That’s All Right, Elvis! – jak chłopak z Tupelo stał się królem rock’n’rolla
THAT’S ALL RIGHT, ELVIS!
(część 7)
Mariusz Ogiegło
„To nie jest country, to nie jest pop…” Sam Phillips
W poniedziałek wieczorem, 5 lipca 1954 roku, po skooczonej pracy, Elvis Presley, Bill Black i Scotty Moore przyszli do studia Sama Phillipsa. Sesja rozpoczęła się około godziny dziesiątej wieczorem (a przynajmniej taką godzinę zapamiętał gitarzysta Presley’a – Scotty Moore).
Pierwszą piosenką, którą tego wieczora zarejestrowano była stara ballada country (szukając odpowiedniego materiału „Elvis ponownie przebiegł praktycznie wszystkie ballady, które znał z wykonania wokalistów i zespołów, którzy od dłuższego czasu byli jego idolami: Binga Crosby’ego, The Inkspots, Billy’ego Eckstine, Eddy’ego Arnolda, Teresy Brewer, Hanka Snowa i Deana Martina”, pisał Ernst Jorgensen), „I Love You Because” z repertuaru Leona Payne. W 1950 roku kompozycja ta w wykonaniu jej autora przez dwa tygodnie utrzymywała się na szczycie zestawienia Country Jockey Chart. Wersja Presley’a, nagrana po co najmniej pięciu próbach, w ocenie Scotty’ego Moora wypadła „nieźle”.
„Potem przerzuciliśmy się na kilka kawałków typowej muzyki country”, wspominał na kartach książki „Prywatne życie Elvisa”, założyciel grupy The Starlight Wranglers. Pierwszym z nich był brytyjski przebój napisany przez Johna Wayne’a i Wilhelma Grosza, „Harbour Lights” wykonywany m.in. przez Roy Fox Orchestra oraz Sammy’ego Kaye (na tym ostatnim wykonaniu prawdopodobnie swoją wersję oparł Elvis). Z zachowanych taśm wynika, że tego wieczoru Elvis wraz ze swoim nowym zespołem zarejestrował około ośmiu prób tego utworu (druga została opisana jako master).
„Oto co zabrzmiało na pół godziny przed tym zanim zostało wynalezione rockabilly…”, napisał Collin Escott w książce „Today, Tomorrow & Forever” opisując jedną z alternatywnych wersji „Harbor Lights”.
Obie nagrane ballady brzmiały co prawda poprawnie jednak nie spełniały oczekiwań ani producenta ani samego Elvisa („Żadnego z nas to nie usatysfakcjonowało”, podsumował Scotty Moore). „Nasza sesja okazała się bardzo frustrującym interesem”, opowiadał Judd Phillips. „(Elvis, przyp. autor) nie był zadowolony z żadnej piosenki, którą mu zaproponowaliśmy. Wyglądało na to, że nic nie pasuje do jego stylu”. Przełom nastąpił dopiero podczas przerwy…
Muzycy siedzieli w rogu studia, rozmawiali i popijali coca-colę. Elvis był jak twierdzili członkowie zespołu zdenerwowany i zaniepokojony tym, że sesja nie przebiega w taki sposób w jaki oczekiwano. Po kilku minutach wstał, podszedł do mikrofonu i zaczął nerwowo uderzać w swoją gitarę. „Podjąłem akordy, a potem Bill zaczął nam akompaniować na kontrabasie”, opowiadał Scotty Moore autorowi książki „Prywatne życie Elvisa”. „Nagle Elvis zaczął skakać po całym studiu jak jakiś głupiec ale my włączyliśmy się z melodią ‘That’s All Right (Mama)’”.
„That’s All Right (Mama)” było przebojem czarnoskórego bluesmana Arthura ‘Big Boy’ Crudupa nagranym w Chicago we wrześniu 1946 roku i zrealizowanym przez wytwórnię RCA Victor (nagranie ukazało się w sprzedaży dwukrotnie. Pierwszy raz w roku 1946 i ponownie trzy lata później, w 1949).
Spontaniczny jam session zainicjowany przez Presley’a zdaniem jego gitarzysty nie zapowiadał jeszcze (a przynajmniej nikt z biorących w nim udział nawet o tym wówczas nie myślał) nadchodzącej rewolucji w muzyce rozrywkowej – „w tym czasie wydawało nam się, że robimy tylko kupę hałasu”, mówił. Odmiennego zdania był jednak Sam Phillips, który słysząc to co dzieje się w studiu wypadł ze swojej reżyserki krzycząc: „co wy u diabła robicie?”. „Nie wiemy”, usłyszał w odpowiedzi. „No to lepiej się dowiedźcie i nie zapomnijcie tego”, wykrzykiwał podekscytowany. „Zagrajcie to jeszcze raz i nagramy to na taśmę”.
Po tych słowach pośpiesznie wrócił do tzw. control roomu i włączył magnetofon. A oszołomieni muzycy raz jeszcze zagrali „That’s All Right (Mama)” w taki sam sposób jak przed chwilą („Elvis skakał tak samo”, relacjonował Scotty Moore). Według wspomnień Scotty’ego Moora piosenkę powtórzono dwu lub trzykrotnie zanim nagrano jej właściwą wersję (jego słowa potwierdzają zachowane do dzisiaj fragmenty tamtej historycznej sesji).
Co jeszcze (i czy w ogóle) nagrano tamtego wieczora – nie wiadomo. W kilku źródłach padają na przemian tytuły „Tennessee Saturday Night” oraz „Tiger Man”. Ten ostatni utwór jest o tyle intrygujący, że w trakcie swoich występów w hotelu International w Las Vegas w roku 1970 Elvis zapowiadał go jako „moje drugie nagranie”. Niestety w dokumentacji sesji nie istnieje nawet wzmianka na temat wspomnianej kompozycji a na taśmach nie ma śladu po jakimkolwiek innym nagraniu niż te wyżej wymienione…
CZĘŚĆ 1 CZĘŚĆ 2 CZĘŚĆ 3 CZĘŚĆ 4CZĘŚĆ 5CZĘŚĆ 6
UWAGA! Więcej na temat pierwszych nagrań Elvisa Presley’a a także same utwory zarejestrowane dla legendarnego SUN Studio już 27 lipca br. zostaną wydane na boxie „A BOY FROM TUPELO” (zestaw 3CD + Książka/Sony Legacy). Polecam
„A BOY FROM TUPELO” – KUP TERAZ!
CDN.