JAILHOUSE ROCK – za kulisami trzeciego filmu Elvisa Presleya
JAILHOUSE ROCK
– za kulisami trzeciego filmu Elvisa Presleya –
(Część 4)
Mariusz Ogiegło
Let’s rock, everybody, let’s rock
Po przyjeździe do Kalifornii (28 kwietnia) Presley zameldował się w popularnym* hotelu Beverly Wilshire położonym w Beverly Hills przy rogu ulic Wilshire Boulevard i Rodeo Drive. „Zatrzymaliśmy się w luksusowym hotelu Beverly Wilshire, który dla mnie wyglądał jak spełnienie hollywoodzkiego snu”, wspominał na kartach swojej książki „Elvis. My Best Man”, George Klein, który wraz z kuzynami piosenkarza – Genem i Carrollem 'Juniorem’ Smithem a także Arthurem Hootonem oraz Bitsy Mott towarzyszył Elvisowi w podróży. „Elvis mieszkał w apartamencie prezydenckim – pięknym pomieszczeniu, które było tak duże, że jak sądzę, pomieściłoby wewnątrz kilka naszych domów z Północnego Memphis. Do sypialni Elvisa i Gene Smitha prowadził długi korytarz.
Ja z Arthurem Hootonem zamieszkaliśmy w mniejszych choć równie okazałych pokojach penthouse’u”.
W tym samym budynku, choć już kilka pięter niżej, zamieszkał również menedżer piosenkarza, Pułkownik Tom Parker.
Członkowie zespołu Elvisa z kolei zostali ulokowani w hotelu Knickerbocker w Los Angeles. Tym samym, w którym wcześniej Presley zatrzymywał się na czas zdjęć do swoich poprzednich filmów, „Love Me Tender” i „Loving You”.
Skąd taka decyzja? Różne źródła różnie ją uzasadniają. Jedne twierdzą, że muzyków umieszczono w innym hotelu z powodów stricte ekonomicznych. Scotty Moore wspominał nawet w swojej książce, że noc we wspomnianym wyżej hotelu kosztowała tylko siedem dolarów.
Zupełnie odmienną teorię przedstawił natomiast George Klein twierdząc, że „zespół rzucił tylko okiem na Beverly Wilshire lecz szybko zdecydował się zameldować w położonym w centrum Hollywood hotelu Knickerbocker”.
Koniec końców, dwa dni później, 30 kwietnia, wszyscy spotkali się w usytuowanym przy 7000 Santa Monica Boulevard studiu Radio Recorders by nagrać piosenki do filmu.
Początek nagrań zaplanowano na godzinę dziesiątą rano.
W studiu, oprócz Elvisa, Scotty’ego Moore’a, Billa Blacka i D.J Fontany stawili się również klawiszowiec Dudley Brooks, członkowie kwartetu The Jordanaires oraz Jerry Leiber i Mike Stoller (na zdjęciu poniżej). Twórcy takich hitów jak „Kansas Sity”, „Hound Dog” czy „Love Me” a także autorzy większości utworów ze ścieżki dźwiękowej powstającego właśnie filmu pojawili się na sesji na zaproszenie samego Presleya. „Spotkaliśmy go (Elvisa, przyp. autor) po raz pierwszy dopiero podczas prac nad 'Jailhouse Rock’ i dopiero wtedy dowiedzieliśmy się jak dużo wie na temat rythm’n’bluesa. To nas autentycznie zaskoczyło”, zapamiętał w jednym z wywiadów Mike Stoller. „Był w końcu białym dzieciakiem a nam (mnie i Jerry’emu) wydawało się wtedy, że to my jesteśmy jedynymi białymi dzieciakami, którzy są tak modni (śmiech). Tymczasem, on wiedział o wiele więcej o muzyce gospel – białej i czarnej, niż my. Ponadto śpiewał także ballady, które na swój sposób były piękne. Przypominały trochę styl Binga Crosby’ego”.
Legendarny dzisiaj team autorsko kompozytorski dostarczył aż czterech z sześciu przewidzianych scenariuszem utworów – „I Want To Be Free”, „(You’re So Square) Baby I Don’t Care”, „Treat Me Nice” oraz tytułowe „Jailhouse Rock” od którego rozpoczęto sesję.
„(Twórcy filmu, przyp. autor) Przyszli do studia i wyjaśnili nam jak będzie wyglądała ta scena”, wyjaśniał w wywiadzie dla magazynu Record Collector, perkusista D.J.Fontana. „Po czym zapytali: 'Możecie zagrać to w taki sposób by pasowało do tego co chcemy nakręcić?’. I zwrócili się do mnie i Scotty’ego: 'Potrzebujemy na początku czegoś co zabrzmi tak jakby więźniowie rozwalali łańcuchy kamieniami’. Odpowiedzieliśmy: 'OK. Zobaczymy co da się zrobić’. Następnie, pamiętam to doskonale, usiedliśmy ze Scottym gdzieś w rogu a mnie przypomniał się stary utwór Woody’ego Hermana, 'The Anvil Chorus’, w którym występował motyw przypominający uderzenia w kowadło. 'To powinno być to czego szukamy’, stwierdziłem. I zagrałem ten fragment. Scotty do mnie dołączył i zaskoczyło. Chwilę później chłopaki zbiegli się do studia i zaczęliśmy to grać. 'To jest to. Niczego nie zmieniajcie’, usłyszeliśmy”.
Piosenkę zarejestrowano po około ośmiu próbach, z których większość stanowiły krótsze bądź dłuższe falstarty. Część z nich, szczególnie na początku, wynikała jeszcze z dopracowywania właściwego intro natomiast pozostałe podejścia przerywano po tym jak Elvis nie mógł już udźwignąć wysokich dźwięków. „Nie sądzę bym dotrwał do końca”, stwierdził po zakończonej przedwcześnie, ósmej próbie.
Mimo to przez cały czas był zmotywowany i zaangażowany. A kiedy śpiewał robił to z taką pasją, że każda z osób obecnych w studiu – zarówno członkowie zespołu jak i realizatorzy dźwięku, była absolutnie pewna, że na ich oczach rodzi się właśnie kolejny wielki przebój.
O ile „Jailhouse Rock” nagrano z łatwością i bez większych komplikacji, o tyle już praca nad kompozycją „Treat Me Nice” okazała się dość czasochłonnym i nieco frustrującym zajęciem. A wszystko przez dość kłopotliwą aranżację.
Warto bowiem wyraźnie zaznaczyć w tym miejscu, że zarejestrowana 30 kwietnia 1957 roku wersja znacznie różniła się od tej, którą większość fanów kojarzy dzisiaj z przebojowego singla czy też popularnej sceny z filmu.
„Dziwną rzeczą było to, że kiedy wysyłaliśmy mu (Elvisowi, przyp. autor) demo to on uczył się nagranej na nim piosenki nawet jeśli ta nie była w jego tonacji”, opowiadał Mike Stoller. „Demo wywierało na niego spory wpływ choć w wielu przypadkach to właśnie dema próbowały naśladować jego wykonania. Pod tym względem to było trochę błędne koło. Nie byliśmy jego producentami ale mieliśmy na niego wpływ, choć ten ograniczał się głównie do prób. Wzajemnie na siebie oddziaływaliśmy, sugerując sobie różne rzeczy. Czasami jednak, kiedy myśleliśmy już, że doszliśmy do porozumienia, on stwierdzał nagle: 'Myślę, że mógłbym zrobić to lepiej’, i kontynuował pracę nad danym utworem przez kolejnych dwadzieścia podejść. Oczywiście, przy Elvisie nikt nie spoglądał na zegarek”.
I najwyraźniej tak właśnie było w przypadku „Treat Me Nice”. A dokładniej, jej pierwszej i nigdy niewykorzystanej filmowej wersji, z której nagraniem mierzono się tego dnia.
Próbując odtworzyć zasłyszany na płycie demo utwór, powtarzano go w studiu kilkanaście razy, za każdym razem próbując uzyskać jego zadowalające brzmienie. Jednak niemal za każdym razem bezskutecznie. W większości przypadków nagranie rozsypywało się bowiem już po kilku pierwszych sekundach, gdy tylko The Jordanaires próbowali zaśpiewać swój dość osobliwy wokalny wstęp.
Ostatecznie, po zagraniu dziewiętnastu podejść zaniechano dalszych prac nad wspomnianą kompozycją. Ostatnią próbę opisano co prawda jako wersję master ale chyba każdy z uczestników sesji czuł, że nie udało im się osiągnąć w pełni satysfakcjonującego rezultatu. Brzmiąca nieco chaotycznie i nierówno piosenka wymagała poprawy. I dlatego powrócono do niej dopiero kilka dni później.
Tymczasem, uwagę skupiono na urokliwej balladzie „Young And Beautiful” napisanej przez Aarona Schoredera i Abnera Silvera (a właściwie Abnera Silbermana bo tak brzmiało jego prawdziwe nazwisko).
- Hotel, znany też jako A Four Seasons Hotel, został wybudowany i oddany do użytku w 1928 roku. Od tamtej pory gościło w nim wielu znamienitych gości, takich jak chociażby amerykański eseista i powieściopisarz Francis Scott Key Fitzgerald, aktor teatralny, zawodowy piłkarz i działacz polityczny Paul Robeson oraz John Lennon. Równie często co odwiedzany, hotel był także filmowany. To w nim rozgrywa się większość akcji słynnego „Pretty Woman” z udziałem Julii Roberts i Richarda Gere’a (choć wnętrza pokazane w filmie zostały już sfilmowane w hotelu Ambassador) a także serialu produkcji HBO, „Entourage”.
CZĘŚĆ 1 CZĘŚĆ 2 CZĘŚĆ 3 CZĘŚĆ 4 CZĘŚĆ 5 CZĘŚĆ 6 CZĘŚĆ 7
CDN.