytwórni Paramount Pictures do charakteryzatorni i działu makeup’u w którym fryzjer ułożył piosenkarzowi nową fryzurę. Kilka godzin później, około 13.00 popołudniu Presley wziął udział w spotkaniu muzycznym na którym pojawili się także producenci nowego filmu.
Dzień później ekipa filmowa wyruszyła na obrzeża miasta by rozpocząć zdjęcia do kolejnej produkcji. Aktorzy, technicy, producenci i reżyserzy udali się do położonego na północ od Los Angeles Hidden Valley Ranch. Według serwisu Elvis News dokładnie 6 marca to właśnie tam padł pierwszy klaps na planie nowego filmu (we wkładce do płyty „Elvis Double Features: Viva Las Vegas/Roustabout” czytamy jednak, że zdjęcia plenerowe rozpoczęły się nie 6 a 9 marca i nie w Hidden Valley a w Thousand Oaks), którego historia…. sięga jeszcze roku 1961…
To wtedy właśnie po raz pierwszy przedstawiono Elvisowi i jego menedżerowi, ‘Pułkownikowi’ Parkerowi, pomysł nakręcenia filmu, którego akcja miałaby się rozgrywać w wesołym miasteczku. W pierwotnej wersji obraz miał nosić tytuł „Right This Way Folks” a bohater kreowany przez Presley’a miał nazywać się Charlie Main. Twórcy obrazu w roli Maggie Morgan chcieli wówczas obsadzić niezwykle utalentowaną i popularną aktorkę, Mary Jane West (znaną wszystkim bardziej jako Mae West). Wstępnie zaplanowana była już nawet data rozpoczęcia zdjęć – maj 1961 roku ale Tom Parker jednym zdaniem przekreślił realizację projektu na kilka kolejnych lat. „Żadnego taniego życia w wesołym miasteczku… prowadzimy przyzwoity tryb życia, z którego każdy z nas jest dumny”, stwierdził menedżer artysty.
Do scenariusza powrócono dopiero na początku 1964 roku. Podczas kilku spotkań wprowadzono w nim kilka istotnych zmian – zmieniono m.in. imię głównego bohatera oraz tytuł samego filmu. Historię Charliego Rogersa, wędrownego wokalisty, który po bójce ze studentami na parkingu przed herbaciarnią w której występował traci swoją kolejną posadę i na dodatek ląduje za kratkami napisał Allan Weiss (autor wielu wcześniejszych scenariuszy do filmów z udziałem Elvisa). Opisany przez niego bohater po nocy spędzonej w więzieniu wychodzi na wolność (po uiszczeniu kaucji przez kelnerkę z klubu, w którym pracował) i wyrusza w drogę motocyklem w poszukiwaniu nowej pracy. Podczas podróży spotyka piękną Cathy Lean, jadącą wraz ze swoim ojcem i właścicielką wesołego miasteczka. Gdy młody muzyk próbuje zbliżyć się do dziewczyny i bliżej się z nią poznać jej ojciec spycha go samochodem na pobliski płot. Dochodzi do wypadku w wyniku którego Charlie odnosi lekkie rany a jego motor musi zostać oddany do naprawy. Maggie Morgan, szefowa lunaparku proponuje Rogersowi by zatrzymał się u nich (w wesołym miasteczku) do czasu gdy jego motocykl nie zostanie naprawiony. Proponuje mu także pracę…
Scenariusz na podstawie historii Allana Weissa napisał Anthony Lawrence (we współpracy z Weissem). Reżyserem szesnastego filmu Presley’a został John Rich, znany m.in. z pracy przy takich produkcjach filmowych i telewizyjnych jak „Bonanza”, „Where’s Raymond” czy „The Dick Van Dyke Show”. Podczas pracy przy tym ostatnim otrzymał propozycję zrobienia filmu dla Halla B.Wallisa. „Robiłem ‘The Dick Van Dyke Show’ przez trzy lata. Mój agent zadzwonił do mnie i powiedział, że mamy szansę zrobić film dla Paramount z Halem Wallisem. Hal Wallis był legendą. Byłem zaintrygowany. Zostałem wysłany na spotkanie z nim po którym mnie wynajął”, wspominał reżyser w jednym z wywiadów. „Podpisaliśmy umowę a później powiedział, że ma na początek coś wielkiego. Pierwsze zrobiłem film zatytułowany ‘Wives And Lovers’ . Wypadł bardzo dobrze. Shelly Winters w nim wystąpiła. Była jedyną aktorką z którą miałem problemy. Robiła problemy i nie znała swoich kwestii. Następną pracę jaką mi zaproponowano był ‘Roustabout’ z Elvisem Presleyem. Nie wiedziałem wówczas wiele o Elvisie Presley’u”. Rich zwierzył się swojemu rozmówcy, że oczywiście wiedział kim był Elvis ale nie był ani jego ani fanem muzyki w ogóle. Jak sam przyznał, Presley’a zaczął doceniać dopiero po kilku dniach spędzonych na planie. Na długie lata utkwiły mu w pamięci nienaganne maniery artysty i sposób w jaki się do niego zwracał. „Był bardzo spokojny i kulturalny. Prawie wytrącał mnie z równowagi ponieważ nigdy nie zwracał się do mnie John. On zawsze mówił do Panie Rich (oryg. Mr.Rich). To wprawiało mnie w małe zakłopotanie. Powiedziałem do niego, Elvis, mów mi John. Oh, nie mogę tego zrobić Panie Rich”, opowiadał w wywiadzie John Rich.
Pomysłodawcy filmu „Roustabout” już od samego początku zakładali obsadzenie w nim znanych aktorów. Jednak w związku ze zmianą daty realizacji znaczna część obsady musiała ulec zmianie. Jedną z takich istotnych zmian było zaproponowanie roli Maggie Morgan Barbarze Stanwyck, „jednej z największych aktorek w historii kina”, jak napisano o niej na portalu Filmweb. Urodzona w 1907 roku aktorka wystąpiła w dziesiątkach filmów, m.in. „Mexiacali Rose”, „Golden Boy”, „Christmas In Connecticut” czy „Titanic” (z 1953 roku). Na ekranie zadebiutowała rolą tancerki rewiowej w obrazie „Brodway Nights” z 1927 roku. Po zakończeniu kariery filmowej Barbara Stanwyck aż do drugiej połowy lat osiemdziesiątych pojawiała się w serialach telewizyjnych. Widzowie z pewnością do dzisiaj pamiętają jej kreacje w takich produkcjach jak „Ptaki ciernistych krzewów”, „Dynastia” czy „Dynastia Colbych” (jej ostatnia rola). W roku 1982 aktorce przyznano honorowego Oscara za całokształt twórczości artystycznej. „Barbara Stanwyck była niesamowita”, wspominał Lance LeGault w jednym z wywiadów. „Elvis bardzo ją lubił. Jednego dnia zjadłem z nią lunch na planie ponieważ ustawiliśmy się w kolejce tuż obok siebie”. Marie Clayton w książce „Elvis Presley – Nieznane Fotografie” potwierdza słowa aktora ale zauważa też, że początki znajomości obu gwiazd nie należały do łatwych. „Początkowo współpraca z drugą gwiazdą filmu, Barbarą Stanwyck, źle mu (Elvisowi, przyp. autor) się układała. Wkrótce jednak zostali przyjaciółmi i Elvis wkrótce wyznał, że praca z Barbarą pomogła mu w udoskonaleniu własnego aktorskiego kunsztu”, czytamy w książce.
Rolę Cathy Lean producenci powierzyli młodziutkiej Joan Freeman, znanej dotychczas jedynie z epizodycznych występów w serialach telewizyjnych. Aktorka pierwszy raz przed kamerą pojawiła się jeszcze jako kilkuletnia dziewczynka. Mając zaledwie siedem lat zadebiutowała w serialu Sandy Dreams. Popularność przyniosła jej jednak dopiero rola u boku Elvisa (w „Roustabout”) i Roya Orbisona w filmie „The Fastest Guitar Alive” z 1967 roku.
W pierwszych minutach nowego filmu Paramount Pictures na ekranie pojawiła się także nikomu dotąd nieznana Raquel Welch (a właściwie Jo Raquel Tejada), obecnie jedna z najpopularniejszych hollywoodzkich aktorek. „’Roustabout’ z 1964 roku był moim pierwszym filmem zrobionym w Hollywood”, wyznała aktorka w rozmowie z dziennikarzem. „Grałam role epizodyczne w momentach początkowych. Podobnie jak wiele nastolatek z lat pięćdziesiątych byłam całkowicie zakręcona na punkcie Elvisa. Widziałam go w San Diego podczas jednego z jego wczesnych koncertów. To był mój pierwszy rock’n’rollowy koncert jaki w życiu oglądałam. To był pierwszy raz kiedy zobaczyłam jak seksowny może być facet”, zwierzyła się Welch. W dalszej części rozmowy wyznała jednak, że spotkanie z idolem na planie filmu nie zrobiło już na niej tak silnego wrażenia a nawet nieco rozczarowało… „Kiedy jednak spotkałam go na planie ‘Roustabout’ byłam lekko zaskoczona ponieważ coś się w nim zmieniło. To wyglądało tak jakby był bardziej ‘opakowany’. Jego ubranie już nie było takie samo, jego włosy zostały ufarbowane i starannie zaczesane. To było dla mnie małym szokiem ponieważ to był ugrzeczniony Elvis. Usunęli z niego cały sex…!” Raquel Welch zagrała studentkę, która ogląda występ Charliego Rogersa w herbaciarni (scena z utworem „Poison Ive League”).
Oprócz Barbary Stanwyck na planie filmowym pojawiła się jeszcze jedna bardzo znana i ceniona w tamtym czasie aktorka. Sue Ane Langdon zanim trafiła do obsady „Roustabout” (zagrała w nim niewielką rolę wróżki Madame Mijanou) występowała m.in. w Radio City Music Hall w charakterze wokalistki i w kilku musicalach wystawianych na deskach teatru w Illionis.
Główną rolę męską powierzono pięćdziesięciotrzyletniemu wówczas Leifowi Ericksonowi, wybitnemu amerykańskiemu aktorowi, który popularność zyskał występując w takich filmach jak „College Holiday”, „Sorry Wrong Number” czy „The Fastest Gun Alive”. Erickson zagrał nadopiekuńczego ojca Cathy Lean, Joe.
W „Roustabout” ponownie wystąpił także Lance LeGault, który wcześniej zagrał epizodyczne role m.in. w „Girls! Girls! Girls!”, „Kissin’ Cousins” i „Viva Las Vegas”. „Oni pracowali w Hollywood. Ja w tym czasie mieszkałem w Woodland Hills a zdjęcia kręcone były w Lake Village, które położone jest na przedmieściach Los Angeles, na zachód od miasta, prawdopodobnie jakieś pięćdziesiąt mil. To właśnie było miejsce w którym pracowaliśmy nad ‘Roustabout’. Lunapark został zbudowany na pastwisku dla krów”, wspominał aktor. „Było fajnie robić tam zdjęcia ponieważ zamiast wjeżdżać do Hollywood, do studia Paramount miałem tylko do przebycia krótką drogę z domu na plan. […] ’Roustabout’ był fajny”, dodaje LeGault. W dalszej części rozmowy Lance wspominał także dobrą atmosferę na planie mówiąc, że „dobrze się bawiliśmy podczas pracy nad ‘Roustabout’”.
W źródłach do których udało mi się dotrzeć pisząc ten tekst wyczytałem jednak, że ta ‘dobra zabawa’ wspomniana przez LeGaulta stała się powodem ostrej wymiany zdań pomiędzy Elvisem a reżyserem filmu. Do kłótni miało dojść gdy pewnego dnia Presley usłyszał uwagi Johna Richa na temat swoich przyjaciół (okrzykniętych w 1962 roku tytułem Mafia z Memphis). Zdenerwowany piosenkarz miał wówczas stwierdzić, że „jak tylko te filmy przestaną być zabawą natychmiast przestanę je kręcić. A jeśli moi ludzie stąd odejdą to ja odchodzę razem z nimi…”.
„Roustabout” kręcono najpierw w Lake Village a później ekipa filmowa przeniosła się do Potrero Valley w pobliże Thousand Oaks w Kalifornii. Jedną z najciekawszych a z pewnością najmniej znanych historii związanych ze zdjęciami w tym rejonie udało mi się znaleźć na jednym z for internetowych poświęconych Elvisowi. Otóż, mało kto dzisiaj zdaje sobie sprawę z faktu, że menedżer Elvisa, Pułkownik Tom Parker był wielkim fanem… słoni! I bardzo prawdopodobne jest, że to właśnie on polecił Halowi Wallisowi zorganizowanie kilku zwierząt do nowego filmu. Chcąc wywiązać się z zadania producent odnalazł wędrowny cyrk (dzięki zachowanym zdjęciom wiemy, że była to trupa o nazwie „Jungleland”), w którym występowały słonie a którego namioty zostały rozbite w pobliżu Thousand Oaks. Na potrzeby produkcji Paramount zaangażowało więc prawdziwego słonia (prawdopodobnie o imieniu Nelly), który w filmie pojawia się zaledwie na kilka sekund (mniej więcej minutę) w towarzystwie aktorki Diane Simpson.
Do historii przeszły już wspólne zdjęcia Elvisa, Barbary Stanwyck i Pułkownika Parkera obok słonia i wozu cyrkowego. Wydarzenia z Thousand Oaks zapisały się także w pamięci mieszkańców miasteczka. Wielu z nich zapamiętało piosenkarza wizytującego „Jungleland”. Do jednej z takich relacji udało mi się dotrzeć: „Mieszkałem w Thousand Oaks od 1959 do 1984 roku. Miałem zwyczaj jeździć konno do miasta i ‘Jungleland’ mijałem niemal każdego dnia. Mój sąsiad (Wally Ross) pracował w Jungle Land. Byłem tam zawsze kiedy kręcili ‘Lessie’. Zrobili tam również ‘Combat’. Slim Pickens wpadał tam okazjonalnie. Miałem nawet szczęście przeżyć coś extra podczas prac nad ‘Roustabout’. Elvis usiadł naprzeciw mnie na koniku na karuzeli… Zdecydowanie tęsknię za tymi dniami, cóż to była za zabawa”, wspominała Carol.
Nad „Roustabout” pracowano przez ponad miesiąc. W tym czasie na planie doszło do kilku ważnych spotkań i… jednego poważnie wyglądającego wypadku… 11 marca, kręcono sceny w których Charlie Rogers bierze udział w bójce. Elvis, który od kilku lat fascynował się sztuką karate (i miał już w tej dziedzinie poważne sukcesy) poprosił reżysera by mógł w nich zagrać osobiście. John Rich bardzo niechętnie zgodził się i już wkrótce okazało się, że jego obawy były w pełni uzasadnione. „Elvis uparł się, że zagra w scenie walki. Otrzymał cios w głowę, po którym założono mu cztery szwy, a ponieważ scenariusz przewidywał scenę wypadku na motocyklu ‘wykorzystano’ do filmu prawdziwe rany idola”, czytamy w książce „Elvis Presley Nieznane Fotografie”.
Kilka dni po tym zdarzeniu doszło do „spotkania na szczycie”. Do Stanów Zjednoczonych przyjechał po raz kolejny brytyjski disk jockey, Jimmy Savile. I choć nie było to jego pierwsze spotkanie z Presleyem (wcześniej rozmawiali ze sobą na planie filmu „Wild In The Country”), miało jednak szczególne znaczenie. Szczegółowy przebieg tej wizyty opisał Todd Slaughter w artykule opublikowanym na łamach magazynu „Elvis Today”. „Wiosną 1964 roku Jimmy wrócił do Ameryki z kolejną misją. Tym razem miał dostarczyć petycję, którą sam stworzyłem”, pisze prezes brytyjskiego fan klubu króla rock’n’rolla. „Dotyczyła ona projektu Elvis Via Telestar, w której próbowałem zachęcić Pułkownika do zaprezentowania Elvisa za pośrednictwem telewizji satelitarnej, tak aby fani mogli dobrze się bawić oglądając widowisko na żywo”.
Savile miał także jeszcze jedno zadanie do zrealizowania. Miał zarejestrować wiadomość od Elvisa dla zwycięzcy konkursu przeprowadzanego przez magazyn New Musical Express London. Spotkanie obu gwiazd przebiegało w bardzo przyjacielskiej atmosferze. W swojej relacji Todd Slaughter pisze, że Elvis niemal natychmiast zwrócił uwagę na znacznie dłuższe włosy Savile’a i ich nowy kolor. „Do tego czasu Jimmy zapuścił włosy i przefarbował je na platynowy blond”, zauważa szef brytyjskiego fan klubu. „Najsławniejsze zdjęcia ukazujące tych dwoje razem pokazują Elvisa szarpiącego Jimmiego za włosy. I albo była to specjalnie zaaranżowana sytuacja do zdjęcia albo być może Elvis rzeczywiście niedowierzał w autentyczność tej niezwykłej fryzury?”
W artykule z Elvis Today Todd Slaughter zwraca uwagę na jeszcze jedną ciekawostkę dotyczącą tego spotkania. Dotyczyła stroju, który miał na sobie angielski dziennikarz… Specjalne płaszcze z imionami gwiazd występujących w danym filmie a także jego tytułem były pomysłem Pułkownika Parkera. Sam chętnie je zakładał i równie chętnie wręczał je osobom odwiedzającym plan filmowy. Także Jimmy Savile otrzymał swój. Na jego płaszczu jednak oprócz nazwisk aktorów występujących w filmie „Roustabout” znalazły się imiona trzech angielskich gwiazd: Cliffa Richarda, Billy Furry’ego oraz Marty Wilde.
Z samą garderobą przygotowaną do obrazu „Roustabout” także związane są pewne interesujące fakty. Na pierwszy z nich natknąłem się analizując broszurę z płyty „Double Features”. Autor zamieszczonego w niej tekstu pisze, że dżinsowe spodnie, które nosiła w filmie Barbara Stanwyck zostały specjalnie dla niej zaprojektowane przez jedną z najbardziej znanych hollywoodzkich projektantek kostiumów, Edith Head (sama kreatorka często nazywała siebie „czarodziejką”).
Kolejna historia dotyczy dwóch kostiumów stworzonych dla Elvisa. W archiwach zachowały się zdjęcia piosenkarza pozującego w iście cyrkowym stroju (w kolorowych pasiastych spodniach na szerokich szelkach z dużymi guzikami). Prawdopodobnie był to element garderoby, który miał zostać wykorzystany w jednej ze scen. Elvis jednak nigdy nie wyraził na to zgody.
Jim Brown, gwiazdor amerykańskiego futbolu był jeszcze jedną ważną osobistością, która pojawiła się na planie „Roustabout”. Do spotkania doszło 1 kwietnia. Tym razem jednak wizyta miała miejsce nie w Thousand Oaks lecz w hollywoodzkim studiu wytwórni Paramount gdzie powstawała reszta zdjęć do nowego filmu z udziałem Presley’a.
Jim Brown (a nie piosenkarz James Brown, jak błędnie przedstawia go autorka książki „Elvis Presley Nieznane Fotografie”) był idolem Elvisa. Marty Lacker, przyjaciel piosenkarza zapamiętał, że zawsze oglądał z nim mecze drużyny Cleveland Browns właśnie ze względu na to, że grał w niej Brown („lubił patrzeć jak stawiał innym czoło na boisku ponieważ Brown był najszybszym biegaczem w dziejach”).
W latach sześćdziesiątych zawodnik zaczął występować w kinie. Z czasem stając się prawdziwą gwiazdą westernów. I właśnie podczas pracy nad kolejną produkcją pojawił się na planie „Roustabout”. Przebieg wizyty ze szczegółami zrelacjonował Marty Lacker. „Jim Brown, dawna gwiazda futbolu, robił film w Kalifornii w tym samym czasie kiedy my tam byliśmy. I przyjechał na plan ‘Roustabout’. […] Kiedy więc ci piłkarze przyjechali (oprócz Browna w kolejce na spotkanie z Presleyem ustawili się także inni zawodnicy, w tym m.in. Rosey Grier i Mike Henry, przyp.autor), Elvis zawsze pytał, ‘jakim facetem jest Jim Brown? Znacie go?’ Wtedy wszyscy opowiadali mu jak chłodną osobą był Brown. Mówili, że nigdy nie zdradzał nikomu jak zablokować atak na boisku i taki sam był na planach filmowych – nie lubił dzielić się zbyt wiele informacjami o sobie”, opowiadał członek Mafii z Memphis. „Więc, dowiedzieliśmy się, że Brown lubi trochę Elvisa, a po pewnym czasie okazało się, że z wzajemnością. Wtedy Elvis zaprosił Browna do studia Soundstage na spotkanie. Zaczęliśmy z nim rozmawiać i sprawiał wrażenie naprawdę przyjaznego. W końcu rozmowa zeszła na temat: ‘hey, człowieku jak na wszystkie skarby rozbiłeś ten blok? Szło na Ciebie czterech facetów a Ty biegłeś na nich sam?’ A on opowiedział nam jak to zrobił. Nie uważaliśmy go wcale za powściągliwego”.
Marty Lacker zapamiętał także, że Presley i Brown spotkali się raz jeszcze. Nie podaje co prawda dokładnej daty ale w udzielonym wywiadzie opowiada także o wizycie aktora w Memphis, w Graceland. Podczas tego spotkania, które według słów przyjaciela piosenkarza miało miejsce w living roomie słynnej posiadłości Elvisa obaj, tj. Presley i Brown mieli rozmawiać m.in. na temat sztuki karate, a piosenkarz miał nawet urządzić mały pokaz.
20 kwietnia 1964 roku padł ostatni klaps na planie filmu „Roustabout”. Zdjęcia trwały ponad miesiąc. Jako ciekawostkę warto w tym miejscu dodać, że część scen została nakręcona w trzech nowo otwartych studiach wytwórni Paramount. Film z Presleyem w roli głównej był pierwszym, który w nich nakręcono.
Dwa dni później, 22 kwietnia, w Hollywood odbyła się specjalna sesja zdjęciowa promująca nowy film. Oprócz piosenkarza wzięli w niej udział m.in. Barbara Stanwyck, Leif Erickson, Joan Freeman i… Raquel Welch.
W studiu nagraniowym (wizyta druga)
Pod koniec miesiąca w studiu Radio Recorders w Hollywood w Kalifornii zorganizowano jeszcze jedną sesję nagraniową w trakcie której zarejestrowano brakujący materiał do ścieżki dźwiękowej powstającego filmu. Nagrania odbyły się 29 kwietnia. Wzięli w nich udział muzycy, którzy pracowali także podczas marcowej sesji: Billy Strange i Hilmer J. ‘Tiny’ Timbrell na gitarach, Ray Siegel na basie, Hal Blaine i Bernie Mattinson na instrumentach perkusyjnych oraz Dudley Brooks na pianinie. Wokal dodatkowy zapewniła tym razem grupa The Melo Man. Nadzór nad prawidłowym przebiegiem prac w studiu sprawowali Joseph Lilley z wytwórni Paramount oraz inżynier dźwięku Dave Weichman. Elvis Presley nie był tego dnia obecny.
Jak wynika z dokumentacji, około godziny siódmej wieczorem muzycy zarejestrowali pierwsza podejście do nowej wersji utworu tytułowego. W książce dołączonej do czteropłytowego zestawu „Today, Tomorrow And Forever” Collin Escott pisze, że „Elvis rozważał dwa potencjalne utwory tytułowe dla ‘Roustabout’, jeden Winfielda Scotta i Otisa Blackwella i drugi napisany przez spółkę Giant, Baum Kye. Zielone światło otrzymał ten drugi i podczas kwietniowej sesji nagraniowej Elvis nadał mu Latynoskie brzmienie” (jak już zaznaczałem powyżej, tego dnia w studiu nie było Elvisa więc Colin Escott w tym miejscu popełnia drobną nieścisłość).
Po niespełna trzech godzinach nagrań (sesja zakończyła się o godzinie za dziesięć dziesiąta wieczorem) kompozycja „Roustabout” była gotowa. Na wersję master wybrano ostatnie, jedenaste podejście do którego dwa tygodnie później Elvis nagrał swój wokal.
Zanim jednak piosenkarz pojawił się w studiu by dokończyć swój nowy album doszło do spotkania, które zdaniem wielu fanów i osób z jego najbliższego otoczenia wywarło wpływ na całe jego dalsze życie osobiste. Jak podają różne źródła, 30 kwietnia 1964 roku pracę dla słynnego piosenkarza rozpoczął fryzjer Larry Geller. W wywiadzie udzielonym Piersowi Beagleyowi tak wspominał początki współpracy ze słynnym gwiazdorem: „Elvis powiedział mi żebym był w Studiach Paramount o ósmej następnego dnia. Więc pojechałem do Paramount następnego dnia i ułożyłem mu włosy. To było takie niezwykłe ponieważ po zakończonym dniu wszyscy wyszliśmy na plac gdzie były zaparkowane samochody. Elvis wsiadł do swojego Rolls Royce’a którego właśnie kupił. Po czym zwrócił się do mnie, ‘hey Larry, właśnie dostałem tego Rollsa, chcesz go pożyczyć dziś wieczorem? Pojedziesz nim do domu, zabierzesz żonę i pojedziecie na przejażdżkę!’ Właśnie tak. Ale wiesz, poczułem się trochę rozbawiony tą sytuacją i powiedziałem ‘nie, jest OK. Elvis’. Nie mogłem uwierzyć w jego hojność. Ale to był Elvis!”.
Następnego dnia po spotkaniu, 1 maja, Larry obiecał dostarczyć Presleyowi książki, które miały w przyszłości stać się przedmiotem ich wielogodzinnych rozmów… aż do śmierci artysty w roku 1977. Wśród wymienianych tytułów jest m.in. „The Impersonal Life” („Życie bezosobowe”).
Równo dwa tygodnie później, 14 maja, w budynkach studia Paramount odbyła się ostatnia sesja zdjęciowa promująca film „Roustabout”. Po jej zakończeniu Elvis udał się do oddalonego o kilka ulic od wytwórni studia Radio Recorders. Celem tej wizyty było dogranie wokalu do utworu tytułowego. Sesja odbyła się bez udziału dodatkowych muzyków. Nad przebiegiem nagrań czuwali tylko Joseph Lilley z Paramount Pictures oraz inżynier dźwięku Dave Weichman. Piosenkę nagrano po siedemnastu próbach (i jest to jedyny jak dotąd utwór z całej ścieżki dźwiękowej, do którego alternatywne podejścia zostały wydane na różnych mniej lub bardziej oficjalnych płytach).
Ostateczna wersja piosenki „Roustabout”, która niebawem trafiła na płytę i do czołówki filmu powstała ze złożenia instrumentalnego podkładu (podejście z numerem jedenastym) i ścieżki wokalnej Elvisa (próba siedemnasta).
Na jednej ze stron poświęconych Elvisowi udało mi się wyczytać informację, że na pierwszych wydaniach longplaya z muzyką z filmu całkowicie pominięto akompaniującą Presleyowi grupę The Mello Man. Pod wszystkimi piosenkami napisano, że wokal dodatkowy zapewnił zespół The Jordanaires. Członkowie The Mello Man musieli się dopiero upomnieć o swoje prawa i miejsce na okładce płyty. Ich pełnomocnicy wywalczyli dla wokalistów duże odszkodowanie.
Roustabout
25 sierpnia 1964 roku taśmy z jedenastoma utworami stanowiącymi ścieżkę dźwiękową do nowego filmu zostały dostarczone do wydawnictwa RCA. Jeszcze tego samego dnia ruszył proces przygotowania kolejnego albumu do sprzedaży (warto przypomnieć w tym miejscu, że Elvis w tym czasie pracował już nad kolejną produkcją – komedią „Girl Happy”). Zdjęcie na okładkę wybrano z kilku (nieoficjalnie wiadomo o co najmniej trzech) fotografii wykonanych podczas kilku dniowej sesji zdjęciowej w Paramount Studio.
Dwa miesiące później, 20 października, album zatytułowany po prostu „Roustabout” trafił do sprzedaży. Płyty nie promował żaden singiel. W recenzji opublikowanej 7 listopada na łamach tygodnika Billboard napisano: „ścieżka dźwiękowa z ostatniego filmu Elvisa. W porównaniu z innymi ścieżkami dźwiękowymi z filmów Elvisa i ciągłej silnej sprzedaży singli jako dowód na to, ten jeden (album, przyp.autor) powinien sobie całkiem dobrze poradzić przy sklepowej ladzie”.
Bardzo ciekawą recenzję płyty zamieścił także magazyn Variety. Warto o niej wspomnieć nie tylko dlatego, że była ona niemal w całości pozytywna lecz z uwagi na jedno zamieszczone w niej zdanie. Otóż autor wspomnianego tekstu pisze: „zamieszczone przez kompozytora i dyrygenta Jospeha J.Lilley piosenki są najmocniejszą częścią produkcji Hala Wallisa. Presley śpiewający w przyjemny, melodyjny sposób ‘I Never Had It So Good’, ‘One Track Heart’ i ‘Heart Knocks’ sprawia, że wszystko to ma predyspozycje by stać się przebojem”. Wielu fanów do dzisiaj zastanawia się dlaczego autor tego artykułu wspomniał piosenkę „I Never Had It So Good” skoro wiadomo, że została ona odrzucona podczas sesji a jej miejsce zajął utwór „One Track Heart”…
Wśród wielbicieli piosenkarza płyta „Roustabout” wywołała mieszane odczucia. Leszek C.Strzeszewski w książce „ELVIS” z 1986 roku pisał, że Presley w nowym filmie „zaśpiewał kilkanaście piosenek, od wspaniałego ‘Little Egypt’ po katastrofalną ‘Carny Town’”. Z kolei Todd Slaughter w swojej publikacji, „The Elvis Archives” zauważył – „ścieżka dźwiękowa miała jedną lub dwie dobre piosenki, z których najlepsza była ‘Little Egypt’ Leibera i Stollera, hit grupy The Coasters”.
Te kilka przebojów wystarczyło jednak by w bardzo krótkim czasie płyta uplasowała się na szczycie najbardziej prestiżowej amerykańskiej listy przebojów. Trzy dni po premierze filmu „Roustabout” (miała ona miejsce 11 listopada 1964 roku) płyta pod tym samym tytułem zajęła pierwsze miejsce w zestawieniu Tygodnika Billboard, zostawiając w tyle m.in. takie zespoły jak The Beach Boys (zajmowali wówczas drugą pozycję z albumem „The Beach Boys Concert”), The Rolling Stones z krążkiem „12 x S” (trzecie miejsce) czy The Beatles z ich ścieżką dźwiękową z debiutanckiego filmu „A Hard Day’s Night” (miejsce szóste).
Na temat samego filmu zdania krytyków również były podzielone. Z jednej strony poważne magazyny filmowe takie jak Variety zwracały uwagę na banalną, niemodną historię a z drugiej zauważały obecność wielkich nazwisk w obsadzie „Roustabout”. Wspomniany magazyn Variety w jednej z opublikowanych recenzji zrezygnował nawet całkowicie z wyrażenia opinii na temat aktorskiej gry Elvisa. Autor artykułu skupił się na to miejsce na pozostałych gwiazdach występujących w nowej produkcji Paramount Pictures. „Dobra obsada to najlepsze co można było zrobić dla tego nonsensu. Niemniej to i tak jest beznadziejna sprawa. Talent panny Stanwyck – miała cztery nominacje do Oscara w trakcie swojej znakomitej kariery zawodowej – tutaj jest całkowicie zmarnowany. Panna Freeman nie musi robić zbyt wiele poza wykręcaniem rąk gdy jej ojciec i chłopak stają do walki, ale robi to bardzo ładnie”, pisał recenzent.
Wielbiciele piosenkarza też nie podeszli do filmu bezkrytycznie. Leszek C.Strzeszewski na łamach biografii „ELVIS” napisał wprost, że „z roli wędrownego piosenkarza Elvis nie wywiązał się zbyt dobrze”. Nieco mniej krytyczny był w swojej ocenie Todd Slaughter z brytyjskiego fanklubu piosenkarza. W komentarzu zamieszczonym w książce „The Elvis Archives” zauważył jedynie, że „Charlie był złym charakterem co dało Elvisowi szansę na pokazanie się z innej strony”.
Wypowiedź brytyjskiego fana jest także potwierdzeniem tego co wcześniej zauważyło wielu innych wielbicieli i krytyków filmowych. Wiele osób w obrazie „Roustabout” dopatrywało się pewnego rodzaju „powrotu do przeszłości” i filmów z lat pięćdziesiątych. Elvis ubrany w czarny skórzany strój a także buntowniczy i arogancki charakter kreowanego przez niego głównego bohatera przywodził na myśl takie role jak ta z „Jailhouse Rock” z 1957 roku czy „King Creole” z roku 1958.
Ostatecznie trwający sto jeden minut „Roustabout” odniósł bardzo duży sukces. W tygodniowym rankingu najlepiej sprzedających się filmów magazynu Variety obraz dotarł do wysokiego ósmego miejsca. Natomiast w rocznym zestawieniu sporządzonym przez to samo wydawnictwo nowy film Presley’a uplasował się na pozycji dwudziestej ósmej! W ciągu kilku miesięcy od dnia premiery „Roustabout” zarobił trzy miliony dolarów.
Historia filmu „Roustabout” nie kończy się jednak na roku 1964. Otóż, już na początku następnego, 1965, roku w Anglii płyta ze ścieżką dźwiękową z szesnastego filmu Elvisa odniosła spory sukces na tamtejszej liście przebojów. W styczniu album „Roustabout” dotarł do dwunastej pozycji.
Miesiąc później natomiast, 15 lutego 1965 roku twórcy filmu musieli odeprzeć zarzuty tancerki o pseudonimie ‘Little Egypt’, która pozwała wytwórnię RCA Records, Paramount Pictures oraz Elvis Presley Music do sądu i zażądała trzech milionów odszkodowania za wykorzystanie jej imienia w filmie bez jej zgody. Sprawę natychmiast przegrała. Jako ciekawostkę jedynie warto dodać, że tancerka o pseudonimie ‘Little Egypt’ istniała naprawdę. Miała na imię Catherine Devine i była jedną z atrakcji podczas Targów Światowych w Chicago w roku 1893.