LIVE A LITTLE, LOVE A LITLLE – ostatni film Normana Touroga i…ponadczasowy przebój!
LIVE A LITTLE, LOVE A LITTLE
-ostatni film Normana Touroga i …ponadczasowy przebój-
Mariusz Ogiegło
Równo dziesięć lat temu, w 2002 roku, nagrana po raz pierwszy do filmu „Live A Little, Love A Little” piosenka „A Little Less Conversation” przebojem wdarła się na szczyty światowych list przebojów. Zremiksowana przez duńskiego DJa Junkie XL (JXL) i wykorzystana najpierw w ścieżce dźwiękowej filmu „Ocean’s Eleven” a później w kampanii reklamowej Mistrzostw świata w piłce nożnej, stała się kolejnym numerem jeden legendarnego Elvisa Presleya pomimo iż od jego przedwczesnej śmierci upływało właśnie dwadzieścia pięć lat! Utwór grały największe stacje radiowe i najmodniejsze młodzieżowe kluby na wszystkich kontynentach i nikt wówczas nawet nie pomyślał o tym, że film, do którego go pierwotnie nagrano nie miał nawet swojej oficjalnej premiery w Anglii (tuż po zakończeniu prac nad produkcją. Na tamtejsze ekrany wszedł dopiero znacznie później)!
Ale to nie jedyny powód dla którego „Live A Little, Love A Little” zapisał się w historii. Na jej kartach zaistniał też jako ostatni film z udziałem Elvisa Presleya wyreżyserowany przez Normana Touroga i jeden z niewielu, do których wytwórnia RCA Victor nie wydała płyty ze ścieżką dźwiękową (pod jakąkolwiek postacią – longplaya czy EP).
Kiedy kilka tygodni temu kończyłem pisać tekst na temat filmu „Girl Happy” i planowałem opisanie „Live A Little, Love A Little” nie przeszło mi nawet przez myśl, że 22 lutego pożegnamy Billy’ego Strange – człowieka, który tak wiele wniósł w powstanie muzyki do tego filmu. Dlatego Jemu to właśnie chciałbym zadedykować ten marcowy tekst…
W studiu nagraniowym
4 marca 1968 roku Elvis pojawił się w biurze wytwórni MGM na przedprodukcyjnym spotkaniu dotyczącym jego nowego, dwudziestego ósmego (!) już filmu. Następnego dnia, 5 marca, piosenkarz otrzymał egzemplarz scenariusza i po zapoznaniu się z jego treścią rozpoczął w studiach MGM próby zdjęciowe. Praca z tekstem i przygotowania trwały przez kilka kolejnych dni aż do momentu oficjalnego rozpoczęcia zdjęć.
Jedyną przerwę stanowiła kilkugodzinna wizyta w studiu nagraniowym. Po porannych zajęciach na planie filmowym 7 marca Presley pojechał do mieszczącego się przy 6050 Sunset Bulevard w Hollywood studia Western Recorders by zarejestrować piosenki do ścieżki dźwiękowej. Do udziału w sesji zaangażowano wieloletniego przyjaciela Elvisa, kompozytora, producenta i gitarzystę – Billego Strange. Obaj muzycy po raz pierwszy spotkali się w sierpniu 1962 roku podczas nagrywania piosenek do filmu „It Happened At The World’s Fair”. Trzy lata później Presley sam miał skontaktować się z producentem i poprosić o udział w kolejnych nagraniach:
„W 1965 roku zatrzymałem się w hotelu w Nashville, kiedy mój telefon zadzwonił i ten charakterystyczny głos oznajmił ‘Billy, tu Elvis. Chciałbym zapytać czy nie miałbyś ochoty zatrzymać się w moich studiach i pograć ze mną trochę muzyki?’. Byłem taki podekscytowany. Więc, poszedłem. On siedział właśnie przy pianinie i grał jakieś pieśni gospel. Było dużo zabawy, tak dużo, że pierwszego dnia nie nagraliśmy niczego ”, wspominał Billy Strange w wywiadzie z 2002 roku udzielonym jednej z brytyjskich gazet.
W kolejnych latach Strange występował na sesjach Elvisa w różnym charakterze – czasami jako aranżer częściej gitarzysta. Podczas tej marcowej sesji pełnił rolę producenta (choć jak pisze o nim Ernst Jorgensen w książce „Platinum: A Life In Music”, nie był on „gorącym producentem z listą przebojowych płyt”. Miał jednak na swoim koncie chociażby takie sukcesy jak wyprodukowanie wielkiego hitu Nancy Sinatry z 1966 roku – „These Boots Are Made For Walking”).
W środowisku muzycznym Billy Strange znany był z tego, że w studiu lubił pracować z całymi orkiestrami. Nie było więc zaskoczeniem dla nikogo, że właśnie takie, innowacyjne wówczas dla Presleya, rozwiązanie zaproponował tamtego marcowego wieczora.
Na umówioną na godzinę 19.00 sesję zaproszono nie tylko muzyków (zupełnie nowych. Żaden z nich oprócz bębniarza Hala Blaine nigdy wcześniej nie pracował z Elvisem. Jak czytamy w książce dołączonej do czteropłytowego zestawu „Today, Tomorrow & Forever”, „czasami budżety na nagrania filmowe nie starczały na sprowadzanie muzyków z Nashville do Hollywood; zamiast tego był zespół Wrecking Crew z Los Angeles (ich mottem było: ‘ty płacisz, my gramy’”)) tworzących podstawową sekcję rytmiczną, tj. gitarzystów: Charlsa Britza, Neila Levanga, Josepha Gibbonsa, Ala Caseya, basistów: Chucka Berghofera, Larrego Knechtala, pianistę Dona Randi, bębniarza Hala Blaine i perkusistę Garego Colemana ale także pełne sekcje instrumentów smyczkowych i dętych. Ponad trzydziestoosobowy zespół tworzyli: Lew McCreary, Thomas Shepard, Richard Leith i Dick Hyde na puzonach, Roy Caton i Oliver Mitchell na trąbkach, James Horn na saksofonie, Lou Raderman, Sidney Sharp, Leonard Malarsky, Ralph Schaeffer, William Kurash, Tibor Zelig, J.Reisler, James Getzoff, Harry Bluestone, Arnold Belnick, Bernard Kundell i Stanley Plummer na skrzypcach, Harry Hyams, Joe DiFiore, L.Selic, Lou Kievman, Gereth Nuttycombe i David Burk na altówkach oraz Jesse Ehrlich, Armand Kaproff, Joseph DiTullio, Victor Sazer, Frederick Seykora i H.G.Bemko na wiolonczelach. Tło wokalne zapewnił okolicznościowy kwartet w składzie B.J.Baker, Sally Stevens, Bob Tebow i John Bahler. Warto dodać także, że muzycy wspierani byli przez samego Billego Strange, który nie miał w zwyczaju siedzieć w trakcie nagrań za szybą reżyserki i obserwować tego co działo się po jej drugiej stronie. We wszystkich zarejestrowanych tej nocy utworach (których selekcji dokonał także Billy Strange) można usłyszeć charakterystyczne brzmienie jego gitary.
„Rozpisując instrumentację dla muzyków, potraktował każdą piosenkę indywidualnie, co było w pewnym sensie obce swobodnemu stylowi Elvisa” – relacjonuje pierwsze minuty sesji Ernst Jorgensen w swojej książce „Platinum: A Life In Music”.
W wywiadzie dla Kenego Sharpa, producent wyznał jednak, że Elvis „na pewno wiedział czego dokonałem z Nancy i Frankiem Sinatrą kiedy wybierał mnie na swojego producenta i aranżera. Wszystko co kiedykolwiek robiłem, szczególnie sesja z Nancy Sinatrą miała energię życiową i uczucia, które mogłem wykorzystać u Elvisa”.
Nagrania rozpoczęto od zarejestrowania walca „The Wonderful World” (jedynego tak klasycznego pod względem muzycznym w całej karierze Elvisa). Jego autorami było dwóch angielskich kompozytorów, Guy Fletcher i Doug Flett, z którymi Freddie Bienstock z wytwórni RCA nawiązał w ostatnich miesiącach współpracę. Zanim skomponowali oni swoje pierwsze utwory dla Elvisa pisali m.in. dla popularnych w Anglii wykonawców, wokalisty – Cliffa Richarda i grupy The Hollies. Sama piosenka natomiast powstała w odpowiedzi na wielki hit Louisa Armstronga „What A Wonderful World”, który w tamtym czasie okupował szczyt brytyjskiej listy przebojów i została stworzona nie dla Presleya lecz… właśnie dla Cliffa Richarda, który zarejestrował ją miesiąc wcześniej.
Nim trafiła do hollywoodzkiego studia, a później na ekrany amerykańskich kin przeszła pełną sukcesów drogę. Najpierw, w pierwszych dniach lutego 1968 roku zarejestrował ją Cliff Richard a następnie utwór zgłoszono (jako jeden z sześciu) do koncertu w trakcie, którego wyłaniano piosenkę reprezentującą Anglię podczas festiwalu Eurowizja 1968. Głosami słuchaczy zwyciężył wtedy co prawda inny przebój Cliffa Richarda, „Congratulations” ale jego wykonanie kompozycji Guya Fletchera i Douga Fletta zajęło wysokie trzecie miejsce.
Wersja master nagrana przez Elvisa za siedemnastym podejściem „mogła być banałem, ale mogła być też hitem”, pisze w książce „Today, Tomorrow & Forever” Collin Escott. Jedno jest pewne… Wykonanie Richarda ani Presleya, nawet nie zbliżyło się do sukcesu odniesionego przez ponadczasowy przebój Louisa Armstronga.
Dalsze minuty sesji upłynęły na rejestrowaniu „Edge Of Reality” („Krawędź rzeczywistości”) – piosenki „zgodnej z tytułem, odwzorowującej dziwaczny krypto psychodeliczny styl produkcji z Los Angeles lat 60-tych” jak określa ją Ernst Jorgensen. Jej autorzy, trio Bill Giant, Bernie Baum i Florence Kaye już wcześniej pisali utwory filmowe dla Elvisa, lecz żaden z nich nie był tak wyrazisty i specyficzny jak ten.
Jak wynika z dokumentacji sesji, Presley zaśpiewał ten utwór przynajmniej osiem razy. I choć taśmy z sesji prawdopodobnie zostały zgubione to wiadomo, że co najmniej dwa podejścia były kompletne i na tyle dobre, że nadawały się do publikacji. Ostatecznie jako wersję master opisano próbę ósmą, a podejście szóste figuruje jako tzw. alternatywna wersja master.
„Oh, pierwszy raz kiedy go spotkałem był właściwie tym dniem kiedy poznałem Pułkownika, a w którym Elvis nagrywał jakiś utwór, który napisałem do jednego z jego filmów. Nie jestem pewien, ale był to chyba ‘A Little Less Conversation’”, wspominał w jednym z wywiadów swoje pierwsze spotkanie z Elvisem autor następnej nagranej tej nocy piosenki, kompozytor Scott ‘Mac’ Davis. „A Little Less Conversation” powstała we współpracy z producentem Billym Strangem, który dopisał do przyniesionej przez Davisa muzyki odpowiednie, pasujące do przedstawionej w scenariuszu sytuacji, słowa. Muzycznie utwór był połączeniem starego surowego rock’n’rolla lat pięćdziesiątych z brzmieniem modnego pod koniec lat sześćdziesiątych funky.
Pobyt tamtej nocy w studiu i możliwość obserwowania Elvisa podczas pracy na długie lata utkwiły w pamięci Scotta Davisa. W wywiadzie opublikowanym na stronie australijskiego fanklubu Presleya tak wspominał tamte chwile: „… poszedłem do studia żeby zobaczyć jak on to nagrywa, przechodziłem z Billym Strange i był tam Pułkownik Parker a Elvis wygłupiał się z zespołem i wszystkimi tymi chłopakami z Memphis. Pułkownik Parker usiadł obok, jak na siedzeniu w teatrze. Mieli tam rząd krzeseł. To było jak rząd w teatrze. A Pułkownik Parker jako jedyny miał poduszkę. Wtedy ktoś powiedział ‘Pułkownik chce Cię poznać’. Powiedziałem, ‘żartujesz’. Wiesz, powiedziałem ‘OK’ i pobiegłem tam a on powiedział ‘Ty jesteś tym chłopakiem (Davis miał wówczas zaledwie dwadzieścia sześć lat, przyp. autor), który napisał tą piosenkę?’ Powiedziałem ‘Tak, Sir’. ‘Jak masz na imię?’ ciągnął dalej. ‘Mac Davis’ odpowiedziałem. ‘Pochyl się tutaj i pozwól Pułkownikowi pogłaskać Twoją pokręconą głowę (kompozytor miał kręcone włosy,przyp. autor)’. ‘Przepraszam?’, powiedziałem. A wszyscy chłopcy z Memphis powiedzieli wtedy, ‘hej pozwól mu to zrobić’. Więc pozwoliłem, i on pogłaskał mnie po głowie i powiedział ‘teraz możesz mówić każdemu, że Pułkownik Parker pogłaskał Cię po głowie. Będziesz gwiazdą’”.
Piosenkę powtarzano kilkanaście razy nim uznano, że osiągnięty efekt jest satysfakcjonujący. Ostatecznie na wersję master wybrano podejście szesnaste, ale wcześniejsza próba, dziesiąta, posłużyła jako wersja filmowa.
Na krótko przed zakończeniem sesji muzycy obecni w studiu, już bez Elvisa, nagrali cztery podejścia instrumentalnego podkładu (do ostatniego, opisanego jako master, Presley dograł swój wokal kilka dni później) do nastrojowej bossa nowy „Almost In Love” napisanej przez brazylijskiego gitarzystę i kompozytora Louisa Bonfa (koneserom kina znanego m.in. z doskonałej muzyki do filmu „Czarny Orfeusz” z 1959 roku) oraz amerykańskiego autora Warrena Nadela (który, w tej jak i w wielu innych piosenkach napisanych dla Elvisa występuje w opisie utworu pod swoim scenicznym pseudonimem – Randy Starr).
Sesja zakończyła się zaledwie po ośmiu godzinach pracy, o trzeciej w nocy. Na taśmach skompletowano zdecydowaną większość potrzebnego materiału.
Następnego dnia, po skończonych nagraniach w Western Recorders Elvis wrócił do studiów MGM, gdzie kontynuowano próby zdjęciowe.
Trzy dni później, 11 marca, ponownie przyjechał do studia nagraniowego by tym razem ostatecznie zakończyć prace nad piosenkami do filmu. Po zaledwie trzech próbach zarejestrował brakujący wokal do utworu „Almost In Love” i opuścił budynek studia. Nad przebiegiem nagrań ponownie czuwali wówczas Billy Strange i Chuck Britz.
13 marca 1968 roku, dwa dni po zakończeniu prac nad ścieżką dźwiękową, ogłoszono oficjalny początek zdjęć do nowego filmu, którego roboczy tytuł brzmiał „Kiss My Firm But Pliant Lips” („Całuj moje silne ale uległe usta”)…
Na planie filmowym
Urodzony 20 czerwca 1946 roku, w Chicago Dan Greenburg swoją pisarską karierę rozpoczynał zamieszczając teksty w amerykańskich gazetach takich jak Esquire Magazine. Inspiracją do zarabiania na życie piórem stała się przeczytana przez niego w trakcie studiów na Uniwersytecie w Illionis powieść J.D.Salingera, „The Catcher In The Rye” („Buszujący w zbożu”. Wydana w roku 1951 w niedługim czasie stała się ‘księgą zakazaną’ ze względu na wulgarność oraz poruszane w niej wątki seksualności nieletnich. Dzisiaj, także w Polsce, jest to lektura szkolna w liceach i na uczelniach wyższych).
W 1964 roku, pracując już w Nowym Jorku napisał swoją pierwszą powieść, satyrę „How to be a Jewish Mother: A Very Lovely Training Manual” („Jak być Żydowską Matką: Bardzo uroczy podręcznik szkoleniowy”). Książka świetnie się sprzedawała i zaledwie rok później została okrzyknięta bestsellerem. Także w 1965 roku, Greenburg stworzył kolejną powieść, „Kiss My Firm But Pliant Lips” („Całuj moje silne ale uległe usta”), na podstawie której trzy lata później nakręcono nowy film z udziałem Elvisa Presleya.
Napisanie scenariusza powierzono nie komu innemu jak samemu Danowi Greenburgowi oraz Michaelowi A. Hoeyowi. Film opowiadał historię Grega Nolana, korzystającego z uroków życia fotografa, który podczas wizyty na plaży poznaje ekscentryczną Bernice. Porzucona dziewczyna, wciąga głównego bohatera w serię dziwnych, czasem zabawnych zdarzeń. Już pierwszy pobyt u niej kończy się dla Grega zwolnieniem z pracy (i nie tylko). Od tej pory drogi Nolana i Bernice (lub Alice bo główna bohaterka zmienia swoje imię w zależności od nastroju w jakim się znajduje) zaczynają stale się ze sobą krzyżować. Chcąc sprostać wymaganiom kobiety i wrócić do swojego poprzedniego stylu życia, Greg podejmuje pracę w dwóch agencjach fotograficznych o zupełnie odmiennych profilach wydawniczych…
Film wyreżyserował Norman Taurog we współpracy z Alem Shanbergiem. Filmowa adaptacja powieści Dana Greenburga okazała się być zwieńczeniem ośmioletniej współpracy reżysera ze słynnym piosenkarzem.
We wspomnieniach zebranych w książce Petera Haininga „Prywatne życie Elvisa”, Norman Taurog tak podsumował czas spędzony z Presleyem na planie filmowym:
„Praca z Elvisem była jednym z najbardziej interesujących okresów w mojej karierze. Był on bowiem największym talentem jaki kiedykolwiek spotkałem. Cieszę się, że zostałem wyróżniony poprzez bycie tak blisko Elvisa jak żaden inny reżyser. Byliśmy naprawdę dobrymi przyjaciółmi.
W latach sześćdziesiątych bycie młodym było bardzo dużym plusem, podobnie jak należenie do jakiegoś tajemniczego towarzystwa. Elvis był symbolem. Był przywódcą. Całe pokolenie nastolatków leciało za nim i udowadniało to co ja zawsze powtarzałem o nim – że jest prawdziwym Piotrusiem Panem”.
Obraz wyprodukowany został przez Douglasa Laurence’a.
13 marca 1968 roku padł pierwszy klaps na planie filmu. W odróżnieniu od zdecydowanej większości poprzednich produkcji z udziałem Presleya, tym razem ekipa aktorów (w tym również Elvis) i realizatorów wyjechała poza budynki studiów wytwórni MGM i wyruszyła w plener. Zdjęcia kręcono m.in. na autostradzie Pacific Coast Highway w pobliżu Malibu, w Marineland, w budynku Hollywood Citizen News, w Centrum Muzycznym w Los Angeles (Los Angeles Music Center) a także na ulicach hollywoodzkich wzgórz i kalifornijskich plażach.
Dało to fanom piosenkarza możliwość spotkania go osobiście na planie filmowym, zdobycia jego autografu, pamiątkowego zdjęcia czy też zwyczajnej szansy na obserwowanie swojego idola podczas pracy o czym pisze w swojej książce Leszek C.Strzeszewski: „Kalifornijscy wielbiciele Elvisa mieli okazję oglądać go jeżdżącego specjalnym samochodem po piaszczystych plażach. Byli również świadkami kraksy, gdy po przeskoczeniu wydmy połamał osie przy lądowaniu. Na planie filmu Presley z dumą pokazywał wszystkim zdjęcia małej Lisy (przyszła na świat na krótko przed rozpoczęciem prac nad filmem, 1 lutego 1968 roku, przyp. autor). Był nią zachwycony”.
Pisząc dalej o filmie, Leszek Strzeszewski stwierdził, że „scenariusz okazał się bardziej pomysłowy niż książka i realizatorzy otrzymali dość duże możliwości do stworzenia dobrej i zabawnej komedii”.
Do produkcji oprócz kilku znanych ‘nazwisk’ zaangażowano także młodych, początkujących aktorów a nawet członków rodziny Elvisa. Główną rolę kobiecą, „zakompleksionej” (jak określa ją Leszek Strzeszewski) Bernice (Alice, Suzie czy Betty) otrzymała Michelle Carey – aktorka i modelka, która zadebiutowała na dużym ekranie zaledwie dwa lata wcześniej w westernie „El Dorado”, występując u boku legendarnego Johna Wayne’a i Roberta Mitchuma.
Zanim jednak producenci „Live A Little, Love A Little” zdecydowali się obsadzić ją w roli Bernice rozpatrywali tą rolę dla zupełnie innej kandydatki. W jednym z wywiadów, który opublikował na swojej stronie internetowej australijski fanklub Elvisa, aktorka Celeste Yarnall zauważyła, że: „byłam przesłuchiwana do roli Michelle Carey”. Ostatecznie jednak Yarnall zagrała z Elvisem epizod w trakcie przyjęcia firmowego, na którym wykonuje on jeden z nagranych do filmu utworów. „Więc, wierzę, że rola Ellen została stworzona właśnie dla mnie” wyznała w trakcie wywiadu aktorka.
Swoją karierę Celeste Yarnall rozpoczynała będąc jeszcze w liceum pojawiając się w kilku popularnych wówczas programach telewizyjnych takich jak chociażby “Ozzie & Harriet” z 1962 roku. Rok później zadebiutowała na dużym ekranie występując u boku Jacka Lemonna w komedii „Under The Yum Yum Tree”. W 1964 roku liczbą dwudziestu milionów głosów zdobyła tytuł Miss Rheingold. Rola Ellen w „Live A Little, Love A Little” była jej trzecim ekranowym wcieleniem. Pomimo to aktorka wciąż z wielkimi emocjami wspomina swój pierwszy dzień na planie i swoje pierwsze spotkanie z Elvisem.
„Mój pierwszy dzień, doprowadzili do mojego spotkania z Elvisem podczas przymiarki garderoby na dobę przed rozpoczęciem pracy nad filmem. Naprawdę nie mogłam uwierzyć, że dostałam okazję by go spotkać. Pomyślałam, ‘Oh tak, oczywiście. Elvis chce mnie spotkać tak? Uh- huh’. Ale on to zrobił. I wiesz co, moje serce przestało bić. Mam na myśli to, że nie wiem jak przebrnęłam przez pierwszą rozmowę”,opowiadała aktorka w rozmowie zamieszczonej na stronach australijskiego fanklubu piosenkarza.
Na planie filmu doszło również do innego spotkania, które w niedalekiej przyszłości zaowocowało dalszą współpracą. Bardzo krótką rolę, pięknej, blondwłosej modelki pozującej głównemu bohaterowi do zdjęć na basenie powierzono młodziutkiej Susan Henning, Miss Teen USA (Miss Nastolatek USA) z 1965 roku.
„Pierwszy raz spotkałam Elvisa na planie jednego z jego filmów, ‘Live A Little, Love A Little’. Byłam w stroju toples a moja dolna połowa była syreną”, wspominała w jednym z wywiadów aktorka. „Musieli mnie dostarczać na miejsce wózkiem inwalidzkim ponieważ nie mogłam chodzić z moją płetwą ogonową. I kiedy byłam na miejscu Elvis przyszedł na plan i pomachaliśmy do siebie i zostaliśmy sobie przedstawieni z daleka. I to było tak naprawdę nasze poznanie” stwierdziła Susan.
Później jednak Elvis i Susan zostali sobie oficjalnie przedstawieni (na wyraźną prośbę piosenkarza). W przerwach między zdjęciami dużo ze sobą rozmawiali, a niespełna dwa miesiące po zakończeniu prac nad filmem, w czerwcu, oboje spotkali się ponownie na planie zdjęciowym, tym razem do programu telewizyjnego „ELVIS” (znanego jako „The ’68 NBC TV Comeback Special”).
Oprócz pięknych dziewcząt na ekranie partnerowali Elvisowi także przystojni aktorzy. Jedną z głównych ról męskich, Louisa Penlowa, właściciela jednej z agencji fotograficznych, w których pracę podejmuje Greg Nolan otrzymał popularny piosenkarz i aktor, Rudy Vallee (a właściwie Hubert Prior Vallee). Swoje pierwsze i największe sukcesy odnosił on w latach dwudziestych i trzydziestych XX wieku. W roku 1921 roku nagrał dwie płyty „A Dream” i „Nola”. Od 1928 roku zaczął regularnie występować w filmach. Siedem lat później został bohaterem pierwszego w historii radiowego talk show. Audycji „The Fleischmann Hour” powszechnie znanej jako Rudy Vallee Hour słuchało w tamtym czasie dwieście milionów słuchaczy! W 1961 roku wrócił do show biznesu z przedstawieniem „How To Succeed In Business Without Even Trying” („Jak odnieść sukces w interesach bez najmniejszego wysiłku”). Widowisko było wystawiane na Broadwayu przez cztery kolejne lata, a aktor wystąpił w jego filmowej wersji z 1967 roku.
Osoby pracujące przy filmie „Live A Little, Love A Little” przez lata wspominały zabawny epizod związany z osobą tego wybitnego aktora. Pewnego dnia, podczas kręcenia jednej ze scen na plan wtargnęły dwie starsze kobiety. Wszyscy byli niemal pewni się, że chcą się dostać do Elvisa – zrobić sobie z nim zdjęcie, poprosić go o autograf. Ale kiedy kobiety dotarły do wokalisty odepchnęły go i podeszły do Rudyego Vallee i to właśnie jego poprosiły o podpis.
Poza Rudym Vallee na ekranie pojawiają się jeszcze m.in. Don Porter oraz Dick Sargent (znany m.in. z popularnego serialu komediowego „Bewitched”, w którym zaczął występować od 1969 roku). Epizodyczne rólki zagrali także przyjaciele Elvisa i członkowie jego rodziny. Reda Westa zobaczyć można w scenie bójki a ojca piosenkarza, Vernona Presleya, w krótkiej scenie podczas sesji zdjęciowej przy basenie. Vernon siedzi tylko przy stole i nie wypowiada w filmie ani jednego słowa.
W komedii ważną rolę zagrał niewątpliwie Albert – pies. Wiele źródeł zgodnie twierdzi, że ten dog niemiecki należał w rzeczywistości do Elvisa i naprawdę wabił się Brutus. Teorię tą tylko raz podważyła była żona artysty, Priscilla, która w jednym z wywiadów stwierdziła, że był to pies zaangażowany i tresowany specjalnie na potrzeby filmu.
„Live A Little, Love A Little” był zdecydowanie bardziej dojrzalszy w swoim przekazie od realizowanych w poprzednich latach musicali z udziałem Elvisa. Bohaterowie posługiwali się pospolitym językiem a w ich wypowiedziach i zachowaniach nie sposób było nie zauważyć aluzji do leków, narkotyków i podtekstów seksualnych. W jednym z wywiadów zamieszczonych na australijskiej stronie internetowej, Michael Hoey (współautor scenariusza) zapytany o to czy kiedykolwiek rozważano chociaż próby zmiany typów filmów z udziałem Presleya, odpowiedział: „Tak było, chociaż prawdopodobnie zbyt późno. Norman (Tourog) i ja rozmawialiśmy o zmianie kierunku mającej na celu utrzymanie Elvisa z dala od głupich postaci, o które proszono go by grał. Chcieliśmy wykonać ruch, którym odciągnęlibyśmy go od kiepskich ról w słabej jakości filmach takich jak ‘Kissin’ Cousins’.
I była oczywista zmiana w kilku jego ostatnich filmach. Bohaterowie, których Elvis kreował w Stay Away Joe; Live A Little, Love A Little; The Trouble With Girls i Change Of Habit były znacznie dojrzalszymi rolami. Live A Little, Love A Little opierał się na przykład na płciowej farsie autorstwa Dana Greenburga, Kiss My Firm But Pliant Lips.
I to również było nieprawdopodobne… Elvis i partnerująca mu gwiazda razem w łóżku! To było zrobione umyślnie, podobnie jak włączenie leków i ukazania kobiecego nadzoru w związku.
Chcieliśmy wziąć najmodniejszego Elvisa i pokazać go w filmie publicznie. W czasie kiedy on nigdy nie wyglądał lepiej, tyle, że okazało się jednak, że jest już zbyt późno zarówno dla niego jak i dla jego fanów, którzy byli już zmęczeni jego filmami”.
Nie tylko fabuła filmu była starannie przemyślana. Scenarzyści zadbali również o to by sekwencje, w których Elvis wykonuje nagrane podczas marcowej sesji piosenki wyglądały autentycznie. „Wonderful World” użyto w trakcie wyświetlania napisów początkowych, „Edge Of Reality” w konwencji snu głównego bohatera (choć twórcy filmu nie ukrywają jednak, że w scenie chodziło o zasygnalizowanie działania leków), „A Little Less Conversation” podczas imprezy firmowej (na której gra zespół muzyczny) a balladę „Almost In Love” podczas romantycznego spotkania Grega i Bernice.
Sceny były szczegółowo dopracowane. Celeste Yarnall, która partnerowała Presleyowi w ujęciu z utworem „A Little Less Conversation” wspominała, że „podczas prób (Elvis, przyp.autor) wiele razy powtarzał utwór i wiele razem tańczyliśmy”.
Zdjęcia do filmu trwały półtora miesiąca. Zanim ostatecznie zatwierdzono tytuł „Live A Little, Love A Little” na planie posługiwano kilkoma jego roboczymi wersjami, m.in. „Kiss My Firm But Pliant Lips”. Przyjemną atmosferę na planie zakłóciła jedynie smutna informacja jaka napłynęła do ekipy filmowców wprost z Memphis. 4 kwietnia zastrzelono tam pastora baptystycznego, działacza na rzecz równouprawnienia i laureata Nagrody Nobla z roku 1964, Martina Luthera Kinga. Jego zabójcą okazał się zbiegły rok wcześniej z więzienia przeciwnik równouprawnienia Afroamerykanów, James Earl Ray.
Wiadomość o śmierci Kinga wstrząsnęła Elvisem. Aktorka Celeste Yarnall doskonale zapamiętała tamte chwile. „To był tydzień w którym Martin Luther King został zamordowany. Cóż, oto jestem, grająca swoją rolę życia, spotykając się i pracując z Elvisem z tą tragedią w telewizji. Więc, wróciliśmy do jego garderoby by zjeść lunch. Elvis zaśpiewał mi ‘Amazing Grace’. I szlochał w mój rękaw ponieważ był taki, tak bardzo załamany zabójstwem Martina Luthera Kinga. I wiesz, on czuł, że był integralną częścią Czarnej społeczności i czuł, że oni przyjęli go jak brata. Powiedział mi, że poczuł się przyjęty przez społeczność Czarnych ponieważ jego zmagania były tak wielkie. Oni czuli, że był on jednym z białych piosenkarzy potrafiących śpiewać z duszą. I wiemy, że to było prawdą. Więc, płakaliśmy oboje. To był wzruszający moment, przez który przeszliśmy razem”.
Dwa miesiące po tragicznych wydarzeniach w Memphis, podczas pracy nad specjalnym programem telewizyjnym dla sieci NBC, Elvis przelał swoje emocje i przemyślenia na temat dokonanego zabójstwa w specjalnie skomponowanej piosence, której tekst autorzy oparli na słynnym przemówieniu Martina Luthera Kinga wygłoszonym podczas „Marszu na Waszyngton” (pełna nazwa demonstracji brzmiała „March on Washington for Jobs and Freedom”, czyli „Marsz na Waszyngton dla pracy i wolności”), 23 sierpnia 1963 roku – „I Have A Dream” („Mam Marzenie”).
Zdjęcia do „Live A Little, Love A Little” zakończyły się dokładnie 1 maja 1968 roku. Po skończonej pracy Elvis udał się do swojej posiadłości by świętować z Priscillą pierwszą rocznicę ślubu. Przyjęcie odbyło się w ich domu, a jego obsługę powierzono Deli Restaurant. Priscilla otrzymała od męża bukiet kwiatów z dołączonym bilecikiem zawierającym wyznanie – „Love, Elvis” („Kocham, Elvis”).
Live A Little, Love A Little
Podobnie jak w przypadku komedii „Stay Away, Joe” wytwórnia RCA nie zrealizowała albumu ze ścieżką dźwiękową z filmu. Piosenki nagrane podczas marcowej sesji zostały wydane na przestrzeni dwóch lat (1968/1969) na kilku singlach i budżetowych płytach.
Jako pierwszy, na początku września 1968 roku na rynku ukazał się singiel promujący „Live A Little, Love A Little” z utworami „A Little Less Conversation” na stronie A i „Almost In Love” na stronie B. Żadna z piosenek nie odniosła wielkiego sukcesu na listach przebojów, docierając na przełomie września i października zaledwie, kolejno do miejsca dziewięćdziesiątego piątego i sześćdziesiątego dziewiątego w zestawieniu Hot 100 Tygodnika Billboard.
Niespełna miesiąc później, 23 października, na ekrany amerykańskich kin wszedł dziewięćdziesięciominutowy, dwudziesty ósmy film z udziałem Elvisa Presleya. Zanim fani mieli okazję go zobaczyć, recenzenci w najbardziej wpływowych magazynach nie zostawili na nim przysłowiowej ‘suchej nitki’. W recenzji z 9 października zamieszczonej na łamach popularnego magazynu Variety autor znany jako ‘Murf’ skrytykował słaby scenariusz, niejasną historię i pozostawienie przez twórców obrazu wielu niewyjaśnionych wątków (np. tego dlaczego Bernice w ogóle porywa Grega na plaży?). Uważa, że zostały one zepchnięte na ‘boczny tor’ a ich miejsce zajęła banalnie opowiedziana historia i takież dialogi. Autor, który przez poprzednie lata sprzyjał Elvisowi, tym razem nawet piosenki określił jako ‘nudne’, a podsumowując swój tekst stwierdził, że film w porównaniu do poprzednich nie ma nic do zaoferowania poza obiecującym, dynamicznym początkiem i Presleyem jeżdżącym swoim specjalnym samochodem po ulicach miasta lub biegającym po schodach pomiędzy dwoma wydawnictwami. Uznał, że filmy produkowane przez Hala B.Wallisa w latach poprzednich w zamian za słabą fabułę oferowały przynajmniej piękne plenery i mnóstwo piosenek.
„Live A Little, Love A Little” podobnie jak kilka ostatnich filmów z udziałem Elvisa nie był rozpowszechniany w całej Europie. „Wyświetlano go chyba tylko w Belgii i Holandii”, stwierdza Leszek C. Strzeszewski. Nawet fani z Anglii nie mogli go zobaczyć w tamtym czasie. Kiedy jednak obraz trafił do Zjednoczonego Królestwa otrzymał pochlebne opinie. Prezes brytyjskiego fanklubu piosenkarza, Todd Slaughter pisał w swojej książce tak: „z eleganckimi baczkami Elvis wyglądał jak dawny Elvis tylko teraz był bardziej przystojny, światowy człowiek. Wśród kilku piosenek znalazła się ‘Edge Of Reality’ wykonana w sekwencji snu, to było popowe wideo lata przed tym zanim zostało wymyślone”.
Miesiąc po premierze filmu, 5 listopada (choć niektóre źródła podają październik), RCA zrealizowała następny singiel zawierający utwór ze ścieżki dźwiękowej – tym razem „Edge Of Reality”. Piosenkę zamieszczono na stronie B, na stronie A natomiast wydano przejmującą balladę pochodzącą z nakręconego w czerwcu programu telewizyjnego, „If I Can Dream”. Płyta z czasem zyskała status złotej ale stało się to głównie za sprawą nagrania „If I Can Dream”, które dotarło do wysokiego dwunastego miejsca na liście Billboardu.
Wśród kolekcjonerów singiel ten znany jest również z tego, że wytwórnia RCA dokonała na nim znacznej zmiany graficznej. Logo wytwórni, piesek Nipper, zostało usunięte z naklejki (tzw. lejbla) natomiast napisy na niej po raz pierwszy pojawiły się na pomarańczowym tle.
Jeszcze tego samego miesiąca, RCA Camden skierowała do sprzedaży płytę „Singer Presents Elvis Singing Flaming Star And Others” (jej zrealizowanie było częścią kontraktu- zobowiązania z firmą Singer Sewing Machine Company, sponsorującą program telewizyjny nakręcony w czerwcu, a którego emisja miała nastąpić w grudniu 1968 roku). W skład albumu (jak i wydanej rok później reedycji zatytułowanej „Elvis Sings Flaming Star”) weszła ostatnia z czterech nagranych do „Live A Little, Love A Little” piosenek – „Wonderful World”.
Cytując narratora z jednego z ostatnich filmów z udziałem Elvisa chciałoby się napisać, że „to już koniec”. Ale zrobić tego nie mogę bo film i jedna z piosenek pochodzących z niego niespodziewanie przypomniały o sobie kilkadziesiąt lat później, w 2001 roku.
„A Little Less Conversation”, bo o niej mowa, uwagę słuchaczy zwróciła w jednej ze scen filmu „Ocean’s Eleven”. W ścieżce dźwiękowej pojawiła się w nowym, tanecznym remiksie wykonanym przez duńskiego DJa Junkie XL, czyli Toma Holkenborga. Był on pierwszym didżejem, który otrzymał zgodę od Elvis Presley Estate zajmującej się spuścizną po słynnym artyście na ingerencję w jego utwory i stworzenie nowej wersji jego przeboju. Do stworzenia swojego remiksu DJ użył ścieżki nagranej dla potrzeb programu telewizji NBC z czerwca 1968 roku bo jak twierdził w jednym z wywiadów miała lepszą dynamikę.
Nowa wersja piosenki, która w 1968 roku dotarła zaledwie do sześćdziesiątego dziewiątego miejsca na liście przebojów stała się prawdziwym hitem. W roku 2002 została kolejnym ‘Numerem Jeden’ Elvisa Presleya po wielu latach, docierając na szczyty list przebojów w Wielkiej Brytanii, Japonii i Australii.
Rok później nagranie wzięło udział w kampanii reklamowej Mistrzostw Świata w piłce nożnej. Wydany z tej okazji specjalny singiel podbił listy przebojów w ponad dwudziestu krajach docierając do najwyższych pozycji m.in. na Węgrzech, Irlandii, Norwegii czy w Nowej Zelandii (także w Polsce w kilku notowaniach list przebojów „A Little Less Conversation” dotarł do wysokich pozycji)!
W tym samym czasie wytwórnia BMG zrealizowała specjalny rocznicowy album „ELV1S 30#1 HITS” zawierający piosenki, które w trakcie całej kariery Presleya dotarły do pierwszych miejsc na listach przebojów. Nowa wersja „A Little Less Conversation” odnosząca niebywałe sukcesy we współczesnych rankingach była doskonałym bonusem. Album przyniósł Presleyowi kolejne złote i platynowe płyty – w tym także jego pierwszą złotą płytę w Polsce… Czyż można sobie wyobrazić lepsze zakończenie?