TICKLE ME – na ratunek bankrutującej wytwórni filmowej
TICKLE ME
-Na ratunek bankrutującej wytwórni filmowej-
Mariusz Ogiegło
Film, o którym chciałbym napisać w tym miesiącu jest jednym z najmniej znanych filmów z udziałem Elvisa Presley’a (a już z pewnością w naszym kraju). Moim zdaniem zupełnie niesłusznie. „Tickle Me” bo o nim mowa powstał pod koniec roku 1964 a pomimo to na oficjalnej płycie DVD ukazał się dopiero sześć lat temu! Do dzisiaj komedii tej nie wyemitowała też żadna polskojęzyczna stacja telewizyjna. Ja sam miałem przyjemność obejrzeć tą produkcję niespełna dwa lata temu na nie nieoficjalnym wydaniu DVD (z polskimi napisami).
Biografowie Elvisa także niewiele piszą na temat tego filmu. Autorzy książek poświęconych Presleyowi skupiają się głównie na wątku ratowania przed bankructwem wytwórni filmowej a znacznie mniej miejsca poświęcają na odkrywanie kulisów powstawania samego obrazu.
Kontynuując opisywanie wydarzeń z roku 1964 nie mogłem pominąć „Tickle Me” i jego historii. Udało mi się dotrzeć do kilku interesujących materiałów którymi chciałbym się z Wami podzielić…
Trochę historii….
Żeby zrozumieć w pełni znaczenie filmu „Tickle Me” w karierze Elvisa trzeba poznać okoliczności w jakich zdecydowano się w ogóle na jego nakręcenie…
Studio filmowe Allied Artists (które zrealizowało „Tickle Me) zostało założone w roku 1946 przez Steve’a Broidy. Powstało na licencji wytwórni Monogram Pictures (działającej aktywnie w latach 1931-1953). Macierzysta wytwórnia przez długi czas znana była m.in. z niskobudżetowych produkcji (średni koszt filmu wynosił tam mniej więcej dziewięćdziesiąt tysięcy dolarów). Walter Mirish, asystent Broidy’ego zdołał przekonać jednak swojego szefa, że era ‘tanich’ filmów zbliża się nieuchronnie ku końcowi i należy wprowadzić niezbędne zmiany. Dlatego też w połowie lat czterdziestych otwarto Allied Artists, którego głównym założeniem było robienie filmów za znacznie większe pieniądze i w nieco lepszej jakości (wytwórnia kręciła m.in. filmy w kolorze). Pierwszy zrealizowany przez Allied Artists obraz, „Zdarzyło się na Piątej Alei” („It Happened At On Fifth Avenue”) z 1947 roku pochłonął niebotyczną i… nieporównywalną z dotychczasowymi budżetami sumę miliona dolarów i dwustu tysięcy!
W połowie lat sześćdziesiątych wytwórnia popadła jednak w poważne problemy finansowe. Jedyną formą ratunku było nakręcenie takiego obrazu, który przy niewielkich nakładach przyniósłby duże zyski. A ponieważ jak zwykł mawiać producent Hal B.Wallis, „jedyną pewną rzeczą w Hollywood (w tamtym czasie, przyp.autor) są filmy z udziałem Elvisa Presley’a” założyciel Allied Artist zwrócił się z propozycją współpracy do Abe Lastfogel, przedstawicielki słynnego piosenkarza w Agencji Williama Morrisa.
Sprawa trafiła na biurko ‘Pułkownika’ Toma Parkera.
Menedżer Presley’a początkowo był sceptycznie nastawiony do całego przedsięwzięcia ponieważ jak czytamy w jednym z artykułów poświęconych tej produkcji, „zawsze wolał dla Elvisa długoterminowe umowy z ważnymi studiami”. Po namowach Abe Lastfogel (któremu „zawsze ufał”, jak zaznacza autor wspomnianego tekstu), Parker przystał na propozycję Allied Artists. Pracownik William Morris Agency miał go jednak zapewnić m.in. o tym, że szefowie wytwórni dotrzymają wszystkich postanowień zawartych w kontrakcie – łącznie z finansowymi („Pan Lasfogel ma zaufanie do Pana Broidy’ego od czasu gdy dostarczył wszystko co obiecał i od chwili gdy zgodził się wypełniać wszystkie nasze postanowienia. Do jest dobre dla mnie”, miał powiedzieć Pułkownik Parker w rozmowie z dziennikarzem).
W trakcie rozmów ustalono, że honorarium Presley’a wynosić będzie siedemdziesiąt pięć tysięcy dolarów i otrzyma on aż pięćdziesiąt procent udziału w zyskach. Była to olbrzymia kwota, zważywszy na fakt iż koszty nakręcenia całego filmu wyniosły… milion dolarów czterysta osiemdziesiąt tysięcy (w tym wynagrodzenie Presley’a!). Marie Clayton w książce „Elvis Nieznane Fotografie” zauważa, że „ze względu na kłopoty finansowe wytwórni Pułkownik proponował zmianę warunków umowy, lecz szef studia, Steve Broidy, tej sugestii nie przyjął”.
Na planie filmowym
Większość września 1964 roku Elvis spędził w rodzinnym mieście, w Memphis. Biografowie artysty odnotowują w swoich publikacjach, że 25 września piosenkarz ponownie wynajął dla siebie i swoich przyjaciół całe kino Memphian Theater i oglądał w nim swoje ulubione filmy. Jednym z nich była brytyjska satyra z 1964 roku „Dr. Strangelove, czyli jak przestałem się martwić i pokochałem bombę” (tytuł oryginalny brzmiał „Dr.Strangelove Or: How I Learned To Stop Worrying And Love The Bomb”. Komedia opowiadała o szalonym generale, który samowolnie wydaje rozkaz ataku na ZSRR) z udziałem Petera Sellersa. Tego samego dnia Elvis miał też zatrudnić Mike’a Keatona (pracował dla artysty bardzo krótko), przyjaciela Jerry’ego Schillinga. Podczas rozmowy piosenkarz poprosił go by pojechał on nazajutrz wraz z całą ekipą do Kalifornii. Nad ranem, 26 września, telefon z podobną prośbą otrzymał także sam Schilling. Kilka godzin później cała grupa była już w drodze do Los Angeles.
Dziesięć dni po przyjeździe do Hollywood, 6 października, Elvis po raz pierwszy pojawił się w studiu Allied Artists, w którym ruszały właśnie pierwsze prace nad filmem o roboczym tytule „Isle Of Paradise” („Rajska wyspa”).
Pierwsze sceny nakręcono dokładnie sześć dni później, 12 października. Scenariusz napisany przez Elwooda Ulmana (urodzonego w 1903 roku w Memphis) i Edwarda Berndsa (scenarzystę i reżysera, który wraz z Ulmanem popularność zyskał dzięki scenariuszowi do niskobudżetowego serialu komediowego „The Three Stooges”, produkowanemu pomiędzy czerwcem 1934 a kwietniem1959 roku) opowiadał historię Lonniego Beale (w tej roli Elvis Presley), gwiazdy rodeo, który przyjeżdża do miasteczka Zuni Wells (autorzy scenariusza stworzyli fikcyjne miasto, które umiejscowili gdzieś na Zachodzie Stanów Zjednoczonych Ameryki) w poszukiwaniu pracy. Po przybyciu na miejsce okazuje się jednak, że zamiast przyjaciela, który oferował mu zatrudnienie na ranczu, na głównego bohatera nie czeka nikt. Lonnie chcąc zarobić na życie zaczyna śpiewać w lokalnym nocnym klubie. Jego występ obserwuje Vera Redford, dyrektor rancza Circle-Z. Po zakończonym koncercie proponuje chłopakowi pracę w prowadzonym przez siebie ośrodku…
Ranczo Circle-Z (nazywane też przez jego gości „Yogurt Gulch”) okazuje się być eleganckim kurortem rekreacyjno-sportowym, który zamieszkują modelki i aktorki pragnące zrzucić zbędne kilogramy. Początkowo Beale nie może odnaleźć się w nowej sytuacji. Jego uwagę jednak natychmiast przykuwa obecność na ranczu pięknych dziewcząt, a przede wszystkim uroczej i niedostępnej instruktorki Pameli Meritt. Próbując zbliżyć się do niej odkrywa, że dziewczyna skrywa jakąś tajemnicę. Z czasem okazuje się, że jej poznaniem zainteresowani są także bandyci! Dochodzi nawet do kilku prób porwania instruktorki… Po długich namowach Meritt wyjawia Lonniemu, że tajemnica dotyczy ukrytego przed laty przez jej krewnego skarbu, a porywacze chcą uzyskać mapę, która do niego prowadzi… Rozpoczyna się pełna przygód i zabawnych zwrotów akcji komedia.
„Tickle Me” wyreżyserował Norman Taurog we współpracy z Arthurem Jacobsonem. Marie Clayton w książce „Elvis Presley: Nieznane Fotografie” pisze, że przed rozpoczęciem prac nad filmem reżyser otrzymał specjalne wytyczne. „Normana Tauroga, reżysera, dla którego ‘Tickle Me’ był piątym filmem z Elvisem (poprzednie to „G.I.Blues”, „Blue Hawaii”, „Girls! Girls! Girls!” i „It Happened At The World’s Fair”, przyp. autor), poproszono, by dopomógł wytwórni Allied Artists w obniżeniu kosztów produkcji podczas realizacji obrazu”. Reżyser wywiązał się z powierzonego zadania doskonale co autorka podkreśla w swojej książce: „Taurog wykazał zawodową sprawność, nie tylko zachowując dobre stosunki z Elvisem, ale także znacznie ograniczając wydatki z napiętego budżetu”.
Do nowej produkcji nie zaangażowano tym razem żadnych ‘wielkich nazwisk’. Piosenkarzowi na ekranie partnerowali aktorzy i aktorki, którzy m.in. już wcześniej pojawiali się w filmach z jego udziałem. Bez wątpienia największą gwiazdą, która pojawiła się w obrazie „Tickle Me” była Julie Adams (a właściwie Betty May Adams. Jak podają różne źródła aktorka posługiwała się swoim prawdziwym imieniem aż do roku 1949 – tj. do momentu rozpoczęcia współpracy z wytwórnią Paramount Pictures. Wtedy zmieniła swoje imię na Julie). To jej powierzono rolę kierowniczki rancza Circle Z, Very Radford. Swoją karierę aktorka rozpoczynała pod koniec lat czterdziestych debiutując niewielką rolą w filmie „Red, Hot And Blue” z 1949 roku. Swoją pierwszą główną rolę zagrała w westernie (klasy B) zatytułowanym „The Dalton Gang”, także z 1949 roku. W kolejnych latach Adams pojawiała się w wielu hollywoodzkich produkcjach, m.in. w słynnym obrazie „Maverick” z 1960 roku w którym wystąpiła u boku Jacka Kelly. W wydanej kilka lat temu autobiografii zatytułowanej „The Lucky Southern Star”, Julie Adams tak wspominała kulisy otrzymania roli w „Tickle Me”: „mniej więcej w tamtym czasie otrzymałam wielką niespodziankę. Mój agent powiedział mi, że właśnie otrzymał dla mnie propozycję wystąpienia w filmie razem z Elvisem Presleyem. Odpowiedziałam… tak”.
„Sceneria sprawiła, że w filmie mogły pokazać się skąpo odziane gwiazdki”, pisała Marie Clayton w książce „Elvis Presley: Nieznane Fotografie”. Jedną z tych piękności była urodzona w Wiedniu (Austria) dwa lata młodsza od Presley’a aktorka i modelka Jocelyn Lane. W „Tickle Me” wcieliła się ona w postać Pameli Meritt, jednej z głównych bohaterek i jednocześnie wielkiej miłości głównego bohatera. Gwiazda pierwsze kroki w swojej zawodowej karierze stawiała w Wielkiej Brytanii gdzie mieszkała od czternastego roku życia. W drugiej połowie lat pięćdziesiątych zaczęła występować w angielskich filmach. Debiutowała w roku 1954 w obrazie „Coctails In The Kitchen”. W czołówce filmu została wymieniona jednak dopiero w swojej kolejnej produkcji – „April In Portugal”.
Komedia „Tickle Me” nie była pierwszą, w której Jocelyn Lane pracowała z Elvisem. Kilka miesięcy przed rozpoczęciem prac nad nową produkcją Allied Artists oboje spotkali się na planie filmu „Girl Happy”.
Poszukując materiałów do artykułu na temat filmu „Tickle Me” dotarłem do archiwalnego wydania magazynu Modern Screen z kwietnia 1965 roku w którym opublikowano obszerny tekst Jamesa Gregory’ego zatytułowany „The Girl Who Tickles Elvis” („Dziewczyna, która łaskotała Elvisa”). Zawiera on wiele interesujących faktów dotyczących relacji słynnego piosenkarza z aktorką a także z przebiegu pracy nad samym filmem. Dlatego zdecydowałem się przytoczyć w tym miejscu jego ciekawsze fragmenty.
„W ciemnym koncie olbrzymiej hali filmowej pomiędzy kolejnymi romantycznymi ujęciami, Elvis Presley zainteresował się blond-włosą, o orzechowych oczach, Jackie Lane, bardzo seksowną odtwórczynią głównej roli w kręconym dla Allied Artists ‘Tickle Me’”, pisze Gregory. „Wyglądali jakby nie zauważali świata wokół siebie ponieważ szeptali do siebie czułe słówka, wymieniali czułe spojrzenia i znaczące uśmiechy. Studyjny fotograf dostrzegł w tym szansę na dobre zdjęcie promocyjne. Przysunął się cicho do szczęśliwej pary i zaczął unosić swój aparat by zrobić fotografię. Zanim jednak wykonał zdjęcie nagle, niewiadomo skąd stanęło przed nim groźnie wyglądające trio młodych mężczyzn. To byli asystenci Elvisa – nie lubili kiedy nazywano ich ochroniarzami. Podparli się za boki i utworzyli żywą ścianę oddzielającą fotografa od wciąż romansującej pary. Elvis i Jackie kontynuowali swoją prywatną rozmowę zdając się nie zauważać małej ‘zimnej wojny’ rozgrywającej się kilka stóp od nich”, relacjonuje dziennikarz Modern Screen. „Fotograf otrzymał jedno spojrzenie od trzech potężnych młodzieńców i wiadomość, którą zrozumiał natychmiast: ŻADNYCH ZDJĘĆ”. Jak pisze autor cytowanego artykułu, fotograf był załamany ponieważ stracił szansę na zrobienie naprawdę dobrego i bardzo romantycznego zdjęcia Presleyowi. James Gregory dodaje jednak, że następnego dnia fotograf ponownie spotkał się z „asystentami Elvisa”, którzy przeprosili go za przykry incydent z poprzedniego dnia. Jeden z nich miał wówczas stwierdzić: „przepraszam za to co zrobiliśmy wczoraj ale proszę zrozum – masz swoje polecenia a my swoje”.”Fotograf zrozumiał i powiedział, że nie żywi żadnej urazy. Wiedział, że Elvis grubą kreską oddziela swoje życie publiczne od prywatnego…”, dodał dziennikarz.
W dalszej części swojego artykułu Gregory skupia się na samej Jocelyn Lane. Przybliża czytelnikom jej sylwetkę (kilka faktów z jej życia, w tym m.in. okres edukacji w londyńskiej szkole), przypomina jej role filmowe etc. Następnie dużo uwagi poświęca relacjom jakie łączyły młodą aktorkę ze słynnym piosenkarzem. W swoim blisko trzystronicowym tekście pisze: „niedługo potem Jackie i Elvis zaczęli pracować nad ‘Tickle Me’. Elvis od razu polubił ją i umówił się z nią. Ich randki jak zwykle miały miejsce w luksusowej posiadłości w Bel Air, z dala od ciekawskich oczu i hałasujących tłumów”. Aktorka odwzajemniała sympatię Elvisa. Była nim wręcz „zafascynowana” jak sugeruje autor tekstu.
W tekście „The Girl Who Tickles Elvis” dziennikarz przytacza także fragmenty wypowiedzi Jocelyn Lane. Zebrane i opublikowane przez niego materiały tworzą doskonały portret Elvisa z tamtego okresu. Już w jednym z pierwszych przytoczonych przez Gregory’ego zdań aktorka stwierdza: „…on (Elvis, przyp.autor) ma świetne poczucie humoru” a następnie wspomina ze szczegółami zabawne wydarzenie do jakiego doszło podczas kręcenia filmu „Tickle Me”. „Pewnego dnia kręciliśmy scenę w nawiedzonym domu, w którym wszystkie dziwne rzeczy mogły się zdarzyć. I wtedy Elvis zrobił mi dowcip”, opowiada Lane. „W tej scenie on puka do drzwi, ja mu otwieram i znajduję go stojącego tuż za nimi. Kiedy jednak otworzyłam drzwi jego tam nie było. Na jego miejscu stał okropnie wyglądający woskowy manekin, biały jak duch”.
W opublikowanej w roku 2007 książce „Elvis Presley: Nieznane Fotografie”, Marie Clayton zwróciła uwagę silne zainteresowanie piosenkarza religią w tamtym czasie. „Jednak z dala od kamer Elvis znalazł wówczas poważniejsze zainteresowanie – poznał fryzjera Larry’ego Gellera, który wprowadził go w świat nowej religii”, pisała autorka. Swoją nową pasją artysta dzielił się nie tylko ze swoim nowym przyjacielem ale także z członkami ekipy filmowej. Jocelyn Lane w omawianym powyżej artykule wspominała, że Elvis: „był bardziej inteligentny niż przypuszczałam. Rozmawialiśmy na każdy możliwy temat, w szczególności na temat Religi i polityki. I on był bardzo z nimi obeznany. Był wtedy bardzo poważny i pokazywał to”.
Z obszernych wypowiedzi młodziutkiej gwiazdy filmowej otrzymujemy portret Elvisa wrażliwego, skromnego i pełnego zaangażowania w pracę. Jedne z ostatnich pytań jakie James Gregory zadał w 1965 roku Jocelyn Lane dotyczyły tego jaką osobą był słynny piosenkarz podczas pracy nad filmem i… jakim typem człowieka był prywatnie, po opuszczenia murów studia, w zaciszu własnego domu.
Aktorka bardzo chętnie udzieliła reporterowi na nie odpowiedzi nazywając Presley’a dobrym aktorem i prawdziwym dżentelmenem. Nie uniknęła także porównania wielkiego króla rock’n’rolla do słynnej Czwórki z Liverpoolu, zespołu The Beatles, która właśnie szturmem zdobywała serca amerykańskiej widowni. „…jest bardzo miłą, szczodrą osobą”, mówiła Jocelyn Lane dziennikarzowi Modern Screen. „Widać to po jego grze. Nie jest typem osoby, która daje się wypchnąć na krawędź sceny w światła reflektorów jak czyni to wielu innych aktorów. Daje z siebie bardzo dużo na scenie co sprawia, że przyjemnie się z nim razem występuje. Myślę, że Elvis jest bardzo dobrym aktorem. Uważam, że mógłby osiągnąć olbrzymi sukces jako sam aktor, nawet gdyby nie zaśpiewał ani jednej nuty! Ma olbrzymi emocjonalny potencjał. Oczywiście bardzo lubię gdy śpiewa. Moim zdaniem jest bardziej utalentowany niż The Beatles. Ale myślę, że sam Elvis chce więcej występować w filmach i grać w nich bardziej ambitne role. Tak wywnioskowałam z naszych rozmów”.
Opowieści aktorki o wizytach w posiadłości gwiazdy rock’n’rolla sprowokowały dziennikarza do zadania pytania o… ewentualny związek emocjonalny łączący ją z Presley’em (zapytał wprost czy spotkania w Bel Air miały charakter randek). Jackie Lane (Jocelyn Lane znana jest także jako Jackie Lane) niemal natychmiast zaprzeczyła tym rewelacjom. „Absolutnie nie. Ja lubię podejmować ludzi na obiedzie w swoim domu zamiast stołować się w restauracjach czy nocnych klubach. Mam piękny dom, w którym mieszkam razem z moją siostrą Marą i uwielbiam podejmować w nim gości”, tłumaczyła odtwórczyni głównej roli. „Kiedy organizuję takie spotkania bardzo przypominają mi one sposób w jaki wyglądały wizyty u Elvisa – siedzieliśmy w living roomie, jedliśmy coś od czasu do czasu, słuchaliśmy płyt i prowadziliśmy ciekawe rozmowy. Smaki Elvisa są bardzo podobne do moich”.
Szczere wyznania aktorki skłoniły dziennikarza do zadania kolejnych pytań. Autora tekstu w szczególności interesowała prywatna część życia słynnego piosenkarza. Elvis (a także ludzie z jego najbliższego otoczenia) dbał o swoją prywatność i do opinii publicznej bardzo rzadko przedostawały się informacje dotyczące jego prywatnego życia toczącego się za zamkniętymi murami hollywoodzkiej posiadłości a już tym bardziej na temat samego domu w którym mieszkał (jego wystroju, zwyczajów w nim panujących etc). Wywiad przeprowadzony przez Jacka Gregorego pozwalał przenieść się jego ówczesnym fanom w niemal nieosiągalne dla nich miejsce i poznanie Elvisa z zupełnie nowej, nieznanej strony.
„Pewnego dnia poszłam do jego domu na bardzo wczesny obiad tuż po zakończeniu zdjęć. Był bardzo miły, prawdziwy dżentelmen. Robił wszystko co możliwe bym czuła się komfortowo”, wspominała Lane. „Jego dom jest bardzo piękny i robi olbrzymie wrażenie. Ale jadaliśmy swobodnie, siedząc na krzesłach ustawionych wokół pokoju a nie przy stole. Myślę, że Elvis nie odkrywa się zbytnio w trakcie rozmowy, a ja to lubię. Uważam, że żaden mężczyzna… czy też żadna kobieta, wiesz o co chodzi. Myślę, że jeżeli podajesz wszystkie swoje myśli i całą swoją osobowość na tacy to nie jest to ciekawe. Ludzie powinni mieć odrobinę tajemniczości. Wielu aktorów mówi na swój temat zbyt dużo. Elvis jest w tym względzie przyjemnie inny. Jest bardzo krzepiący w tej kwestii”, stwierdziła aktorka. Następnie ze bardzo dokładnie zrelacjonowała słuchającemu z zainteresowaniem dziennikarzowi szczegóły pobytu w rezydencji jednego z najważniejszych ówczesnych artystów rozrywkowych.
„Poza samą rozmową obejrzeliśmy też film na kolorowym zestawie telewizyjnym Elvisa i słuchaliśmy płyt – nie płyt Elvisa Presley’a , nawiasem mówiąc. Rozmawiałam także z innymi osobami, które z nim mieszkały. Nie zauważałam nawet kiedy robił się wieczór ponieważ oni byli bardzo mili. Zazdroszczę Elvisowi tylu przyjaciół którym może ufać. Ja sama mam tylko dwoje”.
Oprócz pięknych kobiet w nowym filmie Presley’a pojawiło się także kilku znanych aktorów. Jedną z głównych ról odegrał Jack Mullaney. Według filmografii aktora do której udało mi się dotrzeć, „Tickle Me” był dziewiątym filmem, w którym wystąpił i pierwszym z dwóch w których zagrał obok Elvisa. Widzom Mullaney znany był szczególnie z występów w takich obrazach jak „Południowy Pacyfik” z 1958 roku („South Pacyfik”) czy „The Honeymoon Machine” z roku 1961. Część telewidzów kojarzyła go z pewnością także z regularnych występów w programie stacji CBS „The Ann Sothern Show”, w którym pojawiał się począwszy od roku 1958 przez cztery kolejne lata. W nowej produkcji Allied Arist powierzono mu rolę przyjaciela głównego bohatera, troszkę gapowatego, stale popadającego w tarapaty a tym samym wprowadzającego dużo zamieszania i humoru, Stanley’a Pottera.
Niewielką rolę w filmie „Tickle Me” odegrał także Edward Faulkner.
Urodzony w 1932 roku aktor zapisał się na kartach historii kinematografii w szczególności dzięki występom w programach telewizyjnych oraz filmach fabularnych u boku największych ówczesnych gwiazd kina. W ciągu kilku lat pojawiał się na ekranie obok takich sław jak John Wayne (wystąpili wspólnie aż w sześciu produkcjach. Pierwszym filmem, który wspólnie zrobili był „McLintock!” z roku 1963), Doris Day, Dean Martin, Frankie Avalon czy Elvis Presley. Z tym ostatnim Faulkner zagrał w dwóch komediach muzycznych. Po raz pierwszy spotkali się w roku 1960 na planie filmu „G.I.Blues”. Ponownie spotkali się cztery lata później podczas pracy nad „Tickle Me”. Wówczas Edward Faulkner otrzymał rolę Brada Bantley’a, instruktora pływania, któremu w wykonywaniu obowiązków przeszkadzał… śpiew głównego bohatera.
Prywatnie Edward Faulkner jest bardzo ciepłym i miłym człowiekiem. Kilka dni temu miałem wielką przyjemność wymienić z nim krótką korespondencję. W trakcie naszej krótkiej rozmowy wyznał, że obecnie pracuje nad książką, w której chciałby podzielić się z czytelnikami swoimi wspomnieniami z lat spędzonych na planach filmowych a także ze współpracy z Elvisem Presley’em.
Zdjęcia do filmu „Tickle Me” trwały nieco ponad miesiąc (dokładnie czterdzieści cztery dni). Ostatni klaps na planie komedii Allied Artists padł 24 listopada 1964 roku. Wszystkie ujęcia zostały nakręcone w studiach wytwórni Paramount Pictures. W związku z bardzo ograniczonym budżetem zrezygnowano tym razem z jakichkolwiek zdjęć plenerowych.
Po wykonaniu ostatnich zdjęć promocyjnych Elvis wrócił do Memphis, do Graceland. W swoim rodzinnym mieście pozostał już aż do nowego roku. Warto w tym miejscu przypomnieć, że pod koniec października (dokładnie 23 października), ojciec piosenkarza, Vernon Presley, przeprowadził się z dotychczasowego domu przy ul. Hermitage do nowej posiadłości położonej naprzeciwko słynnej rezydencji Elvisa.
Tickle Me
Dochód z płyty zawierającej piosenki z filmu mógł znacznie zwiększyć zyski ze sprzedaży „Tickle Me”. Problem polegał jednak na tym, że budżet nowej produkcji był tak mały, że z trudem starczał na opłacenie samej produkcji filmu i gaży aktorów biorących w nim udział. O opłaceniu kilkudniowej sesji nagraniowej (tj. Elvisa, muzyków, inżynierów dźwięku i samego studia) i zamówieniu nowych kompozycji nie mogło być nawet mowy. Wytwórnia Allied Artist zmuszona była posiłkować się archiwalnymi nagraniami Presley’a zrealizowanymi we wcześniejszych latach na singlach bądź płytach. W książce Marie Clayton „Elvis Presley – Nieznane Fotografie” znajdujemy informację mówiącą o tym, że utwory na nową płytę (a także do samego obrazu) Elvisa wskazał jego menedżer, Pułkownik Tom Parker. Sam piosenkarz miał dokonać jedynie ostatecznej selekcji.
W rezultacie do ścieżki dźwiękowej komedii „Tickle Me” weszło dziewięć piosenek z lat 1960-1963. Były to: „I Feel That I’ve Known You Forever” (z albumu „Pot Luck with Elvis”), „Slowly But Surely” (nagrane w 1963 roku na potrzeby LP „For The Asking”, wykorzystane wcześniej jako bonus na LP “Fun In Acapulco”), „Night Rider” (z LP „Pot Luck with Elvis”), „Put The Blame On Me” (z LP „Something For Everybody”), “Dirty, Dirty Feeling” (pierwotnie rozważane jako piosenka do filmu “King Creole z 1958 roku. Nagrane w roku 1960 i zamieszczone na LP „Elvis Is Back!”), „It Feels So Right” (z LP „Elvis Is Back!”), “(Such An) Easy Question” (z LP “Pot Luck with Elvis”), “I’m Yours” (z LP “Pot Luck With Elvis”) oraz “(It’s A) Long Lonely Highway” (nagrane podczas sesji w Nashville w roku 1963. W filmie “Tickle Me” wykorzystano nie publikowane wcześniej, krótsze podejście numer dwa, tzw. album master).
Na płycie typu extended play zamieszczono zaledwie pięć z nich: „I Feel That I’ve Known You Forever”, „Slowly But Surely”, „Night Rider”, „Put The Blame On Me” oraz “Dirty, Dirty Feeling”.
Do sklepów album ze ścieżką dźwiękową z osiemnastego filmu Elvisa trafił 15 czerwca 1965 roku. Wcześniej na ekranach kin pojawiła się nowa komedia z udziałem króla rock’n’rolla w roli głównej.
Pierwszy pokaz „Tickle Me” odbył się 28 maja 1965 roku. Recenzenci piszący dla największych amerykańskich magazynów i gazet nie pozostawili na nim przysłowiowej ‘suchej nitki’. Howard Thompson w tekście zamieszczonym 24 czerwca na łamach New York Times’a określił nową komedię muzyczną z udziałem Presley’a mianem „najgłupszej i najbardziej monotonnej rzeczy z udziałem Cudu z Memphis (jak określił Elvisa, przyp.autor)zrobionej w ostatnim czasie”. W tym samym artykule zalecił artyście by uważnie przyjrzał się „kolejnym krokom” w swojej karierze. „W tak starannie dopracowanych filmach jak ‘Viva Las Vegas’ czy ‘Fun In Acapulco’, formuła Presley’a, kolorowe tło, piosenki i pełno pięknych dziewczyn, nabrała prawdziwego, smacznego blasku. Ale wczorajszy pokaz był jeszcze słabszy niż poprzedzający go ‘Girl Happy’. To wystawia na próbę pobłażliwość nawet najbardziej zagorzałych fanów Presley’a”, pisał dziennikarz New York Times’a.
Nieco bardziej przychylnie film ocenili fani słynnego króla rock’n’rolla. Leszek C.Strzeszewski w książce „ELVIS” z 1986 roku napisał, że „’Tickle Me’ został zrealizowany bardzo starannie i choć w pierwszej połowie filmu akcja nie jest zbyt wartka, to o wiele lepsza druga wynagradza braki z nawiązką. Tempo akcji wyraźnie wzrasta i jest ona okraszona kilkoma zabawnymi scenami w opuszczonym miasteczku poszukiwaczy złota”.
Todd Slaughter z brytyjskiego fanklubu Elvisa także zwrócił uwagę na zabawne sceny w fikcyjnym mieście Silverado ale w swoim komentarzu na temat nowej produkcji Presley’a zamieszczonym w książce „The Elvis Archives” wytknął także liczne błędy popełnione przy jej realizacji. „Wstawienie pewnych piosenek pozostawiało wiele do życzenia i było kilka oczywistych technicznych błędów popełnionych w filmie”, pisał szef angielskiego klubu zwolenników Presley’a. „Było kilka zabawnych scen w westernowym mieście duchów ale to jeszcze za mało rekomendować film w którym zagrały Jocelyn Lane i Julie Adams”.
Humorystyczne akcenty w „Tickle Me” okazały się jego najmocniejszą stroną. Docenili je nie tylko wielbiciele piosenkarza ale także recenzenci poważnych magazynów filmowych.
Magazyn Variety w artykule z połowy czerwca (dokładnie z 16 czerwca) 1965 zauważył, że w „Tickle Me” jest zdecydowanie więcej scen komediowych niż we wszystkich dotychczasowych produkcjach z udziałem Presley’a. Autor tekstu podkreślił jednak, że scenariusz nie jest zbyt ambitny jednak dzięki swojej lekkiej formie „pozwala rock’n’rollowemu artyście na zaśpiewanie dziewięciu utworów ze swoich ostatnich albumów z dobrym skutkiem”. Recenzent Variety podkreślił także w swojej recenzji jeszcze jedną ważną rzecz. Na wstępie swojego artykułu dał do zrozumienia, że filmy z udziałem Elvisa Presley’a powstają głównie z myślą o… jego wielbicielach. W kolejnych zdaniach dodał, że „Tickle Me” ze swoją banalną historią i niezbyt zaskakującym zakończeniem powinien „połaskotać podniebienia jego naturalnych odbiorców”.
Pozytywne komentarze natomiast po raz kolejny w ciągu kilku ostatnich lat dotyczyły Elvisa i jego naturalnego talentu do wcielania się w role komediowe (podobne opinie komentatorzy wyrażali m.in. po premierze filmu „Follow That Dream” z roku 1961). Na jednej ze stron Internetowych znalazłem taką opinię dotyczącą występu słynnego piosenkarza w „Tickle Me”: „w temacie aktorstwo Elvis spełnia swoje obowiązki bardzo dobrze. Rola jest bardziej wymagająca niż się to wydaje na początku szczególnie biorąc pod uwagę sztuczne dialogi i błazenadę której domaga się scenariusz”.
W jednej z recenzji opublikowanych przez pismo Variety podsumowano nie tylko grę samego Presley’a ale także towarzyszących mu w filmie aktorów. Słowa uznania autor skierował szczególnie do młodej Jocelyn Lane. Dziennikarz docenił także Jacka Mullaney’a, „kreującego naiwny charakter” oraz Edwarda Faulknera „pojawiającego się w części komedii w roli instruktora pływania”.
Pomimo mieszanych recenzji i opinii film „Tickle Me” spełnił swoją najważniejszą rolę. Pozwolił podnieść się wytwórni filmowej Allied Artists z finansowego dołka.
W ciągu zaledwie kilku dni od ogólnoświatowej premiery komedia przyniosła zyski wysokości kilkuset tysięcy dolarów. Jedna ze stron poświęconych Presleyowi przytacza bardzo dokładne liczby. Według przytoczonych w artykule danych tylko w samym Toronto film zarobił blisko sześćdziesiąt trzy tysiące dolarów (62, 339 $) w ciągu pierwszego tygodnia emisji. Po kilku miesiącach dochód ze sprzedanych biletów w całej Kanadzie wzrósł do blisko trzystu tysięcy dolarów (szacuje się, że obraz przyniósł zyski od dwustu pięćdziesięciu do trzystu tysięcy dolarów). Duży sukces finansowy nowy obraz Presley’a odniósł także w Wielkiej Brytanii. Po kilku dniach prezentowania „Tickle Me” na ekranach w samym tylko Londynie na konto wytwórni wpłynęło około czterysta dwadzieścia pięć tysięcy dolarów.
Najwięcej biletów sprzedano jednak w samych Stanach Zjednoczonych. Nie mały wpływ na to miała data wejścia filmu do kin. Ogólnoświatowa premiera filmu „Tickle Me” miała bowiem miejsce dokładnie 7 lipca 1965 roku, równo dwa miesiące przed długim świątecznym weekendem związanym z przypadającym 6 września Świętem Pracy. W związku z tym do kin w całych USA wpłynęło aż sześć tysięcy rezerwacji grupowych (!). Dochód ze sprzedaży wejściówek na osiemnasty film Presley’a w ciągu trzech pierwszych miesięcy od premiery wyniósł trzy miliony dolarów!
Oprócz samych biletów nieźle sprzedawał się też nowy album Presley’a zawierający piosenki z filmu. EPka „Tickle Me” na liście przebojów uplasowała się na odległym siedemdziesiątym miejscu. Zdecydowanie lepszy wynik zanotował natomiast wydany 10 sierpnia 1965 roku singiel z nagraniami „I’m Yours” i „(It’s A) Long Lonely Highway” (obie piosenki zostały wykorzystane w filmie). Płytka świetnie się sprzedawała i po kilku tygodniach dotarła do wysokiej jedenastej pozycji na liście przebojów. Wkrótce została kolejną złotą płytą Elvisa Presley’a.
Pod koniec 1965 roku obraz „Tickle Me” przyniósł łącznie blisko trzy i pół miliona zysku (3,4 miliona dolarów). Pomimo częstych ataków ze strony krytyków uplasował się na wysokim dwudziestym dziewiątym miejscu w corocznym rankingu publikowanym przez filmowy magazyn Variety. Tym samym został trzecim najbardziej dochodowym filmem zrealizowanym przez wytwórnię Allied Artist w tamtym okresie. Producent Steve Broidy przyznał w jednym z wywiadów, że Elvis „wybawił” wytwórnię od bankructwa w 1965 roku. „Nie mógłbym prosić o większą współpracę niż tą którą otrzymałem od Elvisa i Pułkownika” wyznał w oficjalnym oświadczeniu Broidy. „Nasza organizacja jest bardzo dobra, robi dobrą robotę podczas sprzedaży ale kiedy otrzymujesz dodatkowo taki plus jaki my dostaliśmy przy promocji tego filmu to zadanie to stało się jeszcze łatwiejsze. Organizacja ze strony Presley’a pomogła nam ogromnie”.
W ramach wdzięczności w czerwcowym wydaniu magazynu Variety zamieszczono dużą, całostronicową reklamę filmu „Tickle Me”. Na samej górze napisano wyraźnym drukiem: „Podziękowania dla Pułkownika i RCA za wspaniałą pomoc przy promocji”.
Jak pokazała jednak historia…. „Tickle Me” powstrzymało wytwórnię od upadku tylko w 1965 roku. Niedługo potem Allied Artist ponownie popadła w finansowe tarapaty. Ostatecznie w roku 1979 oficjalnie ogłoszono bankructwo a prawa do wszystkich nakręconych do tego czasu filmów, w tym „Tickle Me” z udziałem Presley’a przejęła wytwórnia Warner Brothers Ent.
Podobno jeszcze w trakcie kręcenia filmu „Tickle Me” prowadzone były rozmowy na temat zrealizowania kolejnej produkcji z udziałem Elvisa dla Allied Artist. Pułkownik Parker dopuszczał ponoć maksymalnie jeden projekt. Wygrała jednak wytwórnia Paramount i podpisane znacznie wcześniej kontrakty. Drogi Elvisa Presley’a, Pułkownika Parkera i Allied Artist nigdy później się już nie przecięły. A kto wie jakby potoczyły się losy wytwórni filmowej gdyby nakręcono jeszcze jeden film z udziałem słynnego piosenkarza? Czy powtórzyłby on komercyjny sukces „Tickle Me” i po raz zdołał uratować wytwórnię od kłopotów?