„To było jak spełnienie marzeń…” – rozmowa z Janet Bostic Williams

Specjalnie dla ELVIS: Promised Land, rozmowa z autorką książki „Operation Gratitude. Kill Colonel Parker”

Przed kilkoma dniami w sprzedaży ukazała się książka zatytułowana „Operation Gratitude. Kill Colonel Parker”. Jest to powieść, w której autorzy, Janet Bostic Williams oraz Selwyn Millborrow, w niezwykle umiejętny sposób przeplatają ze sobą fakty z życia Elvisa Presleya z fikcyjną historią dwójki jego fanów, którzy za cel obierają sobie… ocalenie ich idola przed jego menedżerem oszustem.

I choć jest to jedynie fikcja literacka, idealna na wakacyjne wieczory, to okazało się, że współautorka książki, Janet Bostic Williams, ma z Elvisem Presleyem całkiem prawdziwe wspomnienia. I właśnie o nich, jak również o swojej nowej książce, zgodziła mi się opowiedzieć. Poczytajcie.

W 1965 roku Elvis Presley wcielił się w rolę piosenkarza, Rusty’ego Martina w komedii muzycznej „Girl Happy”. Dla Ciebie ten film ma jednak bardzo szczególne znaczenie? Powiesz dlaczego? Jak zaczęła się Twoja przygoda z Elvisem? Czy muzyka Elvisa była zawsze obecna w Twoim domu? Słuchali jej np. Twoi rodzice?

„Girl Happy” z 1965 roku to był ten moment, w którym po raz pierwszy zobaczyłam Elvisa Presleya. Mój starszy brat miał za zadanie zabrać mnie na seans, czym nie był szczególnie zachwycony bo tylko czasami zachowywałam się dobrze. Ku jego zdziwieniu jednak, tym razem podczas filmu siedziałam nieruchomo i wpatrywałam się w ekran. Pamiętam to bardzo dobrze. Kiedy wyszliśmy z kina zapytałam go: „jak nazywa się ten człowiek?”. „Elvis Presley”, odpowiedział. „Lubię go”, stwierdziłam. Reszta to już historia. Tak rozpoczęła się historia pięcioletniej wówczas dziewczynki.

Muzyka Elvisa rzadko gościła w moim domu. Rodzice pozwalali mi jej słuchać ale nie mieściła się ona w obszarze ich zainteresowań. Niemniej, pozwolili mi pielęgnować moją nowo odkrytą miłość.

2. Miałaś to wielkie szczęście, że mogłaś oglądać swojego idola nie tylko na dużym ekranie lecz także podczas jego koncertów 'na żywo’. Powiedz proszę, ile koncertów Elvisa obejrzałaś (pamiętasz gdzie i kiedy dokładnie to było)? Jak je wspominasz? Jakie uczucia towarzyszyły Ci podczas pierwszego koncertu (w momencie, w którym po raz pierwszy zobaczyłaś Elvisa 'na żywo’. Dotąd znałaś go jedynie z filmów i materiałów prasowych. Czy Twoje wyobrażenie o nim pokrywało się z rzeczywistością? Często słyszę od fanów, że Elvis na żywo był jeszcze lepszy niż ten, którego można było zobaczyć w TV etc)? Czy któryś z nich w szczególny sposób utkwił w Twojej pamięci?

Tak, miałam to szczęście, że widziałam Elvisa 'na żywo’ aż cztery razy. Po raz pierwszy w lutym 1970 roku na Houston Livestock Show And Rodeo. Poszłam tam z moją babcią a nasze miejsca znajdowały się bardzo daleko od sceny. Mimo to byłam szczęśliwa, że znajduje się w tym samym budynku i oddycham tym samym powietrzem co on.

Kiedy pojawił się na scenie po raz pierwszy nie mogłam w to uwierzyć. Byłam tak bardzo podekscytowana tym, że mogę zobaczyć go 'na żywo’. Był tak samo przystojny jak na ekranie.

Później widziałam go ponownie w 1974 i 1975 roku. Oba koncerty oglądałam z daleka, ale już w sierpniu 1976 roku stałam w pierwszym rzędzie. Zaledwie kilka stóp od niego. To było jak spełnienie marzeń.

Wspaniale. A czy podczas tych występów udało Ci się spotkać lub porozmawiać z Elvisem (np. za kulisami)? Kiedy byłaś najbliżej swojego idola? Czy to było właśnie wtedy, w 1976 roku? We wstępie do swojej książki, o którą chciałbym Cię zapytać za chwilę, możemy przeczytać o wydarzeniach właśnie z 1976 roku… „białej róży, szaliku i olśniewającym uśmiechu„. Wyjaśnisz o co dokładnie chodziło?

Tak. W 1976 roku stałam zaledwie kilka metrów od niego, a że byłam wówczas młodą (miałam szesnaście lat), uroczą dziewczyną, to udało mi się zwrócić jego uwagę. Podszedł do mnie bo zauważył, że przyniosłam róże. Uśmiechnął się i zapytał czy to dla niego. Byłam nieśmiała więc wszystko co wówczas mogłam zrobić to skinąć głową. W zamian za kwiaty otrzymałam od niego biały szalik. Zanim jednak zdążyłam zareagować ktoś wyrwał mi go z rąk. Stałam tam oszołomiona. Elvis jednak zobaczył co się stało, przerwał to co wtedy robił, i wrócił do Charliego Hodge’a po kolejny szalik. Przyniósł mi go, założył na szyję, uśmiechnął się i całując powiedział: „Teraz pilnuj go skarbie”. I puścił do mnie oko. To był moment, którego nigdy nie zapomnę a który pokazał mi miarę człowieka.

Co za niezwykła historia! W Twojej książce czytamy również o Twoich regularnych wizytach w Graceland. Jeździłaś pod muzyczną bramę by spotkać/zobaczyć Elvisa? Czytając Twoją książkę, zaintrygowała mnie wzmianka o Twoim „wtargnięciu” na teren posiadłości Presleya w 1976 roku? Jak do niego doszło? Jak udało Ci się przedrzeć przez muzyczną bramę, ochronę etc i wejść na teren rezydencji Elvisa?

W lipcu 1976 roku pojechaliśmy z moimi rodzicami na rodzinne wakacje. Podróżowaliśmy z południowego Teksasu do wschodniego Tennessee, skąd pochodziła moja matka. I to właśnie wtedy rodzice zgodzili się zjechać z drogi i zrobić mi wycieczkę do Memphis, bym mogła zobaczyć Graceland i jak miałam nadzieję, spotkać Elvisa.

Do miasta przyjechaliśmy w niedzielę późnym wieczorem i od razu zameldowaliśmy się w hotelu. Następnego dnia rano, wyruszyliśmy z moim ojcem na poszukiwanie Graceland. To było na długo przed tym zanim stał się on atrakcją turystyczną i był po prostu tylko domem.

Znaliśmy adres, mieliśmy mapę a i tak musieliśmy się zatrzymywać aż dwukrotnie by uzyskać potrzebne wskazówki. Nigdy nie zapomnę jazdy autostradą 51 (Higway 51 South) na Południe, gdy wapienny mur poprzedzający posiadłość ukazał się moim oczom. „Tam jest!”, krzyknęłam a mój biedny ojciec prawie rozbił wtedy samochód.

Zaparkowaliśmy, wysiedliśmy z auta i podeszliśmy do otwartej bramy. Byłam jak zahipnotyzowana gdy zobaczyłam gdzie jestem. W tym czasie mój tata zaczął rozmawiać ze strażnikiem, wujkiem Elvisa, Vesterem Presleyem. Niestety, Elvisa nie było wtedy w domu. Był w trasie. Tata przekonał go (Vestera, przyp.autor) jednak by zabrał nas do jego rezydencji. Co ten uczynił, pakując nas do różowego jeepa. Podjechaliśmy pod sam front rezydencji gdzie zrobiono mi zdjęcie na werandzie. Kusiło mnie by spróbować otworzyć frontowe drzwi.

Na podjeździe stały zaparkowane samochody. My natomiast zajrzeliśmy tylko w okno sypialni Elvisa. To było bardzo ekscytujące uczucie, być w domu Elvisa.

Tak wiele zawdzięczam mojemu wspaniałemu, nieżyjącemu już ojcu, który rozumiał jak ważne były dla mnie te wszystkie rzeczy. Zawsze będę pielęgnowała te wspomnienia.

Po śmierci Elvisa nie przestałaś się nim interesować i nadal zajmujesz się jego spuścizną, przybliżając jego sylwetkę kolejnym pokoleniom. Prowadzisz bardzo popularną grupę na Facebooku, „Elvis. A Celebration Of The Man And His Music”, pracowałaś dla stacji TCB Radio Network a kilka dni temu do sprzedaży trafiła Twoja pierwsza książka – „Operation Gratitutde. Kill Colonel Parker”. Powieść, w której umiejętnie przeplatasz fakty z życia Elvisa z fikcyjną historią dwójki fanów. Skąd wziął się pomysł (co zainspirowało Cię) na jej napisanie? Dlaczego wybrałaś taką formę (nie chciałaś np. opisać swoich wspomnień z koncertów i wydać ich w formie książki etc)?

Od zawsze uwielbiałam czytać i pisać. A do tego lubię Elvisa. Czy jest lepszy sposób na połączenie tych moich zainteresowań? Napisałam dotąd wiele artykułów dla grupy na Facebooku, którą współtworzę. Grupa liczy około dziewięćdziesiąt cztery tysiące osób i jest bardzo aktywna.

Kilka lat temu miałam także okazję pisać dla TCB Radio Network i jak się okazało, był to bardzo dobry ruch, który pozwolił mi nawiązać niezwykłe znajomości i kontakty.

To dzięki nim skontaktował się ze mną Selwyn Millborow, członek naszej grupy na FB. Spodobało mu się wiele artykułów i esejów, które napisałam i zaproponował współpracę przy tworzeniu fikcyjnej powieści opartej na faktach. To był początek naszej burzy mózgów i przygody z pisaniem. Co ciekawe, nigdy nie spotkaliśmy się osobiście. On mieszka w RPA a ja w Stanach Zjednoczonych. Przez kilka lat, by ukończyć nasz projekt, komunikowaliśmy się jedynie za pośrednictwem meili oraz Zooma.

Spodobał mi się pomysł napisania powieści ponieważ ukazywałaby ona zupełnie inny punkt widzenia niż wiele dotychczasowych książek o Elvisie. Chociaż nasza książka jest związana z Elvisem to nie jest wyłącznie o nim.

Zarządzając grupami fanów widziałam i słyszałam zbyt dużo historii o nadgorliwych wielbicielach, w tym m.in historię, która mogłaby wydarzyć się naprawdę. Fani Elvisa są szalenie zaangażowani, a ja chciałam uwzględnić ten aspekt.

Tytuł Twojej powieści jest bardzo intrygujący. „Operacja wdzięczność. Zabić Pułkownika Parkera”. Wydaje mi się, że w pewien sposób wyraża on (szczególnie jego druga część) to co przez lata czuło i nadal czuje i myśli olbrzymia grupa fanów Elvisa, która obwinia Parkera za przedwczesną śmierć Presleya (ten motyw pojawia się nawet w filmie Baza Luhrmanna). Dlaczego Twoim zdaniem fani wręcz wydali wyrok na Parkera? Czy Ty zgadzasz się z tą opinią (że to Parker odpowiada za śmierć Elvisa) czy masz swoje przemyślenia w tym temacie?

Tak jak wspomniałam, fani Elvisa bywają tak oddani często do tego stopnia, że winą za wszystko co złe – negatywne obarczają wszystkie inne czynniki tylko nie samego Elvisa. Zgadza się, wiele osób postrzega Parkera jako ostatniego nikczemnika, podobnie jak Priscillę czy mafię z Memphis… Wszystko to po trochu przyczyniło się do upadku i śmierci Elvisa, ale prawda jest taka, że Elvis był dorosłym mężczyzną, który mógł podejmować własne decyzje.

Niestety, była to też idealna okoliczność do powstania problemów, których nikt wtedy nie rozpoznał. Nawet Elvis. Uważam, że jednostronne obwinianie jednej, konkretnej osoby jest bardzo niesprawiedliwe.

Pozostańmy jeszcze na chwilę przy temacie Pułkownika Parkera, który w biografii Elvisa jest nie tyle postacią kontrowersyjną co bardzo często przedstawiany jest jako tzw. czarny charakter. Tymczasem kilku bliskich współpracowników Elvisa, z którymi rozmawiałem bardzo dobrze go oceniało, twierdząc, że „wiedział co jest dobre dla niego i robił wszystko by utrzymać go na szczycie„. Z kolei niedługo po premierze filmu Baza Luhrmana, menedżer jednego z najpopularniejszych polskich piosenkarzy podzielił się w internecie refleksją która pozwoliła mi spojrzeć na układ Elvis – Parker z nieco innej strony. „Menedżer jest po to by dbać o interesy. Dlatego nie zgadzam się z opiniami, że to on był przyczyną porażki życiowej Elvisa„, pisał. „Parker wyniósł Elvisa na szczyty. A, że metody miał często kontrowersyjne? Zwycięzcy nie pyta się czy ma rację„. Czy zgadzasz się z tymi opiniami? Czy uważasz, że Pułkownik Parker był dobrym menedżerem? Czy może podzielasz zdanie tych osób, które uważają, że Pułkownik był dobry tylko na początku kariery Elvisa? Jak myślisz, jak potoczyłaby się kariera Presleya gdyby ten naprawdę zwolnił swojego menedżera? Co dla Ciebie było największym osiągnięciem i największym błądem Parkera jeśli chodzi o karierę Elvisa?

Cóż, Parker był dobrym menedżerem, a co ważniejsze, jeszcze lepszym promotorem. Jego praca polegała na zawieraniu umów i wypełnianiu różnych miejsc (np. sal koncertowych), co z resztą robił równie doskonale. Jak na swoje czasy był geniuszem marketingu.

Dobry menedżer powinien mieć jednak wyczucie kierunku artystycznego swojego klienta, a tego Parker nie miał. Nie miał ani zmysłu ani zacięcia artystycznego. Skłaniam się nawet ku opinii, że po „Comeback Special”, a już zwłaszcza po „Aloha From Hawaii”, nowy kierownik/menedżer mógbły i wprowadziłby zmiany, które w tym wypadku byłyby na wagę życia i śmierci.

Twoja książka, choć w pewien sposób jest tylko fikcyjną opowieścią dotyka realnego, poważnego problemu i zmusza (a przynajmniej zmusiła mnie) do pewnej głębszej refleksji. Otóż, bohaterami Twojej książki są fani, którzy próbują ochronić Elvisa przed swoim menedżerem oszustem. Obwiniają go za wszystkie niepowodzenia, błędy biznesowe czy w końcu utratę zdrowia ich idola etc. W rzeczywistości, w 1977 roku Dave Hebler, wypowie znamienne słowa – „czy można uchronić czterdziestodwu letniego człowieka przed nim samym?„. Czy Twoim zdaniem historia, którą opowiadasz w książce mogłaby wydarzyć się naprawdę? Czy Elvis, który jak wiemy, miał bardzo silny charakter i jak wyznała w jednym z wywiadów jego była żona, Priscilla, nie znosił kiedy ktoś mówił mu co ma robić, posłuchałby swoich fanów? Myślisz, że pozwoliłby sobie pomóc gdyby go o to poprosili? Z drugiej strony wiemy przecież, że miał z nimi bardzo szczególny kontakt (szczególnie podczas pobytu w Europie, dopytywał ich o aktualne trendy w muzyce, etc. a jego podziękowania dla nich znalazły się nawet na okładce płyty „A Date With Elvis”).

Elvis rozumiał i akceptował swoje korzenie. Był również dumnym człowiekiem pochądzącym z pewnej epoki, w której przyznanie się do jakichkolwiek niedociągnięć mogło być postrzegane jako słabość. Szczerze wierzę w to, że czuł że ma wszystko pod kontrolą aż do chwili gdy nagle okazało się, że jednak nie ma.

Myślę, że zdawał sobie również sprawę z tego, że nadszedł czas by dokonać poważnych zmian. I był u progu ich wprowadzenia, tylko zabrakło mu czasu.

Choć zabrzmi to teraz boleśnie, gdyby jego fani nie byli tak nadgorliwi to może mogłoby to w jakiś sposób wpłynąć na jego decyzje i być może udałoby mu się coś zmienić. Choć przyznanie się do błędu i przyjęcie pomocy byłoby trudne. Być może był za daleko by widzieć pewne sprawy jasno.

Żadne z tych twierdzeń nie ma wpływu na miłość i szacunek. To jest jedynie opinia oparta na miłości i trosce. Elvis zasługiwał na więcej niż w wielu aspektach otrzymywał. Ponad wszystko inne, Elvis nigdy nie chciał zawieść swoich fanów i to go drogo kosztowało.

Mówiąc o fanach nie sposób w tym miejscu pominąć bardzo istotnego faktu. Nad swoją książką współpracowałaś z kilkoma osobami, w tym z Selwynem Milborrowem, moją serdeczną przyjaciółką Lisą Lauren a także super fanką i przyjaciółką Elvisa – Sandi Miller. Opowiedz proszę jak przebiegała ta współpraca? Ile czasu zajęło Wam napisanie tej książki? Czy trudno było namówić te osoby do współpracy? Jak zareagowały na Twój pomysł?

O Selwynie, genialnym pisarzu, już wspomianałam. Lisa i Sandi natomiast dołączyły do nas już bardziej po fakcie, dając świetny wgląd w świat Elvisa. Bardzo to doceniam.

Ta książka to projekt, który z przerwami realizowaliśmy prawie pięć lat. Współpraca z innymi układała się łatwo ponieważ wszyscy chcieliśmy okazać miłość i szacunek Elvisowi. W zamian za wszystko co dał nam, indywidualnie i zbiorowo, jako fanom.

Na swojej stronie internetowej napisałaś, że Elvis zasługuje na prawdę. Niestety, mam wrażenie, że w dzisiejszych czasach o tą prawdę jest coraz trudniej. W Internecie i mediach co rusz pojawiają się fałszywe a czasami wręcz obraźliwe informacje na temat Elvisa (także tutaj w Polsce, gdzie z racji długo obowiązującego ustroju politycznego o Elvisie mówiło się albo źle albo nie mówiło się wcale). Media zdają się działać w myśl zasady im większa sensacja tym lepsza klikalność. Nie ważne czy opowiedziana historia jest prawdziwa i poparta jakimikolwiek faktami. Jak sobie z tym radzisz? Jak reagujesz na takie teksty? Starasz się je dementować (np. w swojej grupie)? Czy te współczesne artykuły różnią się od tych, które ukazywały się za życia Elvisa?

Oczywiście, olbrzymi problem stanowią również edytowane Photoshopem zdjęcia, które zalewają Internet. Niektóre z nich są niestety tak dobre, że wiele osób bierze je za autentyczne podczas gdy one zwyczajnie fałszują historię… Jaki jest Twój stosunek do tego typu „przerabianych fotografii”?

Elvis powiedział kiedyś: „Prawda jest jak słońce. Możesz je na chwilę zgasić ale ono nie zniknie”. Nasza grupa nie pozwala na brak szacunku wobec Elvisa, członków jego rodziny, przyjaciół, etc. Jest zbyt wiele pozytywów by skupiać się na negatywach, czy też domniemanych negatywach. Nie znaczy to, że wybielamy pewne fakty ale po prostu się nad nimi nie rozwodzimy. Istnieje bardzo cienka granica.

Uważamy, że przyjmowanie członków grupy jest jak zapraszanie kogoś do domu. Jeśli ten ktoś nie zachowuje się z szacunkiem, nie jest mile widziany. Staramy się ich eliminować. Podobnie jak i materiały oraz zdjęcia ulepszone za pomocą Photoshopa. Nie ma takiej potrzeby by je prezentować. Jest tak wiele dobrych i wiarygodnych rzeczy.

A negatywny stosunek mediów? Nie jest niczym nowym. Fani Elvisa znają prawdę.

W ostatnim czasie mieliśmy premierę dwóch głośnych filmów poświęconych Elvisowi, „ELVIS” Baza Luhrmann i „Priscilla” Sophi Coppolli. Który z tych filmów, Twoim zdaniem, jest najbliższy prawdy i pokazuje najbardziej prawdziwy obraz Elvisa? Jakie jest Twoje zdanie na temat obu tych produkcji?

ELVIS” mi się podobał ale jako dla fana i historyka, rażące przeoczenia i rozbieżności były boleśnie zauważalne. Kostiumy i lokacje były idealne a muzyka autentyczna. Nie wierzę jednak, w to, że Elvis „skończył” się po rozwodzie, tak jak to przedstawiono. Odebrałam to jako wyraźne przekłamanie.

Przyjęłam ten film takim jaki był, mając świadomość tego, że nie był to dokument ani tym bardziej odzwierciedlenie jego (Elvisa, przyp. autor) ostatnich lat.

Jeśli natomiast chodzi o „PRISCILLĘ”, to była jej historia i jej sposób widzenia. Trudno więc w takim wypadku spekulować na temat prawdy. Nie jestem fanem Priscilli ale też nie nienawidzę jej. Była po prostu częścią historii Elvisa. Nie jest to zatem moje osobiste uprzedzenie, ale uważam, że film był powolny i nudny. Ale to jest tylko moja opinia.

Na koniec wróćmy jeszcze do Twojej książki, którą obecnie można zamawiać w przedsprzedaży. Powiedz proszę gdzie możemy ją kupić i czy masz już pomysł na kolejne tomy (a może na zupełnie inne publikacje)?

Założyliśmy stronę internetową, Presleystories.com, na której można zamówić podpisany przez nas egzemplarz książki. Prowadzę na niej również bloga i zamieszczam różne ciekawostki. Nie chciałabym by służyła jedynie do składania zamówień.

Mam już kilka pomysłów na przyszłe tomy i chciałabym je przedstawić jeśli fani będą tylko zainteresowani.

Mam również niemal ukończoną inną książkę, w ogóle nie poświęconą Presleyowi. To fikcyjna powieść historyczna o młodej kobiecie urodzonej w latach dwudziestych, dotkniętej biedą i latami wojny. W dalszej części powieść ukazuje jak nowoczesne zmiany z połowy XX wieku wpływają na kwestie dorastania bohaterki.

Zaledwie kilka dni temu, 5 lipca, obchodziliśmy 70. rocznicę nagrania przez Elvisa utworu „That’s All Right (Mama)”, który zapoczątkował prawdziwą rewolucję w muzyce (i nie tylko) rozrywkowej na całym świecie. Powiedz proszę, na czym Twoim zdaniem polegał/polega fenomen Elvisa Presleya? Dlaczego, wciąż jest człowiekiem, którego kochają i podziwiają miliony osób na całym świecie (także tutaj w Polsce)?

Krótko mówiąc, Elvis Presley zmienił społeczeństwo zarówno pod względem muzycznym, kulturowym jak i emocjonalnym. Nastolatkowie przestali być jedynie dorastającymi dorosłymi ale nagle zaczęli być ważni. Krajobraz kulturowy zmienił się ze zwykłej wanilii w świat kolorowych wyborów.

Elvis pojawił się we właściwym miejscu i czasie by robiąc te wszystkie rzeczy we właściwy sposób zwrócić uwagę świata. Jego intensywna więź z fanami stała się drogą do poczucia wartości. A fala ta płynęła w obu kierunkach. Był zastępczym chłopakiem, bratem, przyjacielem i synem a więź między nim a fanami była autentyczna. Wypełnił pustkę, pozostał wierny swoim korzeniom i sprawił, że jego fani poczuli się ważni. Był rodziną i zawsze będzie częścią rodziny. Wciąż łączy ludzi.

Przykładem może być pisząca o nim dziewczyna z Teksasu i ludzie z Polski czytający jej przemyślenia. A to wszystko dzięki wyjątkowemu przywiązaniu i miłości do Elvisa Aarona Presleya.

Dziękuję

  • Za pomoc w przeprowadzeniu wywiadu dziękuję Lisie Lauren.

Add a Comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *


Warning: array_push() expects parameter 1 to be array, null given in /home/elvispro/domains/elvispromisedland.pl/public_html/wp-content/plugins/wp-auto-translate-free/classes/class-wp-translatorea-connector.php on line 29