„Uważałem go za bardzo uprzejmą […] i zachwycającą osobę” – Robin Luke wspomnia Elvisa!
Ekskluzywny wywiad o trudnych początkach, blaskach i cieniach muzycznego biznesu złotej ery rock’n’rolla i spotkaniu z Elvisem Presley’em. Tylko dla bloga ELVIS: PROMISED LAND
ROBIN LUKE dla ELVIS:
Rozmawiał: Mariusz Ogiegło
(Część 1)
Na przestrzeni kilku ostatnich lat miałem zaszczyt przeprowadzić wywiady z wieloma niezwykłymi osobami – muzykami, producentami telewizyjnymi, kompozytorami. Część z nich została opublikowana w książce „Elvis. Człowiek, którego nigdy nie zapomnisz”.
Wszystkie te rozmowy skupiały się i dotyczyły Elvisa Presley’a. Pytałem w nich o poszczególne etapy jego kariery, ciekawostki z życia prywatnego. Były to jednak wywiady dotyczące w głównej mierze tego wspaniałego piosenkarza.
Kiedy więc kilka miesięcy temu otrzymałem propozycję zrobienia wywiadu z Robinem Lukiem (na zdjęciu z roku 2016 z książką „Elvis. Człowiek, którego nigdy nie zapomnisz”) poczułem prawdziwą tremę – niczym dziecko przed pierwszym szkolnym przedstawieniem. Bardzo chciałem ten wywiad przeprowadzić ale… wtedy zrozumiałem, że jeszcze nigdy nie przeprowadzałem wywiadu z gwiazdą!
A Robin Luke bez wątpienia był i jest wielką gwiazdą tamtej niezwykłej epoki (choć zupełnie niesłusznie w Polsce zapomnianą) – złotej ery rock’n’rolla! Na przełomie lat pięćdziesiątych i sześćdziesiątych jego przeboje takie jak „Bad Boy”, „Walkin’ In The Moonlight”, „Well Oh, Well Oh” czy „Everlovin'” śpiewała młodzież w całych Stanach Zjednoczonych. Jego hit „Susie Darlin'” w roku 1958 przebojem zdobył piątą pozycję w zestawieniu HOT 100 Magazynu Billboard, szóstą w rankingu najlepszych nagrań rythm’n’bluesowych tego samego branżowego magazynu i dwudziestą czwartą pozycję na brytyjskiej liście przebojów.
Występował z największymi nazwiskami tamtych czasów. O co więc zapytać? Jakie pytania zadać? Po chwili namysłu (i wciąż z bijącym mocno sercem) zdecydowałem, że zapytam o rzeczy, które po prostu chciałbym wiedzieć, które zawsze mnie interesowały…
Kilka dni temu (13 kwietnia br) otrzymałem od niego list, w którym w obszerny sposób odpowiedział na pytania. W tym niezwykłym i rzadkim wywiadzie opowiedział m.in o swoich trudnych początkach, pierwszych przebojach, blaskach i cieniach muzycznego show businessu złotej ery rock’n’rolla a także o swojej przyjaźni z Ricky Nelsonem, Johnnym Cashem, drodze do kariery naukowej (obecnie Robin Luke jest wykładowcą na uczelni wyższej w Springfield) oraz… spotkaniu z Elvisem Presley’em!
Wierzę, że ten wywiad będzie się Wam podobał i przy okazji przybliży Wam twórczość tego wspaniałego artysty.
Proszę opowiedz mi coś o sobie. Kiedy i w jakich okolicznościach rozpoczęła się Twoja przygoda z muzyką?
Jestem synem Roberta H.Luke’a i Patricii Bulloch Luke. Moja mama była bardzo muzykalna. Mój tata natomiast pracował dla Douglas Aircroft (amerykańska wytwórnia lotnicza założona w 1921 przez Donalda Willsa Douglasa w Santa Monica w Kalifornii, przyp.autor) jako przedstawiciel działu obsługi klienta, co wymagało od nas ciągłego przemieszczania się po całym kraju, szczególnie gdy prezentował firmę różnym liniom lotniczym. Często mieszkaliśmy więc w hotelu zanim znaleźliśmy dom (mieszkanie). Po przyjeździe do Atlanty zatrzymaliśmy się w Henry Grady Hotel przy Peachtree Street. Znajdował się w nim Dinner Theater, w którym każdego wieczoru był Eddy Arnold i jego Tennessee Playboys. Sposób ich gry całkowicie mnie zadziwił. Pan Arnold grał na gitarze hiszpańskiej.
Gdy miałem pięć i pół roku moja mama uznała za właściwe nauczyć mnie gry na instrumencie. Trąbka była jednak zbyt głośna na hotel a pianino zbyt duże. W tamte Święta Bożego Narodzenia kupiła mi więc ukulele.
Miałem też już wówczas dużą kolekcję dziecięcych płyt z serii “Golden Series” zawierającej dziecięce wierszyki oraz piosenki z bajek Disneya. Akordów uczyłem się sam ponieważ chciałem śpiewać te utwory tylko dla siebie i swoich rodziców. Mama była zaskoczona moją zdolnością uczenia się struktur akordów i śpiewania w kącie. Zdecydowała więc, że potrzebuję formalnych lekcji i na większym instrumencie. Wkrótce zaczęła więc rozpytywać wokoło kto jest jest najlepszym nauczycielem gry na gitarze w Atlancie. Nazwiskiem, które ciągle się powtarzało był Perry Bechtel.
Mama wsiadła więc w autobus i pojechała do centrum Atlanty by spotkać się z nim w jego studiu mieszczącym się w największym (jeśli nie jedynym) sklepie muzycznym w mieście. Gdy jednak zapytała go czy nauczy mnie grać na gitarze odparł jej, że nie uczy początkujących i dodał, że sławni gitarzyści przybywają do niego z całego USA by wziąć u niego od tygodnia do miesiąca(y) lekcji. (Mama, przyp.autor) jednak nalegała tłumacząc, że sam nauczyłem się gry na ukulele i mam dobry głos. Urodzona w Irlandii była uparta i nie lubiła być odrzucana. Myślę, że chcąc się jej pozbyć (Perry Bechtel, przyp.autor) poprosił ją by się mu przypomniała i wróciła ze mną do studia na przesłuchanie za tydzień. To ją usatysfakcjonowało. Wsiadała w autobus i wróciła do domu.
Jeszcze tego samego dnia zabrała mnie do sprzedawcy, Sears and Roebuck, żeby kupić mi mój pierwszy garnitur – Glen Plaid (marka odzieżowa, autor) z białą koszulą i czerwoną muszką. Następnie wyjaśniła mi znaczenie przesłuchania.
Tydzień później pojawiłem się u Pana Bechtela i wyczerpałem u niego cały repertuar swoich piosenek. (Mama, przyp.autor) stała z dumnie założonymi rękami a on (P.Bechtel, przyp.autor) z lekkim uśmiechem na swojej twarzy wciąż pozwalał mi śpiewać, piosenka po piosence.
Po upływie wielu minut zwrócił się do mojej mamy i powiedział, 'Pani Luke, nauczę Pani syna jak grać na gitarze – jednakże będzie musiał grać na gitarze Gibsona’.
Wówczas przeszliśmy do właściwej części sklepu w której znajdowało się wiele różnych rodzajów gitar. (P.Bechtel, przyp.autor) podszedł do najtańszej grupy gitar Gibsona i zaczął grać na każdej z nich, ostatecznie decydując, że 'najlepszy’ będzie dla mnie model LG-2. Kiedy (mama, przyp.autor) zapytała jaki jest jego koszt odpowiedział ’80$’. Kogoś może to szokować. Mama jednak stwierdziła, że nie ma możliwości by mogła zapłacić tak dużo. Wtedy Perry zapytał właściciela czy mogłaby ona kupić tą gitarę na termin płatności wpłacając za nią dwa dolary tygodniowo.Właściciel odparł, że mając poparcie Perry’ego, mógłby na to przystać.
Wówczas mama zapytała (P.Bechtela, przyp.autor) ile będzie kosztowała ją moja godzinna lekcja tygodniowo? Ten zawstydzony odrzekł, 'nigdy nie robiłem tego w ten sposób…. A na ile możesz sobie pozwolić?’. (Mama, przyp.autor) przeanalizowała, że skoro gitara kosztuje ją dwa dolary tygodniowo to lekcje mogą kosztować tyle samo! (P.Bechtel, przyp.autor) zgodził się i w ten sposób rozpoczął pięcioletni cykl lekcji! W ciągu tych wielu miesięcy nauczył mnie jedynie gam i czytania nut.
Jako członek 'starej szkoły’ był partnerem Eddy’ego Peabody a później gdy instrumenty strunowe zaczęły migrować od banjo do gitary to właśnie Perry (który miał poparcie Gibsona i Martina) zasugerował Martinowi, że powinni spróbować stworzyć liczący czternaście progów gryf. Wcześniej nigdy czegoś takiego nie zrobiono. Dopiero po kilku próbach i odrzutach Pana Blechtela. To on zatwierdził tą niestandardową gitarę. Warto zauważyć, że jest on najbardziej znany właśnie z wymyślenia liczącego czternaście progów gryfu i że dzisiaj niemal wszystkie gitary widywane są właśnie z takimi gryfami i bazują na tamtej gitarze!
Ta gitara (o nazwie OM-28) kilka lat temu została uhonorowana przez Martina jako pierwsza w serii modeli pamiątkowych i nazwana 'Perry Bechtel OM-28”. Jestem bardzo dumny, że jestem właścicielem (opiekunem) jednej z nich.
„POOR ME” – ROBIN LUKE (24 września 1959)
* Kopiowanie i wykorzystywanie całości lub części wywiadu na innych stronach internetowych bez zgody autora-zabronione!
** Za pomoc w przeprowadzeniu wywiadu dziękuję Tedowi Hutchensowi