NASHVILLE ’61 – Szybki pocałunek w Nashville
Nashville ’61
– Szybki pocałunek w Nashville –
(Część 2)
Mariusz Ogiegło
Nagrania rozpoczęto kilka minut po godzinie 18:00 kompozycją wspomnianego wyżej teamu Pomus/Shuman – „Kiss Me Quick”. Była to, jak pisze Ernst Jorgensen „szybka popowa piosenka z charakterystycznym europejskim brzmieniem”. Podobnie jak w innym przeboju z tamtego okresu, „Save The Last Dance For Me” wylansowanym przez grupę The Drifters, każda zmiana rytmu była silnie akcentowana poprzez słowa. Ten latynoski styl wydawał się bardzo przypaść do gustu Elvisowi, który po jednej z pierwszych prób stwierdził… „lubię tą melodię”. A jego słowa zdawały się znajdować potwierdzenie w każdym kolejnym podejściu. Już pierwsze z nich było kompletne i nadawało się do wydania. Pomimo to… Presley i towarzyszący mu muzycy powtórzyli nagranie jeszcze… jedenaście razy (!) ostatecznie na wersję master wybierając dopiero próbę dwunastą. Warto jako ciekawostkę dodać w tym miejscu, że brzmienie mandoliny z płyty demo na sesji zastąpiono… gitarą Scotty Moora.
W udzielonym ponad dwadzieścia lat temu wywiadzie Bill Porter zauważył… „sesje z Elvisem czasami były dziwne. Wszystkie osoby trzecie w studiu były jego osobami towarzyszącymi. W dużym stopniu był to typ tzw. 'potakiwaczy’”, opowiadał inżynier dźwięku. „W czasie gdy (Elvis, przyp.autor) robił nagrania oni grali w karty we frontowym pokoju lub zajmowali się innymi mało istotnymi sprawami. Wracali w czasie odtwarzania materiału. Wtedy mogłeś zobaczyć największą ilość oklasków jaką w życiu widziałeś! 'To jest fantastyczne!’. 'To jest świetne!’. I nie wiem z czego to wynikało. W każdym razie kopie taśm nigdy nie przedostawały się poza drzwi studia a (Elvis, przyp.autor) nie słyszał nagrań aż do chwili gdy faktycznie zostały wydane. Dlatego też robiliśmy odsłuchy po zakończeniu sesji nieraz przez kilka godzin ponieważ (Elvis, przyp.autor) chciał ich słuchać wciąż i wciąż”.
Po zarejestrowaniu satysfakcjonującej wersji „Kiss Me Quick” Elvis przystąpił do nagrania piosenki skomponowanej przez swojego przyjaciela z lat szkolnych pełniącego obecnie również rolę jego ochroniarza – Reda Westa (na zdjęciu wykonanym 1 lipca 1961 roku podczas wesela Reda i Pat Boyd, sekretarki Elvisa). „(Elvis, przyp.autor) Podpowiedział mi tytuł 'That’s Someone You’ll Never Forget’”, wspominał historię kolejnego utworu jej kompozytor. „Charlie (Hodge, przyp.autor), on (Elvis, przyp.autor) i ja siedzieliśmy raz i próbowałem coś napisać. Ale nie mogłem. Wtedy (Elvis, przyp.autor) podał mi tytuł i powiedział: 'idź i pisz’ i tak się stało”.
Kilku biografów Elvisa zauważa, że piosenkarz sugerując tytułowy wers, „ktoś o kim nigdy nie zapomnisz”, myślał o swojej matce. Elvis miał się z tego zresztą zwierzyć kilku swoim przyjaciołom. Ja sam rozmawiając kilka lat temu z prezesem francuskiego fanklubu Elvisa, Jean Marciem Garguilo usłyszałem: „to zabawne, że na tytuł swojej książki piosenkę 'That’s Someone You’ll Never Forget’ ponieważ to jest także mój ulubiony utwór. Elvis będąc jego współtwórcą myślał o swojej matce”.
Demo z balladą „That’s Someone You’ll Never Forget” zostało nagrane osobiście przez Reda Westa w studiu Gold Star Recording w Hollywood.
Warto zauważyć jednak, że nim w studiu wybrzmiała pierwsza próba tego nagrania Freddie Bienstock usilnie przekonywał Presley’a do zarejestrowania zupełnie innej piosenki (która także wyszła spod ręki Reda Westa) – „This Is My Only Prayer”.
CDN.