KING CREOLE – najlepsza filmowa rola Elvisa

KING CREOLE
– najlepsza filmowa rola Elvisa –
(Część 6)

Mariusz Ogiegło

Dixieland Rock

Niemal wszystkie utwory do ścieżki dźwiękowej czwartego filmu Presleya zostały zarejestrowane w trakcie dwóch krótkich sesji nagraniowych w styczniu 1958 roku. Wyjątek stanowiła jedynie krótka, jednodniowa sesja z 11 lutego tego samego roku, o której więcej postaram się opowiedzieć w dalszej części tego tekstu.

Pierwszych nagrań do „King Creole” dokonano bowiem już w połowie stycznia. Niespełna dwa dni po tym jak Elvis w towarzystwie kilku (Jerry Hopkins w swojej książce wspomina o tuzinie osób) swoich zaufanych współpracowników i członków rodziny m.in: Lamara Fike’a, Alana Fortasa, Cliffa Gleavsa oraz kuzynów Gene’a i Bobby’egó Smith zjawił się w Los Angeles*.

Na czas prac nad soundtrackiem Presley i jego świta zatrzymali się na najwyższym piętrze elegeanckiego hotelu Beverly Wiltshire. Tego samego, który zaledwie kilka miesięcy wcześniej piosenkarz wynajmował podczas zdjęć do swojego poprzedniego filmu, „Jailhouse Rock”.

Z kolei członkowie jego zespołu, tak jak kilka miesięcy wcześniej, wynajęli pokoje w hotelu Hollywood Knickerbocker.

W obstawie Elvisa zabrakło tym razem George’a Kleina, którego w Memphis zatrzymały inne zobowiązania zawodowe. „Tuż przed wyjazdem do Kalifornii Elvis ponownie zapytał mnie czy z nim pojadę„, tłumaczył na łamach swojej książki popularny diskdżokej radiowy. „Powiedziałem mu wówczas jak bardzo doceniam jego propozycję ale wyjaśniłem też, że w WHEY (stacja radiowa, przyp. autor) zaczyna się naprawdę dobrze układać a ja nie chcę prosić Sama Phillipsa o wolne tuż po tym jak mnie przyjął. Elvis to zrozumiał i był wdzięczny, że załatwiłem mu w zamian solidne zastępstwo (chodziło o Alana Fortasa, przyp. autor)„.

Informacja o przyjeździe Elvisa do miasta błyskawicznie rozeszła się zarówno wśród jego fanów, którzy od już od pierwszego dnia zaciągnęli wartę przed głównym wejściem do hotelu, jak i wśród przedstawicieli lokalnych mediów, którzy nie przepuszczali żadnej, nawet najmniejszej okazji do spotkania ze słynnym artystą i zamienienia z nim choćby jednego zdania w celu zdobycia gorącego materiału dla swoich gazet czy rozgłośni radiowych. „Cóż, wydaje mi się, że jestem więźniem własnych strun głosowych„, stwierdził podczas jednego z takich spotkań z reporterami Elvis. „Myślę, że moi fani oczekują, że będę śpiewał bez względu na wszystko a ja chciałbym być kimś więcej niż tylko piosenkarzem. Jestem pewien, że miałbym lepszą przyszłość jako aktor. Nigdy nie przestanę śpiewać ale nie ma też powodu dla którego nie miałbym robić obu tych rzeczy. Tak jak robią to Bing Crosby czy Frank Sinatra. Myślę, że obaj, od chwili gdy zaczęli zajmować się aktorstwem bardzo rozwinęli się jako piosenkarze„.

Najwyraźniej mówiąc to Elvis miał świadomość zmieniających się trendów w muzyce i tego, że zapoczątkowana przez niego moda na muzykę rock’n’rollową może przeminąć tak szybko jak się zaczęła a on sam równie szybko może utracić status idola i stać się jedynie wspomnieniem dawnych szalonych czasów.

Choć wydaje się, że w tamtym czasie nie było jeszcze poważnych przesłanek do niepokoju.

W 1958 roku Elvis był u szczytu swojej popularności. Płyty z jego nagraniami rozchodziły się w rekordowych nakładach a filmy w których występował, pomimo iż mocno krytykowane, miały solidną, dobrze przemyślaną fabułę i ściągały do kin rzesze jego wielbicieli. Podobnie z resztą jak nagrywane do nich piosenki, które wciąż stały na najwyższym poziomie a większość z nich z miejsca stawała się międzynarodowymi przebojami.

Ścieżka dźwiękowa z jego następnego filmu, do której nagrania przystąpiono w środę rano, 15 stycznia, tylko potwierdzała tą regułę.

Sesję, tak jak kilka poprzednich, zorganizowano w studiu Radio Recorders, które od hotelu Beverly Wiltshire dzieliło niespełna siedmnaście kilometrów.

Kiedy kilkanaście minut po godzinie dziewiątej rano Elvis przybył na miejsce, w budynku tłoczyło się już mnóstwo osób. „Pamiętam, że w studiu było bardzo tłoczno„, zapamiętał w jednym z wywiadów Mike Stoller. „Był tam Pułkownik. Michael Curtiz i Steve Sholes też tam byli. Było mnóstwo kierowników filmowych* i oczywiście Thorne Nogar, świetny inżynier dźwięku„.

Oprócz wspomnianego wyżej dźwiękowca w nagraniach uczestniczył również drugi inżynier dźwięku, Wally Kamin. Ponadto w hali nagraniowej na Presleya czekał już jego zespół, w składzie: Scotty Moore na gitarze, Bill Black na basie i D.J. Fontana na bębnach a także kilku dodatkowych muzyków: Ray Siegal (bas), Dudley Brooks (fortepian), Mahlon Clark (klarnet), Teddy Bruckner (trąbka), Justin Gordon (saksofon) oraz Elmer Schneider (puzon). „Użycie instrumentów dętych w aranżacjach było odejściem od wykorzystania standardowego kwartetu, z którym dotąd pracował Elvis„, kontynuował Mike Stoller.

Akompaniament wokalny niezmiennie zapewniał natomiast męski kwartet The Jordanaires, którego członkowie, Gordon Stoker, Neal Matthews i Hoyt Hawkins (Hugh Jarrett nie występuje w wykazie muzyków. Jego nazwisko figuruje jedynie w spisie wokalistów) w niektórych utworach udzielali się również jako instrumentaliści, grając m.in na gitarze, basie, bongosach czy talerzach perkusyjnych.

Biorąc pod uwagę fakt, że obecność jakichkolwiek innych artystów na sesjach Presleya (szczególnie w późniejszych latach) należała raczej do rzadkości, zaproszenie na tą sesję nowoorleańskiej piosenkarki jazzowej, Blanche Thomas, wydaje się być warte odnotowania.

Nawet jeśli udział znanej z takich utworów jak „You Ain’t So Such A Much” czy późniejszego „This Love Of Mine”, wokalistki ograniczał się jedynie do zaśpiewania zaledwie kilku wersów w kompozycji „Turtles, Berries, Gombo” Ala Wooda i Kathleen G. 'Kay’ Twomey*. Piosenki, która w filmie pojawiła się tuż po napisach początkowych a w studiu Radio Recorders została zarejestrowana jako pierwsza.

Dopiero po jej nagraniu Elvis zarejestrował pierwszą z jedenastu piosenek tworzących oficjalnie ścieżkę dźwiękową swojego nowego filmu.

  • Elvis przyjechał do Hollywood 13 stycznia 1958 roku
  • Z ramienia wytwórni Paramount na sesji obecny był producent Walter Scharf. Mike Stoller zapamiętał również, że podczas sesji obecny był Steve Sholes, choć ten związany był głównie ze studiem w Nashville.
  • Jak podaje na swojej stronie Keith Flynn, oryginalny tytuł piosenki brzmiał „Crawfish, Berries, Gumbo” ale został zmieniony w związku z wykorzystaniem w ścieżce dźwiękowej utworu „Crawfish”

CZĘŚĆ 1 CZĘŚĆ 2 CZĘŚĆ 3 CZĘŚĆ 4 CZĘŚĆ 5

CDN

Add a Comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *


Warning: array_push() expects parameter 1 to be array, null given in /home/elvispro/domains/elvispromisedland.pl/public_html/wp-content/plugins/wp-auto-translate-free/classes/class-wp-translatorea-connector.php on line 29