„Elvis live on stage czyli Elvis w królewskim towarzystwie” – wspomnienie koncertu zamykającego europejską trasę koncertową

Koncert zamykający europejską trasę koncertową we wspomnieniach
„Elvis live on stage czyli Elvis w królewskim towarzystwie”

15628854_10210593131537513_867335702_o 23 listopada, wielbiciele Elvisa Presleya mieli jedną z ostatnich okazji w tym roku, aby usłyszeć i zobaczyć swojego idola podczas koncertu na żywo (!) w londyńskiej O2 Arena. Wszystko w ramach trasy kończącej promocję krążka „If I can dream” na którym artyście, okrzykniętemu Królem rock’n’rolla towarzyszy brytyjska Królewska Orkiestra Symfoniczna. Jej termin zbiegł się z wydaniem kolejnych utworów Elvisa Presleya w wersji symfonicznej na albumie „The Wonder of you”. Miałam wówczas przyjemność zasiąść na widowni, w tej jednej z najczęściej odwiedzanych przez gwiazdy muzyki sal koncertowych na świecie.

Zawiódł się ten, kto spodziewał się koncertu Elvisa w żywiołowej wersji, podobnej do tych w jakich grał je przed publicznością w Las Vegas czy Nowym Jorku. To raczej hołd złożony artyście, przypominający jego najlepsze wykonania, wyselekcjonowane pod czujnym okiem jego byłej zony Priscilli. To z jednej strony atut, bo lata spędzone u boku artysty, pozwoliły jej na poznanie wrażliwości króla i zaprezentowanie podczas koncertu ważnych, również dla niego, utworów. Nie każdemu jednak może spodobać się niezwykle przewidywalne ułożenie jego piosenek. Począwszy od „If I can dream”, która rozpoczyna koncert w wersji instrumentalnej, by pojawić się pod jego koniec w znanym fanom Elvisa brzmieniu, poprzez „Welcome to my Word”, od lat dźwięczące w uszach wszystkich gości, którzy przekraczają próg Graceland podczas zorganizowanych wycieczek. To zdecydowanie nie w stylu Króla, który zanim wyszedł na scenę po mistrzowsku budował napięcie i atmosferę oczekiwania przy dźwiękach słynnego tematu z „Odysei Kosmicznej 2001” „Also spracht Zaratrusta”, by później otworzyć koncert pełnym dynamiki utworem „See See Rider”. Nazbyt przewidywalny układ utworów oraz schematyczny podział koncertu; na spokojniejszą pierwszą część i bardziej rock’n’rollową drugą, to chyba jedyne zarzuty, jakie można postawić wobec pomysłodawców trasy. Cała reszta jednak sprawia, że bilet na ten koncert okazał się wart swojej ceny. „Elvis Presley live on Screen”, to widowisko doskonałe muzycznie, bo Królewska Orkiestra Symfoniczna to akompaniament godny Króla, a sam Elvis, brzmi jak zawsze zachwycająco. Koncertowe Oświetlenie, doskonała realizacja, dynamiczne ujęcia widoczne na trzech ekranach oraz znakomite, słyszalne z każdego miejsc nagłośnienie stwarzały chwilami magię, w której publiczność miała wrażenie, że Elvis śpiewa na żywo w wypełnionej do ostatniego miejsca, londyńskiej hali O2 Arena. Udowadnia, że nawet zza grobu potrafi uwodzić publiczność swoją charyzmą, interpretacją i głosem, nieporównywalnym, z żadnym innym. Symfoniczny akompaniament sprawia, że fragmenty jego słynnych występów: „NBC TV Special” z 1968 roku, „Aloha from Hawaii” 1973 roku oraz koncertów granych w latach ’70, w hotelu Hilton International w Las Vegas, brzmią jeszcze lepiej, pełniej i zyskują muzyczną głębię. Siłę muzyki Elvisa i jego wokalu, symfoniczne aranżacje szczególnie dobrze podkreślały w takich utworach, jak „You gave me a mountain” czy „You’ve lost that lovin feeling”. Publiczność nagrodziła też wielkimi brawami „American Trilogy”. Podczas tego wykonania, nie zabrakło też magicznych momentów, jak ten gdy na widowni zaroiło się od tysięcy migoczących światełek, a na wielkim ekranie pojawiło się zbliżenie na twarz Elvisa omiatającego wzrokiem ten widok z wyrazem uznania i uśmiechem na ustach.

Dla wielu fanów Króla, nie lada gratką jest obecność podczas całego show Priscilli Presley, która nie tylko go prowadzi, zapowiadając kolejne piosenki, ale również dzieli się z publicznością anegdotami i ciekawostkami na temat byłego męża. Dzięki temu, dowiadujemy się, że „Elvis nigdy nie brał siebie na poważnie. W trakcie koncertu mógł zachowywać się sexy, by zaraz potem spojrzeć na zespół i wybuchnąć śmiechem. Często wybierał sobie osobę z tłumu, by zapytać ją: – Hej, jak masz na imię? Co robisz dziś wieczorem? Mimo, że ja również siedziałam na widowni!”. Priscilla zaskakuje także publiczność historią o wątpliwościach, jakie targały Elvisem, gdy odbywał służbę wojskową w Bad Neuheim: „Poznaliśmy się w 1959, gdy miałam tylko 14 lat. To był dość trudny czas dla Elvisa, ponieważ zaledwie dwa lata wcześniej odeszła jego matka. Myślał sobie wtedy, że nie będzie miał już fanów, że nikt nie będzie na niego czekał. Straci ich, ponieważ jego fani odejdą do innych artystów. Nie był pewien swojej przyszłości, dlatego postanowił ćwiczyć swój głos. Robił to co wieczór. Śpiewając harmonicznie, basem, tenorem. Trenował swój głos, dzięki czemu stał się głębszy i bardziej dojrzały. Nie wierzył jednak wtedy, że dostanie drugą szansę na zrobienie kariery. Gdy zaczął wykonywać „I can’t help falling In love with you” pod koniec swoich koncertów, zawsze śpiewał tę piosenkę dla publiczności. Wiedział, że to ona sprawiła, że znalazł się w miejscu, w którym był. I był zawsze bardzo wdzięczny za to, że ludzie przychodzili na jego koncerty.15595914_10210593131697517_362206381_o
Możemy przypuszczać, że Elvis byłby szczęśliwy dziś, wiedząc, że 40 lat od jego śmierci publiczność na jego koncertach wciąż jest w stanie wypełnić 20-tysięczne hale i reagować tak entuzjastycznie, jak Jane, która w przerwach pomiędzy piosenkami, wciąż pytała mnie: – Ten koncert jest niesamowity, prawda? Lub, gdyby dowiedział, się że słuchacze, zgromadzeni w londyńskiej O2 przyjechali tu z miejsc oddalonych o tysiące kilometrów. Tylko po to by, go posłuchać „na żywo”. Jak ja – z Polski, czy Grek, Manolis, który ze śmiechem opowiedział mi, że gdy słuchał piosenek Presleya na Krecie kilkadziesiąt lat temu, sąsiedzi przychodzili do jego ojca mówiąc, że musi być opętany!. Dziś okazuje się, że muzyka Elvisa przetrwała i uwodzi kolejne pokolenia, a on wciąż zachwyca i pozostaje Królem rock’n’rolla, którego trudno będzie zdetronizować.
15609443_10210593131577514_152146982_o
Wszyscy, którym nie udało się zdobyć biletów na żaden z koncertów z towarzyszeniem Królewskiej Orkiestry Symfonicznej, będą mogli wybrać się na jeden z koncertów w ramach trasy promującej najnowszy album „The Wonder of you”. Wiadomo już, że obejmie ona Australię i Nową Zelandię, a bliżej polskiej granicy m.in.: Szwecję i Niemcy.
Bilety: Europejskie Tournee

Magdalena Malara-Świtońska
Z zawodu dziennikarka i PR-owiec. Z zamiłowania wielbicielka aerobiku, podróży i gotowania. Od dwudziestu lat, wierna fanka Elvisa Presleya.

Add a Comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *