KING CREOLE – najlepsza filmowa rola Elvisa

KING CREOLE
– najlepsza filmowa rola Elvisa –
(Część 12, ostatnia)

Mariusz Ogiegło

King Creole

Film „King Creole” wszedł do amerykańskich kin w wakacje 1958 roku. Po raz pierwszy wyświetlono go w nowojorskim Loew’s State Theatre, 2 lipca 1958 roku. „Jak powiedziałby sam zainteresowany, odetnijcie mi nogi i mówcie do mnie Shorty! (Krótki, przyp.autor). Elvis Presley naprawdę potrafi grać!„, zachwycał się Howard Thompson w recenzji „Aktor z gitarą” opublikowanej na łamach New York Timesa, 4 lipca 1958 roku. „W zaskakująco kolorowym i żywym 'King Creole’ wytwórni Paramount, który w większości jest dramatem, tworzy on dobrą, przekonującą kreację uciskanego młodzieńca z Nowego Orleanu, który wdaje się w konflikt z gangsterami (wraz z tą swoją cholerną gitarą). To naprawdę solidna, charakterystyczna rola, podobnie jak produkcja Hala Wallisa pokazana w Loew’s State Theater, która ostatecznie przeradza się w standardowe gangsterskie porachunki. Cytując wprost pana Presleya: 'Jestem gangsterem a nie włóczęgą, który chce szybko zarobić’. Jako gburowaty, zakłopotany i zasadniczo przyzwoity muzyk, skrzywdzony przez niektórych brutalnych mieszkańców Dzielnicy Francuskiej, wygląda i zachowuje się naprawdę przyzwoicie„.

Co ciekawe, wystarczyło zaledwie kilka pokazów, by okazało się, że cytowany wyżej felietonista New York Timesa nie jest odosobniony w swoich poglądach na temat aktorskich popisów Presleya.

W krótkim czasie bowiem w podobnym tonie zaczęli wypowiadać się również m.in dziennikarze tygodnika Variety, którzy określili Elvisa mianem „zaskakująco sympatycznego i wiarygodnego aktora„, magazynu Billboard, w którym napisano, że „jako Danny, Presley demonstruje o wiele lepsze aktorstwo i zapewnia wiele wzruszających i pełnych napięcia momentów” czy Florence Times, który stwierdził, krótko, że „ten facet nie jest złym aktorem” (dodając jednocześnie, że nie jest też „żadną sensacją i Oscar nie jest zagrożony„).

Czwarty film z udziałem Elvisa, który jak wspominał na swoich łamach The Guardian „sponsorzy Presleya określają, choć nieprawidłowo, mianem 'Nowego Elvisa Presleya’„, ściągnął do kin prawdziwe tłumy i zaledwie w tydzień od premiery zajął piąte miejsce pod względem ilości sprzedanych biletów w ogólnokrajowym zestawieniu magazynu Variety.

Tym razem jednak w ślad za olbrzymim sukcesem kasowym podążała również wyjątkowo dobra prasa i pozytywne opinie krytyków, którymi dotąd nie mógł się pochwalić żaden z wcześniejszych filmów Presleya.

W licznych recenzjach dziennikarze zwracali uwagę nie tylko na aktorskie postępy słynnego piosenkarza lecz także na udział w produkcji znanych hollywoodzkich nazwisk, takich jak choćby Carolyn Jones czy Walther Matthau. „(Elvis, przyp. autor) Powinien także podziękować swoim szczęśliwym gwiazdom za swoich kolegów, do których należą Michael Curtiz – bystry reżyser, aktorzy grający role drugoplanowe (zwłaszcza Carolyn Jones) oraz, co najciekawsze, aż dwóch scenarzystów – Herbert Baker oraz Michael V. Gazzo„, podkreślał New York Times.

Tygodnik Variety natomiast pochwalił przede wszystkim Carolyn Jones za stworzenie „mocnego i zarazem smutnego portretu dobrej dziewczyny, która przeszła na złą stronę„. Podobnie z resztą jak magazyn Billboard, który napisał, że „jako upadły anioł, Carolyn Jones jest wprost powalająca„.

Co ciekawe, w przypadku „King Creole”, krytycy pozostawali zgodni nawet w kwestii wykonywanych przez Elvisa piosenek. Choć w tym wypadku entuzjazm był raczej umiarkowany.

Wydaje się, że jedną z najbardziej optymistycznych opinii na temat ścieżki dźwiękowej wyraził cytowany wcześniej magazyn Variety, który zauważył, że w filmie Presley „śpiewa bardzo przyjemnie, delikatnie i melodyjnie„. Niestety, Howard Thompshon z New York Timesa, te same utwory określił już mianem „bardziej niż drażniących muzycznych przerywników„, dodając jednocześnie, że „najbardziej przekonujący utwór, 'Take My Hand’*, Pan Presley przedstawił na siedząco*.

Oczywiście, w zalewie wszystkich tych niezwykle entuzjastycznych wypowiedzi, które jak wspominali najbliźsi artysty, wywoływały u niego niespotykaną dotąd radość, nie mogło zabraknąć również słów oburzenia i krytyki. Te najczęściej jednak dotyczyły fabuły i przestępczej działalności głównego bohatera. Pisma katolickie takie jak Commonweal czy The Catholic World ubolewały bowiem, że kreowany przez Elvisa Danny Fisher nigdy nie poniósł zasłużonej kary za swoje czyny. Zdaniem autorów mogło to mieć zgubny wpływ na ówczesną młodzież i na błędne postrzeganie przez nią świata. „Bez wątpienia dorosłych nie poruszy zbytnio 'King Creole’ ale niestety nastoletni widzowie mogą dać się zwieść„, pisano. „Tymbardziej, że Danny jest postacią sympatyczną a na końcu pozostaje bezkarny„.

Kiedy kilka lat po premierze „King Creole” zapytano Harolda Robbinsa, autora powieści „A Stone For Danny Fisher”, co sądzi na temat filmu, odparł lakonicznie – „Cóż, dostałem za niego czek„. Nieoficjalnie mówiło się jednak, że pisarz traktował produkcję Paramountu jak parodię i był rozczarowany tym, że jego dzieło nigdy nie doczekało się właściwej ekranizacji.

Mimo to, w wakacje 1958 roku, prasa okrzyknęła „King Creole” mianem najlepszego filmu Presleya. I co najważniejsze, film dzierży ten tytuł do dnia dzisiejszego. Niestety, okazał się on też ostatnim, w którym Elvis mógł w pełni rozwinąć swoje aktorskie możliwości. „Zanim Hollywood zamieniło Elvisa w nijakiego, rodzinnego artystę i wyszlifowało wszystkie szorstkie krawędzie, 'King Creole’ pokazał do robienia jakich filmów był zdolny Presley gdyby współpracował z odpowiednim agentem, otrzymał odpowiedni scenariusz i szansę na bycie 'prawdziwym aktorem’ a nie tylko piosenkarzem„, zauważył trafnie Matthew Puddister z portalu Medium.com.

Również sam Elvis wielokrotnie podkreślał, że rola Danny’ego Fishera była jego ulubioną a występ w „King Creole” jednym z największych osiągnięć w całej jego filmowej karierze. „Wiele lat później przypadkiem spotkałam Elvisa w Hollywood, gdzie mieszkałam„, zapamiętała w jednym z wywiadów Carolyn Jones. „Jechał limuzyną a ja spacerowałam z psem. Zauważył mnie i się zatrzymał. Poszliśmy do mnie do domu. Usiedliśmy przed wejściem i zaczęliśmy rozmawiać o starych czasach i jego miłości do 'King Creola’. Po pewnym czasie popadł w melancholię i zwierzył mi się: 'Carolyn, pogubiłem się’. To mi złamało serce ponieważ widziałam, że był już zmęczony i rozczarowany filmami, do których kręcenia zmuszano go latami.

Rozmawialiśmy jeszcze przez chwilę gdy jego sympatia do Michaela Curtiza stała się jeszcze bardziej widoczna. Curtiz wierzył bowiem, że przeznaczeniem Elvisa jest stać się wielkim aktorem. Jak się jednak okazało, po nakręceniu 'Flaming Star’, kolejnego doskonałego filmu Elvisa, potentaci z Hollywood mieli wobec niego zupełnie inne plany„.

  • Mowa o utworze „Young Dreams”

CZĘŚĆ 1 CZĘŚĆ 2 CZĘŚĆ 3 CZĘŚĆ 4 CZĘŚĆ 5 CZĘŚĆ 6 CZĘŚĆ 7 CZĘŚĆ 8 CZĘŚĆ 9 CZĘŚĆ 10 CZĘŚĆ 11

Add a Comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *


Warning: array_push() expects parameter 1 to be array, null given in /home/elvispro/domains/elvispromisedland.pl/public_html/wp-content/plugins/wp-auto-translate-free/classes/class-wp-translatorea-connector.php on line 29