LOVING YOU – Let’s have a party
LOVING YOU
– let’s have a party –
(część 15, ostatnia)
Mariusz Ogiegło
Cudowny i kontrowersyjny Mr. Presley ponownie bohaterem nagłówków!
W pierwszej połowie lat pięćdziesiątych zarówno amerykański przemysł muzyczny jak i filmowy działał według pewnych ściśle określonych schematów. Ich przestrzeganie było czymś naturalnym a wszelkie odstępstwa od raz ustalonych reguł zdarzały się niezwykle rzadko i wdrażano je bardzo niechętnie.
Aż do chwili pojawienia się na scenie Elvisa Presleya, który zapoczątkował niespotykaną dotąd rewolucję społeczno kulturową. „(Elvis, przyp. autor) zmienił świat w którym żyjemy”, powiedział mi przed laty Sam Thompson, późniejszy przyjaciel i ochroniarz piosenkarza. „Nie tylko muzykę, ale także sposób myślenia, ubrań które kupowaliśmy i rzeczy o których myśleliśmy”.
W jednej chwili okazało się, że wszystkie obowiązujące dotąd normy straciły na aktualności a szefowie największych wytwórni płytowych, stacji telewizyjnych czy studiów filmowych chcąc sprostać oczekiwaniom zupełnie nowej publiczności i nadążyć za nową modą, która swoim zasięgiem objęła najpierw całą Amerykę a następnie resztę świata, musieli porzucić swoje dotychczasowe przyzwyczajenia i szybko dopasować się do obowiązujących realiów.
Sukces pierwszego filmu z udziałem Elvisa, „Love Me Tender”, jak również niezwykłe emocje towarzyszące większości jego pokazów, sprawiły, że przygotowując się do premiery „Loving You” władze Paramountu zaczęły obmyślać nową strategię jego dystrybucji.
Pod koniec czerwca 1957 roku, magazyn Variety jako jeden z pierwszych poinformował, że drugi film Presleya nie tylko nie będzie miał premiery w żadnym z dużych miast – Nowym Jorku, Chicago czy Detroit, co dotąd było uważane za normę, lecz także, tuż po uroczystej premierze, trafi on od razu do mniejszych kin położonych w okolicy wspomnianych metropolii.
Tym samym, Paramount złamał więc dwie obowiązujące dotąd wśród największych wytwórni filmowych zasady – zrezygnował z premiery w jednym z dużych amerykańskich miast oraz obowiązkowych dwutygodniowych pokazów w jednym z głównych kin położonych w ich centrum.
Czy się to opłaciło? Tak. Po niespełna kilku dniach okazało się bowiem, że powyższa decyzja przyniosła bardzo wymierne skutki. Paramount nie tylko zaoszczędził spore środki na organizacji długotrwałych, kosztownych pokazów lecz dzięki swoim nowatorskim rozwiązaniom znacząco zwiększył również sprzedaż biletów. I to jeszcze przed ogólnokrajową premierą.
Jak to wyglądało w praktyce?
Wystarczy spojrzeć choćby na pierwszy weekend po oficjalnej premierze filmu, tj. od 19 do 21 lipca 1957 roku. W tych dniach, jak pisze bowiem w swoim opracowaniu Alan Hanson, „Loving You” wyświetlono w prawie dziewięćdziesięciu (różne źródła podają różne liczby, od osiemdziesięciu dwóch do osiemdziesięciu czterech kin) kinach położonych w okolicach Nowego Jorku, dzięki czemu obejrzało go aż sto czterdzieści pięć tysięcy osób zamiast czterech tysięcy, które w tym samym czasie mogło pomieścić kino na Broadwayu.
A to nie koniec, ponieważ warto dodać, że zaledwie kilka dni wcześniej, począwszy od 12 lipca, „Loving You” wyświetlano również w co najmniej pięćdziesięciu pięciu lokalnych kinach w okolicach Chicago.
Zainteresowanie filmem w każdym z tych miast było olbrzymie. Fani Presleya dosłownie szturmowali kina dzień po dniu, nie opuszczając żadnego pokazu. A byli i tacy, którzy kupowali bilety na kilka seansów z rzędu.
Mimo to, ukazujące się w następnych dniach recenzje prasowe były raczej umiarkowanie pozytywne – choć w porównaniu z opiniami na temat poprzedniego filmu Presleya, ich autorzy zdawali się nie być już tak surowi a niektórzy nawet kusili się na ciepłe słowa pod adresem samego piosenkarza i jego gry aktorskiej (choć warto pamiętać, że głosów ostrej krytyki również nie brakowało).
W tekście opublikowanym na łamach New York Timesa 11 lipca 1957 roku, Seraphina Alaimo, pisała: „Prezentując drugi film Elvisa Presleya Hal Wallis nie skorzystał z umiejętności idola nastolatków. Wyświetlony w Brooklyn Paramount Theater 'Loving You’ to film skrojony na miarę – rodzinny, bezpieczny i nie obciążający zbytnio nóg piosenkarza. Jest też nudny.
Spójrzmy prawdzie w oczy, dla wielu fanów piosenkarza nowa produkcja Paramount jest prawdziwą ucztą. I nie ma w tym nic dziwnego skoro Elvis gra w nim Elvisa – chłopaka z małego miasteczka, który dzięki unikalnemu stylowi śpiewania osiąga wielki sukces„.
W dalszej części swojej recenzji autorka nie omieszkała również dodać kilku uwag na temat samego Presleya, pisząc że: „jego nadąsana, dziecinna i zmysłowa twarz, z której wyłania się ujmujący uśmiech jest w tym filmie często widoczna. Podobnie jak jego wpadki i potknięcia”. Mimo tej ostatniej uwagi, w podsumowaniu Alaimo zanotowała jednak, że „Presley jest zaangażowany, nie jest ani trochę skrępowany i wykazuje potencjalne zdolności aktorskie”.
Z powyższą uwagą zgadzali się również recenzenci Los Angeles Times, nazywający „Loving You” „nieśmiałym krokiem Presleya w kierunku kariery ekranowej” oraz tygodnika Variety, na łamach którego stwierdzono, że „otoczony przez zdolną ekipę… Presley wykazuje poprawę jako aktor”.
Tak więc, gdy 30 lipca 1957 roku „Loving You” – „pierwszy prawdziwy musical Elvisa”, jak promowała go prasa, wszedł oficjalnie na ekrany amerykańskich kin był już niemałym sukcesem.
Również w cotygodniowych zestawieniach najpopularniejszych i najlepiej sprzedających się filmów. W popularnym rankingu Variety’s National Box Office Survey badającym sprzedaż biletów w amerykańskich kinach, „Loving You”, pojawiał się regularnie, począwszy od dnia premiery, przez cztery tygodnie, docierając ostatecznie do wysokiego siódmego miejsca.
Mówiąc o olbrzymim sukcesie drugiego filmu Elvisa nie sposób pominąć oczywiście… jego oficjalnej premiery, która odbyła się w zamkniętym już dzisiaj Strand Theater w Memphis, 9 lipca 1957 roku.
W dniu pierwszych pokazów kino przeżyło istne oblężenie. Prawdziwy nalot fanów Presleya, którzy wychodząc z seansów zabierali ze sobą nie tylko wspomnienia i bilety ale dosłownie wszystko co opatrzone było zdjęciem ich idola. Ze ścian w błyskawicznym tempie znikały plakaty promocyjne a nawet kartonowe standy z wizerunkiem Elvisa. „’Loving You’ pobił wszelkie istniejące dotąd rekordy frekwencji w historii Stranda”, relacjonował następnego dnia dziennik The Memphis Press – Scimitar, dodając jednocześnie, że pod względem finansowym nowy film Presleya nie zdołał pokonać jedynie „Dziesięciorga Przykazań” z 1956 roku (różnica wyniosła zaledwie 200 dolarów i wynikała z cen wejściówek. Jak podaje Alan Hanson, ceny biletów na film Elvisa wahały się w okolicach 90 centów podczas gdy na wspomniany dramat religijny, 2 dolary).
Sam Elvis nie wziął udziału w premierowym pokazie. Swój drugi film obejrzał w towarzystwie Anity Wood – swojej ówczesnej partnerki oraz swoich rodziców na specjalnym, prywatnym pokazie o północy.
Wdrażając nową metodę dystrybucji Paramount sporo ryzykował. Nowy system rozprowadzania filmu mógł się przecież nie przyjąć i zamiast spektakularnego sukcesu obraz mógłby okazać się kompletną klapą. Można odnieść jednak wrażenie, że władze wytwórni dokładnie wiedziały co robią.
Datę premiery nieprzypadkowo zaplanowano na początek lata, tj. również początek wakacji czyli czas kiedy największa grupa odbiorców twórczości Presleya (zarówno jego muzyki jak i filmów) będzie miała wolne i bez żadnych przeszkód (na przykład uciekania z lekcji) będzie mogła uczestniczyć w pokazach.
Te chłodne kalkulacje w połączeniu z tzw. szeroką dystrybucją (którą z czasem zaczęto określać mianem „wzoru Presleya) przyniosły wkrótce dochód w wysokości 3,7 miliona dolarów i zapewniły produkcji miejsce w dwudziestce najbardziej dochodowych filmów 1957 roku.
Nie będzie więc na wyrost stwierdzenie, że „Loving You” wyznaczył nową jakość w dotychczasowej polityce dystrybucji hollywoodzkich filmów. Podobnie jak i to, że jak zauważa w swojej książce Timothy Knight, stał się on „popkulturowym kamieniem milowym, który przez kolejne dziesięciolecia odciskał swoje piętno na filmach o rock’n’rollu”.
Niestety, „Loving You” zapoczątkował również schemat filmów z udziałem Presleya, który w następnych latach powielano w kolejnych jego produkcjach. Po olbrzymim sukcesie „Loving You”, producenci coraz częściej zaczęli obsadzać Elvisa w roli piosenkarza, otoczonego pięknymi dziewczynami spośród których on wybierał tą jedyną i o którą był gotów walczyć (i zwyciężać) ze wszystkimi oprychami wokół.
Najważniejsze by śpiewał. A fani, nawet jeśli twierdzili (i wciąż twierdzą), że Elvis nie zdołał w pełni rozwinąć i zaprezentować światu swoich aktorskich umiejętności i tak tłumnie ustawiali się w kolejce po bilety na kolejne seanse.
CZĘŚĆ 1 CZĘŚĆ 2 CZĘŚĆ 3 CZĘŚĆ 4 CZĘŚĆ 5 CZĘŚĆ 6 CZĘŚĆ 7 CZĘŚĆ 8 CZĘŚĆ 9 CZĘŚĆ 10 CZĘŚĆ 11 CZĘŚĆ 12 CZĘŚĆ 13 CZĘŚĆ 14