Duchowa strona Rzeszowa – czyli o tym dlaczego warto było być na koncercie…

…” The Gospel Side Of Elvis”

Nie tak dawno bo zaledwie przed kilkoma dniami robiąc wywiad z Terrym Blackwoodem, wokalista grupy The Imperials, powiedział mi, że „Elvis chcialby śpiewać pieśni gospel ale to rock’n’roll zaprowadził go tam dokąd nie mogła go zabrać muzyka gospel„.

Te słowa były kolejnym świadectwem, dowodem na to jak potężną rolę w życiu i karierze Elvisa Presleya odgrywały pieśni sakralne i utwory o tematyce religijnej. Muzyka gospel towarzyszyła Elvisowi od najmłodszych lat (były to chyba jedne z pierwszych dźwięków jakie usłyszał w życiu) i uksztaltowała całą jego późniejszą karierę…

Na czym polegał ten fenomen? Co tak urzekało Elvisa w tamtych melodiach, słowach? Myślę, że podczas wczorajszego koncertu na rzeszowskim rynku każdy z obecnych mógł choć w części znaleźć odpowiedź na to pytanie.

Wystarczyła chwila pod sceną, pierwsze zasłyszane podczas próby dźwięki by zacząć rozumieć – przeżywać. „Oh happy day”. „Oh szczęśliwy dzień”, w którym mogłem pojawić się na koncercie „The Gospel Side Of Elvis” zorganizowanym przez Stowarzyszenie Elvis Lives i na własne uszy usłyszeć tą trudną do podrobienia, autentyczną, niesamowitą harmonię męskich głosów członków grupy The Imperials współpracującej z Elvisem od 1966 roku (obecny na scenie Terry Blackwood dopiero od roku 1969).

Nim jednak z estrady usytuowanej na pięknym rzeszowskim ryneczku popłynęła „najczystsza muzyka ziemi„, jak o gospel mawiał Elvis Presley, miałem wielką przyjemność stanąć twarzą w twarz z prawdziwą legendą – Terrym Blackwoodem. W zaciszu hotelowej recepcji wymieniliśmy uściski dłoni, Terry otrzymał ode mnie egzemplarz książki „Elvis. Człowiek, którego nigdy nie zapomnisz” i „Kulturalnika Poznańskiego”. Gdy usłyszał moje imię i wyjaśniłem, że chcę podziękować mu za przybycie do Polski i wspaniały wywiad uśmiechnął się szeroko i powiedział – „to Ty. Ty miałeś tak wiele wiele pytań„. Przytaknąłem a w myślach dodałem „Terry – to zaledwie niewielka część tego o co chciałbym Cię zapytać„.
Po wykonaniu pamiątkowych zdjęć ruszyliśmy z Klaudią (moją dziewczyną) w kierunku rzeszowskiego rynku. „Widzimy się tam„, zwrócił się do nas Terry Blackwood wskazując ręką na oddaloną o kilkadziesiąt metrów scenę. Potwierdziliśmy.

Po zjedzeniu pysznego obiadu w restauracji „Konfitura” wróciliśmy na rynek – w centrum wydarzeń i miejsce, w którym za kilka minut miał rozpocząć się jeden z najpiękniejszych koncertów jakie do tej pory widziałem (i słyszałem).

Punktualnie o godzinie 19.00 rzeszowska scena ożyła. Dosłownie eksplodowała od energii wytwarzanej przez członków Strzyżowskiego Chóru Kameralnego i Zespołu Wokalnego Wydziału Muzyki UR. Gdy zapadła cisza i na deski wszedł konferansjer, Marcin Pawlak z TVP Rzeszów, czułem, że moja noga wciąż jeszcze uderza rytmicznie o podłoże.

Po kilku słowach wprowadzenia rynek w Rzeszowie znowu zamilkł… Ale tylko na krótką chwilę. Chwila wyczekiwania i powietrze przeszyły – rozerwały niczym błyskawica dźwięki tematu z filmu „Odyseja Kosmiczna 2001”. Tego samego, którym w latach siedemdziesiątych Elvis otwierał swoje występy. Tym razem jednak to nie Elvis lecz członkowie grupy The Imperials,w składzie Terry Blackwood, Lynn Royce Tylor i Darrell Toney, pokazali się przy nim licznie zgromadzonej na rynku (i w okolicznych kafejkach) publiczności. „A Space Odessy Theme” płynnie przeszedł w wielki przebój zespołu z płyty „Time To It Together” – „This Train”. W trakcie muzycznego intro członkowie grupy niczym nastolatkowie wbiegli na scenę i machając do widowni zaprezentowali pełną wersję piosenki.

Od tej pory koncert toczył się niczym ognisty rydwan po bezkresnym niebie. Szybko, majestatycznie i pięknie. Kolejne pieśni następowały jedna po drugiej. „Thing Called Love”, „Lead Me Guide Me”, „I Believe”, „Sweet Sweet Spirit”, „Talk About The Good Time” („posłuchajcie jak robimy to w Nashville„, usłyszeli widzowie)  czy przyprawiające o dreszcze (z zachwytu), przejmujące „He Touched Me”.

Zachwycająca harmonia głosów w połączeniu z niezwykłą wręcz energią tworzyła obrazek od którego ciężko było oderwać wzrok. Każda wyśpiewana nuta przepełniona była pasją i miłością do muzyki gospel.

A o muzyce gospel członkowie The Imperials opowiadali niemal po każdym zaprezentowanym utworze. Wspominali historie poszczególnych kompozycji a także anegdoty związane z Elvisem.

Koncert trwał. Od pierwszej chwili piękny i interesujący.

Mniej więcej w połowie występu goście z Nashville zapowiedzieli udział „gościa specjalnego„. Okazał się nim kilkunastoletni Franek Życzyński – syn Marcina Życzyńskiego, który zagrał na gitarze w utworze „The Secret”.

Chłopak świetnie sobie poradził występując na scenie obok prawdziwej legendy muzyki gospel. Jego występ wzbudził aplauz publiczności.

Niemniejsze brawa zebrał jego ojciec, Marcin, który wraz z The Imperials zaprezentował mieszkańcom swojego miasta a także przybyłym specjalnie na ten koncert gościom aż trzy utwory – „Oh Happy Day”, „Bridge Over Troubled Water” oraz finałowe „How Great Thou Art”.

A nie można było wymyślić, stworzyć czy zaplanować bardziej przejmującego finału niż ten, którego byliśmy świadkami. Bo przecież to za wykonanie „How Great Thou Art” właśnie podczas koncertu w Memphis w 1974 roku Elvis otrzymał swoją trzecią Nagrodę Grammy a album pod tym samym tytułem zagwarantował mu pierwszego muzycznego Oscara. Troszkę obawiałem się jak z tym wykonem poradzi sobie nasz gospodarz ale gdy z jego piersi wyrwały się ostatnie partie pieśni („then sings my soul my savior God to thee” – „wtedy śpiewa moja dusza do Ciebie Zbawicielu„) , te w których Elvis zachwycał podczas swoich koncertów na żywo (i robi to nadal), obawy szybko odeszły w niepamięć. „How Great Thou Art” wybrzmiało niemal z tą samą, niepowtarzalną (wypełnioną szczerymi emocjami) mocą jak na płytach Elvisa. Koniec koncertu był zachwycający a jego jedyny minus polegał na tym, że nadszedł tak szybko. Zbyt szybko.

Podobnego zdania musiała być także widownia, która burzą braw nagrodziła występujących artystów i domagając się kolejnych bisów. W odpowiedzi na tak gorąco wyrażane prośby (wokaliści przyznali nawet, że „nigdzie nie spotkali się z tak fantastycznym przyjęciem”) członkowie grupy wykonali m.in medley piosenek, które śpiewali z lub dla Elvisa (m.in „Can’t Help Falling In Love”, „The Wonder Of You” oraz „An American Trilogy”). Wieczór nad rzeszowskim rynkiem zapadał w rytm urzekającej „Amazing Grace”.

Koncert „The Gospel Side Of Elvis” dobiegł końca. Były jeszcze autografy od bohaterów wydarzenia, gratulacje i wymieniane 'na gorąco’ spostrzeżenia i opinie dotyczące tego magicznego wieczoru.

A dzięki ciężkiej wielomiesięcznej pracy, zaangażowaniu i pasji Marcina Życzyńskiego i wszystkich członków Stowarzyszenia Elvis Lives a także wsparciu sponsorów, pracowników Urzędu Miasta i wszystkich partnerów wydarzenia, Rzeszów odsłonił swoją wrażliwość i duchową stronę wyrastając (z roku na rok, z koncertu na koncert) na piękną stolicę polskich fanów króla rock’n’rolla.

THE GOSPEL SIDE OF ELVIS – RELACJA WIDEO!

(info: tekst/zdjęcia/wideo: Mariusz Ogiegło. Powyższy materiał wideo został opublikowany za zgodą i po wcześniejszych ustaleniach z organizatorami wydarzenia)

Add a Comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *