That’s All Right, Elvis! – jak chłopak z Tupelo stał się królem rock’n’rolla
THAT’S ALL RIGHT, ELVIS!
(część 6)
Mariusz Ogiegło
„…grał i śpiewał wszystko. Wyglądało na to, że zna każdą piosenkę na świecie” Scotty Moore
W trakcie przerwy zarządzonej podczas czerwcowej sesji nagraniowej w SUN Studio, Elvis zwierzył się Samowi Phillipsowi, że szuka zespołu, z którym mógłby występować. Producent, który tego dnia jak pisze Todd Slaughter usłyszał w głosie młodego, ambitnego wokalisty „to coś” zaoferował swoją pomoc.
Po wyjściu Presley’a ze studia zatelefonował do Scotty’ego Moora z grupy The Starlight Wranglers. Umówili się na spotkanie. Według słów gitarzysty, doszło do niego, tradycyjnie, w restauracji Pani Taylor (lokal mieścił się tuż za ścianą studia). Phillips i dwudziestojednoletni Moore często spotykali się w tym miejscu popołudniami by przy kawie omawiać nowe płyty demo lub artystów nagrywających w SUN. Tego dnia była z nimi także Marion Keisker. „Czy rozmawiałeś kiedyś z tym chłopakiem, który był tu rok temu żeby zrobił demo dla swojej matki?”, zagadnęła asystentka Sama Phillipsa. „Nie”, odparł Scotty Moore. Następnie Keisker przybliżyła nagrywającemu dla SUN gitarzyście historię Presley’a.
Kilka dni później (mówi się nawet, że był to okres dwóch tygodni), podczas kolejnego spotkania u Pani Taylor Marion Keisker wróciła do tematu ale tym razem zaproponowała by Scotty wziął numer telefonu Presley’a i zaprosił go na spotkanie (Phillips za każdym razem odmawiał bo jak twierdzi Jerry Hopkins w książce „Elvis: Król Rock’n’Rolla” – „nie chciał z tego robić dużej sprawy”). „Odwróciła się do mnie i powiedziała ‘zadzwoń do niego, zaproś go do siebie do domu i zobaczysz co o nim sądzisz’”, wspominał w jednym z wywiadów Scotty Moore. „Po czym Marion odeszła na chwilę i wróciła z kawałkiem papieru z jego numerem”, ciągnął swoją opowieść założyciel Starlight Wranglers. „Spojrzałem na nią i powiedziałem, ‘ma na imię- Elvis Presley- co to za imię?’. To naprawdę było wszystko co powiedziałem zanim się pożegnałem”.
Scotty Moore skontaktował się z Presley’em jeszcze tego samego popołudnia. Według jego wspomnień, była to sobota, 3 lipca 1954 roku. Telefon odebrała matka piosenkarza, Gladys. Elvis był w tym czasie w kinie. Oddzwonił do Scotty’ego po powrocie i umówili się na spotkanie popołudniu następnego dnia. „Oddzwonił kilka godzin później. Powiedziałem mu, że pracuję dla Sama Phillipsa i szukamy materiału, szukamy artystów i takie tam i zapytałem go czy nie byłby zainteresowany przesłuchaniem”, opowiadał Moore w jednym z późniejszych wywiadów. „Powiedział, ‘oczywiście’. Poprosiłem go więc by przyszedł do mnie do domu, który mieścił się przy Bill’s Avenue, następnego dnia”.
Elvis stawił się pod wskazanym adresem punktualnie ubrany w jasnoróżową koszulę, skórzane (także różowe) spodnie i białe buty. „Usiadł obok mnie i grał i śpiewał wszystko”, zapamiętał Scotty. „Wyglądało jakby znał każdą piosenkę na świecie”. Muzyk wspominał także, że w piosenkach do których Presley nie znał chwytów starał się improwizować.
Niedzielne spotkanie w domu Moora trwało kilka godzin. W tym czasie jak pisze kilku biografów Elvis i Scotty przećwiczyli piosenki z repertuaru m.in. Eddy’ego Arnolda, Hanka Snowa oraz Billy’ego Ekstine.
Po kilkunastu minutach dołączył do nich Bill Black, kontrabasista The Sarlight Wranglers, mieszkający w tamtym okresie zaledwie kilka domów dalej od Scotty’ego. Przysłuchiwał się temu niecodziennemu jam session tylko przez kilka minut. Jak podkreślają biografowie Presley’a, początkujący wokalista nie zrobił wówczas na nim dobrego wrażenia. „Za cholerę mnie do siebie nie przekonał. Ot, zarozumiały dzieciak wystrojony w te wariackie ciuchy”, miał stwierdzić w rozmowie z przyjacielem z zespołu gdy Elvis wyszedł już z domu Scotty’ego.
Kilka minut później Scotty Moore zdał telefoniczną relację ze spotkania z Elvisem Samowi Phillipsowi. Podkreślił w niej, że Elvis ma dobry głos ale piosenki, które wykonał brzmiały niewiele lepiej od oryginalnych. Słysząc to właściciel SUN Studio poprosił Moora by raz jeszcze skontaktował się z Elvisem i tym razem zaprosił go na sesję nagraniową do studia. Następnie zaproponował zaprzyjaźnionemu muzykowi by wraz z Billem Blackiem zapewnili mu „małe tło” instrumentalne („Ty i Bill też przyjdźcie. Będziecie musieli znaleźć odpowiednią muzykę dla niego”, miał się wyrazić producent)…
CZĘŚĆ 1 CZĘŚĆ 2 CZĘŚĆ 3 CZĘŚĆ 4CZĘŚĆ 5
UWAGA! Więcej na temat pierwszych nagrań Elvisa Presley’a a także same utwory zarejestrowane dla legendarnego SUN Studio już 27 lipca br. zostaną wydane na boxie „A BOY FROM TUPELO” (zestaw 3CD + Książka/Sony Legacy). Polecam
„A BOY FROM TUPELO” – KUP TERAZ!
CDN.