Priscilla Presley odwiedzi Kraków – była żona króla rock’n’rolla poprowadzi show w Tauron Arenie
Była żona Elvisa Presleya po raz pierwszy w Polsce
Modelka, aktorka (znana m.in z popularnego cyklu komedii „Naga Broń”) i producentka już 7 czerwca zaprezentuje największe przeboje swojego byłego męża – legendarnego Króla Rock’n’rolla. Dzięki nowej technologii Elvis Presley „wystąpi” na specjalnie przygotowanym ekranie. Archiwalne nagrania Króla Rock’n’rolla uzupełnione zostaną o muzyczne aranżacje orkiestry symfonicznej. „Elvis Presley™ Live in Concert” z honorowym udziałem Priscilli Presley będzie można obejrzeć na żywo w krakowskiej TAURON Arenie. Bilety wciąż dostępne!
Polska publiczność usłyszy piosenki Elvisa już 7 czerwca 2018 r. w TAURON Arenie Kraków. Występ zawiera archiwalne nagrania oryginalnych wykonań Elvisa Presleya w nowych, orkiestrowych aranżacjach.
7 czerwca 2018, godz. 19:30
TAURON Arena Kraków (ul. Stanisława Lema 7)
www.facebook.com/events/207389693118782/
Bilety na polski koncert dostępne są za pośrednictwem strony: www.eventim.pl
Producent europejskiej trasy koncertowej: GEA Live Organizator: JVS Group
Pisząc recenzję koncertu „Elvis Live On Screen” w Berlinie napisałem:
„Po berlińskim występie w mediach społecznościowych rozgorzała dyskusja wśród fanów Elvisa Presley’a na temat udziału Priscilli w trasie oraz samym koncercie. Zagorzali fani a także osoby nie uważające się za wielbicieli Presley’a uważały, że była żona nie powinna brać udziału w tym wydarzeniu. Przecież rozwiodła się z Elvisem… Zostawiła go… Ja osobiście uważam jednak, że gdyby nie Priscilla właśnie (bo nie nam oceniać kto winny był rozpadu małżeństwa skoro nikt z nas nie znał ani Elvisa ani Priscilli osobiście) to ani tego koncertu by nie było ani płyt „If I Can Dream” oraz „The Wonder Of You” by nie było oraz wielu wielu rzeczy by nie było… Być może (podkreślam, być może) dbając o własne interesy, wdowa po Presley’u doskonale dba też o to by pamięć o Elvisie była wiecznie żywa wśród kolejnych pokoleń.
Z innej strony też ile złego mówi się o członkach Mafii z Memphis czy niektórych przyjaciołach Elvisa a pomimo to… ich wspomnienia z czasu spędzonego u boku słynnego artysty wciąż chłoniemy niczym przysłowiowe gąbki… Bo kogo słuchać jeśli nie (z każdym dniem niestety coraz mniej licznych) świadków tamtych wspaniałych chwil i wydarzeń…?”
Priscilla Presley przyjedzie do Polski. Do Krakowa. Czy w naszym kraju była osoba, która była bliżej naszego idola niż ona?
(info: JVS Group/Mariusz Ogiegło)
Hmmm… Priscilla Presley? W sumie nie napiszę nic odkrywczego, bo od lat mam zdanie nie zmienne wobec niej. Jej działalność w temacie „pamięci o Elvisie” na przestrzeni ostatnich trzech lat (projekty „Elvis Vs The Royal Philharmonic Orchestra”) utwierdza mnie tylko jeszcze bardziej w tym. Ex żona Elvisa to osoba, która jeśli nie widzi interesu ($$$) lub możliwości promowania siebie to nie zrobi kompletnie nic w dbaniu, promowaniu tego co pozostawił po sobie nasz idol. Kiedy w roku 2015 na albumie „If I Can Dream: Elvis Presley With The Royal Philharmonic Orchestra” pojawiło się jej nazwisko jako „Executive Producer” (Producent Nadzorujący) roześmiałem się na głos. 😉 Nadzorujący co? Wpływające $ na konto? Doskonale rozumiem, że jest to zabieg czysto marketingowy spotykany też na płytach innych, nieżyjących już wykonawców. „Priscilla Presley, która była ściśle związana z tworzeniem i rozwojem obu albumów oraz pracowała nad ich wersjami koncertowymi..” Mariusz naprawdę uważasz, że ta Pani dysponuje wykształceniem, wiedzą czy doświadczeniem, które dałoby jej możliwość brania czynnego udziału w tym wszystkim? Chodzi mi o dobór repertuaru, aranżacje orkiestrowe, pracę przy miksowaniu nagrań? The Royal Philharmonic Orchestra słucha się rad, wskazówek czy nawet tylko odczuć laika w dziedzinie muzyki? Ona jest TYLKO figurantką, której nazwisko na trzech albumach filharmonicznych widnieje TYLKO dlatego, iż brzmi ono Presley. Czy podczas kariery swojego ex męża interesowała się czynnie tym co, gdzie i jak nagrywał? Bywała w studiach nagraniowych kiedy odbywały się sesje nagraniowe? Doradzała repertuarowo? To są oczywiście pytania o zabarwieniu sarkastycznym, bo odpowiedzi są znane. Kiedy w jednym z wywiadów wspomniała, że Elvis rzekomo marzył o nagraniu albumu z orkiestrą filharmoniczną to roześmiałem się po raz drugi. 🙂 Zionie to brakiem wiedzy na temat historii, czy raczej tego kiedy tak naprawdę rozpoczęła się moda na tworzenie takich projektów? Oczywiście, że Elvis cenił sobie tzw. pełne brzmienie. Czyli lubił występować z dużą orkiestrą, pełnymi sekcjami instrumentów, grupami wokalnymi. Realizował się w tym doskonale podczas swoich tras koncertowych. Nawet gdyby przyjąć (czysto teoretycznie), iż miał już wówczas (przyjmuję, że ewentualnie mogłyby być to lata 70’s) pragnienie artystyczne na nagranie takiego właśnie „filharmonicznego” albumu… to czemu nie zrobił tego? Przecież lata 70’s to pełna swoboda w doborze repertuaru, muzyków? Jej bajdurzenie w tej kwestii jest groteskowe. Fakt występowania na estradzie podczas widowiska „Elvis Presley™ Live in Concert” jest czystym i wyrachowanie skalkulowanym zabiegiem na możliwość zaistnienia w show-biznesie, ogrzania się w blasku legendy naszego idola plus stosowane profity finansowe z tego faktu płynące. Została wynajęta (upsss… zatrudniona) do odegrania swojej roli „dobrej Pani Presley”. Ja tego najzwyczajniej w świecie nie kupuję. Cieszę się, że gro znanych mi osób ma zdanie podobne, acz nie koniecznie ujawniane publicznie. Dodam na koniec, iż nie interesuje mnie jak tam było między nią, a Elvisem w małżeństwie? Elvis Presley to dla mnie przede wszystkim artysta i najbardziej istotne zawsze było i jest dla mnie co, gdzie, kiedy nagrał lub zaśpiewał… i czy jest to opublikowane lub nagrane? Wiem, że „punkt widzenia zależy od miejsca siedzenia”, ale w tym przypadku pozwalam sobie widzieć to nieco inaczej. 🙂
https://youtu.be/tbu6HdcPe2M
Maciek, na Twój komentarz wydaje mi się częściowo odpowiedziałem w swoim poście powyżej.
„Zagorzali fani a także osoby nie uważające się za wielbicieli Presley’a uważały, że była żona nie powinna brać udziału w tym wydarzeniu. Przecież rozwiodła się z Elvisem… Zostawiła go… Ja osobiście uważam jednak, że gdyby nie Priscilla właśnie (bo nie nam oceniać kto winny był rozpadu małżeństwa skoro nikt z nas nie znał ani Elvisa ani Priscilli osobiście) to ani tego koncertu by nie było ani płyt „If I Can Dream” oraz „The Wonder Of You” by nie było oraz wielu wielu rzeczy by nie było… Być może (podkreślam, być może) dbając o własne interesy, wdowa po Presley’u doskonale dba też o to by pamięć o Elvisie była wiecznie żywa wśród kolejnych pokoleń.
Z innej strony też ile złego mówi się o członkach Mafii z Memphis czy niektórych przyjaciołach Elvisa a pomimo to… ich wspomnienia z czasu spędzonego u boku słynnego artysty wciąż chłoniemy niczym przysłowiowe gąbki… Bo kogo słuchać jeśli nie (z każdym dniem niestety coraz mniej licznych) świadków tamtych wspaniałych chwil i wydarzeń…?””
Nie zaprzeczam, że udział Priscilli Presley w projekcie „Live On Screen” to czysto marketingowy zabieg nastawiony głównie na zysk. Ale jeśli nawet tak jest to co w tym złego? Mnie osobiście Pani Presley nie zrobiła nic złego a chętnie posłucham jej wspomnień z okresu spędzonego w Graceland. Napisałeś: „Ex żona Elvisa to osoba, która jeśli nie widzi interesu ($$$) lub możliwości promowania siebie to nie zrobi kompletnie nic w dbaniu, promowaniu tego co pozostawił po sobie nasz idol”. Tylko, że jej nazwisko pojawia się ostatnio przy największych projektach – płytach z The Royal Philharmonic Orchestra czy nowym filmie HBO „The Searcher”.
Oczywiście, Priscilla Presley to nie synowie Roya Orbisona, którzy też są muzykami i w kwestiach muzycznych mogą doradzać. Mam tego pełną świadomość. W nas, fanach Elvisa, osoba Priscilli budzi duże (może zbyt duże) emocje bo przypisujemy jej winę za rozpad małżeństwa, upadek Elvisa a co niektórzy nawet obwiniają ją o śmierć piosenkarza. Dla wielu jednak, osób spoza wąskiej w naszym kraju grupy fanów Elvisa, nazwisko Presley wciąż dużo znaczy. I obecność samej Priscilli (którą część osób kojarzyć będzie np. z komedią „Naga Broń” a nie z samym Elvisem. Ciężko w to uwierzyć – naprawdę są takie osoby) może znaczyć więcej niż wirtualny koncert samego Elvisa.
Niemniej, dla mnie osobiście liczy się Elvis Presley jako wokalista, aktor. Cenię sobie jego dorobek artystyczny ale już z dystansem podchodzę do tego jaką osobą był. Jego była żona. Tak jak napisałem wyżej. Cenię sobie każde wspomnienia osób, które znały mojego idola, przebywały blisko niego. Prywatne życie Pani Presley (to czy i ile zarabia na byciu ex żoną Elvisa) jest mi nieładnie mówiąc… obojętne (choć prywatnie nie mam do tej osoby – czyt. nigdy jej nie spotkałem, nie rozmawiałem z nią a tym bardziej nie zachowała się wobec mnie źle Nie mam więc powodów by ją oczerniać).
Mariusz, albo mnie źle zrozumiałeś, albo celowo (?) unikasz odpowiedzi na poruszone tezy, pytania. Szkoda, bo interakcja mogłaby być pouczająca w obie strony… trudno.Przyjmuję i tak za dobrą monetę fakt, że zdecydowałeś się coś jeszcze napisać. Spłycasz trochę „problem” pisząc, że ” jeśli kogoś nie lubię lub scenariusz imprezy mi nie odpowiada – zostaje w domu”. Ja na ten show wybieram się dla Elvisa i tego, aby zostać (mam nadzieję) oczarowany tym co współczesna technika potrafi zrobić podczas takiego widowiska. Chcę mieć skalę porównawczą wobec tego co przed laty doświadczyłem w Dortmundzie. Pani „PP” będzie dla mnie powietrzem i to nawet nie częścią tego, którym będę oddychał. Jej obecność jest w moim przekonaniu groteskowa i wykoślawia to co powinno być tam najważniejsze… czyli ELVIS, ELVIS, ELVIS. Tak jak celnie Rafal kiedyś napisał na jej wywody słowotwórcze… „pogaduchy do poduchy”. Tak jak i Tobie i mnie ta Pani nic złego nie zrobiła… ale będąc tam daje świadectwo swojemu parciu na szkło… od lat już mnogości. Tak naprawdę nic bezinteresownie nigdy nie zrobiła w jego stronę, a po jego śmierci potwierdza to nader często. Nosząc jego nazwisko i uważając się za speca od jego twórczości mogłaby otworzyć nie jedne drzwi… wiesz co mam na myśli, bo rozmawialiśmy o tym kilka razy. Wspominałem też o tym już kiedyś publicznie, ale przytoczę to i tutaj. Dlaczego „PP” nie zapuka do wytwórni filmowej np. MGM i nie domaga się (tak, domaga się!) w imieniu wszystkich fanów, aby zdecydowano się wydawać kilometry taśm filmowych, które gniją w ich archiwach? W filmach „That’s the Way It Is”, „Elvis On Tour” wykorzystano tylko znikomą ich ilość. Czemu tego nie robi, skoro tak jej leży na sercu dbanie o pamięć, spuściznę swojego ex męża? Ponieważ lwia część zysków z tego przypadłaby nie jej, ani zarządcą Graceland tylko wytwórnia filmowym. Ile mogłaby zyskać na takiej „bezinteresowności” w oczach zwykłych fanów. To jest kolejny przyczynek pokazujący jej podejście ściśle materialne do tego jak „dba” o to czym tak się szczyci. Zawsze byłem i jestem otwarty na polemikę, ale mam jakieś odczucie, że piszesz na „pół gwizdka”. Drugi raz to pozwolę sobie napisać to słowo… SZKODA. 🙂
„Tylko, że jej nazwisko pojawia się ostatnio przy największych projektach – płytach z The Royal Philharmonic Orchestra czy nowym filmie HBO „The Searcher”.
Tylko czy to nazwisko pojawiło się z powodu „fachowości”, elokwencji i generalnie pojęcia o tym jak robi się takie projekty (przygotowanie, realizacja)? Czy, aby tylko dlatego, że takie nazwisko nosi i przy pertraktowaniu, ustalaniu zgody na uruchomienie tych projektów uwarunkowane to było tym, iż ma się tam pojawić? Sądzisz, że bez jej „wiedzy” taki fachowiec jak Pan Thom Zimny nie byłby w stanie sobie poradzić? Obok Pani „PP” są takie nazwiska jak np. Jerry Schilling, Andrew Solt… ale tutaj przypadkowości nie ma. Ci ludzie są znani z tego, że mają pojęcie o czym mówią. Natomiast ona jest na zasadzie „dostawki” do dania głównego. Naprawdę tak bezrefleksyjnie łykasz te wszystkie komunikaty dla prasy, gotowce przesyłane na e-maile w celach promocji? Jeszcze raz napiszę bardzo czytelnie, bo mam wrażenie, że tym co napisałeś chcesz mnie zaszufladkować do grono tych, którzy mają do Priscilli Presley żal, czy pretensje o to, że to ona jest winna rozpadowi małżeństwa, czy nawet upadkowi Elvisa. To mnie kompletnie nie interesuje. Ich życie, ich związek. Nie ma to znaczenia w tym jak oceniam jej interesowną ($$$) postawę w „dbaniu o wizerunek” naszego idola. Nigdzie jej nie oczerniam i nie oczekuję tego bynajmniej od Ciebie, bo byłoby to dziecinne. Tylko zastanawiam się głośno dlaczego tak miękko wchodzisz w tą czysto marketingową, pijarową paplaninę na temat jej roli w tym wszystkim? Naprawdę masz potrzebę usłyszenia jej ciepłych i ckliwych opowieści o tym jak to było za górami i lasami w rodzinie Państwa Presley? Mariusz… znasz na pamięć przecież opowieści, relacje ludzi bezstronnych, świadków tamtych lat, książki poczynione na te tematy przez biografów miary takiej jak np. Peter Guralnick… robiłeś wywiady z osobami z otoczenia samego Elvisa. Wystarczy zapoznać się z książką „Elvis & Me” ( Priscilla Beaulieu Presley i Sandra Harmon) i skonfrontować jej treść, styl z tym wszystkim o czym wspomniałem. OK, być może „przesadzam” w dociskaniu, ale najzwyczajniej w świecie tekst twojego autorstwa w kilku miejscach spowodował we mnie pytanie… „Czy to jest ten sam Mariusz Ogiegło”, którego znam prywatnie od tylu już lat?
Maciek, ustalmy to raz na zawsze – to nie jest/był mój tekst! Na MTV24 dopisałem, że są to materiały promocyjne organizatora. W powyższym wpisie także widnieje zdanie – „Tyle słów od organizatorów wydarzenia, grupy JVS”. To zwykła notka prasowa, która śmiga sobie w necie (zwykłe – kopiuj-wklej). Żadne moje osobiste przemyślenia i odczucia. Dlatego też dziwię się, że wywołała ona tyle emocji. Tak jak napisałem na FB i tutaj. Obecność Pani Presley podczas koncertu będzie miłym „dodatkiem” (chociaż bardzo nie lubię tego określenia w stosunku do kobiety).
PS. A dlaczego tak „łatwo w to wchodzę” – marketing na którym nam wszystkim powinno zależeć. W końcu ta notatka ma na celu promować czerwcowy show Elvisa w Krakowie
Wchodzić można i trzeba w marketingową maszynę, która napędza to na co czekamy, czyli koncert w Krakowie, ale… jeśli podpisuje się to swoim nazwiskiem (i najpewniej samemu umieszcza) to tak jest to kojarzone (i słusznie). Promować można i trzeba, ale jeśli „gotowce” tworzone przez „ludzi z przypadku” zawierają prawdy, czy półprawdy, z którymi się nie zgadzamy to z mojej perspektywy trzeba się od tego po prostu dystansować. Pytasz wobec tego co popełniłeś : „Dlatego też dziwię się, że wywołała ona tyle emocji?” Ponieważ ludzie Cię znają od lat i gro z nich (nie wszyscy zabrali głos, np. na FB) ze zdziwieniem odebrali tezy, które firmujesz. W sumie „tylko tyle”… albo „aż tyle”.